Zabierałam się do tej książki bardzo długo, ciągle
przenosząc ją na koniec stosiku. Zraził mnie chyba opis z tyłu okładki, który
według mnie proponuje romans i właściwie nic więcej (To tylko moje osobiste
odczucie). Nie bardzo też gustuję w tego typu literaturze, choć czarownice
uwielbiam (to temat mojej magisterki) więc w końcu zawzięłam się i
przeczytałam, a raczej pożarłam tę powieść. Co tu dużo mówić, a raczej pisać.
Jestem zachwycona. Ale od początku.
Nadmienię, że to pierwsza powieść Melissy De La Cruz, po którą sięgnęłam.
Słyszałam oczywiście wcześniej o serii „Błękitnokrwistych”, ale jakoś nie
miałam okazji, a może i chęci żeby do niej zajrzeć. W „Zapachu spalonych
kwiatów” po pierwsze uwiódł mnie już sam
tytuł, który jest na pewno o wiele ciekawszy i zachęcający do lektury niż
oryginalny (The Witches of East End). Po
drugie: okładka jest po prostu świetna, ale doceniłam ją dopiero w trakcie
czytanie. Idealnie oddaje klimat powieści. Jest to historia pisana przez trzy kobiety z rodu Beauchamp, matkę i dwie córki, które są czarownicami. Niestety
po słynnych procesach w Salem, musiały zaprzestać używania swoich zdolności
magicznych. Dodam, że to istoty nieśmiertelne, więc tym bardziej było im trudno
powstrzymywać się od machania różdżką.
Kobiety żyły więc w miarę spokojnie, w miasteczku North Hampton, które
nie widniało na żadnej mapie, aż do momentu, kiedy matka Joanna znajduje na
plaży trzy martwe ptaki. Od tej pory w mieście zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Tajemniczy wybuch, po którym do miejscowych wód zaczyna wpływać niezidentyfikowana
trująca substancja, ginie kilkoro mieszkańców, a wielu z nich zapada na dziwną
chorobę dróg oddechowych. Do tego nasze trzy bohaterki mają już dość zakazów
Rady i każda z nich na swój sposób zaczyna znowu używać magii. Joanna ma dar
wskrzeszania ludzi, ale tylko tych, którzy nie są jej bardzo bliscy. Ingrid,
bibliotekarka, w godzinach pracy, w ramach lunchu zaczyna uzdrawiać, a jej siostra
Freya, najbardziej uwodzicielska z nich, w barze, w którym pracuje przyrządza
dla klientów czarodziejskie drinki, dzięki którym wydobywa z nich, ich najlepsze
cechy (zauroczenie, bez zahamowań, bez wzajemności – już same nazwy wiele mówią
prawda?). A wszystko to spowija jeszcze wątek miłosny. Freya ma bowiem już
niedługo wyjść za mąż, za Brana, który jest po prostu jej przeznaczeniem. Na
przyjęciu zaręczynowym poznaje jednak brata swojego narzeczonego, Killiana. Po
pierwszym spojrzeniu na tego mężczyznę, dziewczyna wie, że już nic nie będzie
takie jak kiedyś…a w powietrzu unosił się zapach spalonych kwiatów…J więcej nie zdradzę, dla tych którzy jeszcze nie czytali.
Książkę czyta się szybko, dzięki króciutkim
rozdziałom, ale także przez wciągającą akcję. Mimo to, między jednym, a drugim
akapitem da się pomarzyć o drinku mającym cudowne właściwości, czy o lataniu w
przestworzach. Jak dla mnie trochę za mało było informacji o postaci
czarownicy, ale to pewnie przez to, że robiąc notatki do swojej pracy,
przeczytałam na ten temat chyba wszystko co się dało i informacje zawarte w
powieści wydały mi się sztampowe. Książkę oceniam bardzo wysoko i z
niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
Bardzo podoba mi się okładka, a tytuł rzeczywiście jest bardzo zachęcający. Do tej pory jednak przechodziłam obok tej książki obojętnie. Twoja recenzja bardzo mnie jednak zaintrygowała. Chyba po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńPiszesz magisterkę o czarownicach? Wow:) Mogę wiedzieć jaki dokładnie masz temat magisterki?
Pozdrawiam:)
Witaj! magisterkę już napisałam i szczęśliwie obroniłam. Temat rzeczywiście niesamowity: Językowy obraz czarownicy w baśniach niderlandzkich. Baśnie niderlandzkie, na których się opierałam w rozdziale badawczym też serdecznie polecam. Tylko ostrzegam, że to lektura raczej dla dorosłych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny temat na magisterkę, a książka także się taką wydaje :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę już jakiś czas temu i mam bardzo podobne odczucia:)
OdpowiedzUsuńod kiedy usłyszałam o tej książce mam ją w planach, ale jeszcze nie dałam rady przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWiele słyszałam o tej książce, ale jakoś nie mogę się za nią zabrać
OdpowiedzUsuń