Czyż może być coś piękniejszego niż: świeżo zaparzona kawa,
ławeczka pod drzewkiem a w rękach książka K. Enerlich? Właśnie takim szczęście
delektowałam się przez ostatnie dni czytając Prowincję pełną słońca, trzecią część tryptyku K. Enerlich. Tak najlepiej
czyta mi się tę autorkę. Jej książki są bowiem pełne szacunku do natury i
zawsze stoją gdzieś blisko niej. Pełno w nich ziół, pięknych mazurskich krajobrazów,
życiowej mądrości i pięknej, choć trudnej miłość. Mieszanka to dla mnie jak
najbardziej wskazana.
Ludmiła – główna bohaterka wszystkich części Prownicji… i tutaj będzie musiała stawić
czoła losowi i unieść ciężar krzywdy. Jej szczęście bowiem pryska jak bańka
mydlana, kiedy nagle, bez żadnego ostrzeżenia odchodzi od niej mąż, z suchymi
słowami:
- Zostawmy to na razie…
- Co?
- Nas. (str. 1)
I tyle. Żadnych wyjaśnień. Ludmiła zostaje nagle sama
w pustym domu z małą córeczką Zosią i kredytem do spłacania. Nie posiada nawet
stałej pracy, co dodatkowo komplikuje sprawy.
Najchętniej zakopałaby się pod kołdrę i wylewała morze łez, ale przecież
jest za kogoś odpowiedzialna. Dobrze, że w tych trudnych chwilach ma przy sobie
siostrę i przyjaciół. Ludmiła zagryza
więc zęby i dzięki kontaktom przyjaciółki wyjeżdża do Włoch, do hotelu Cinema, aby tam po prostu zarobić na
życie i może choć trochę oderwać się od bolesnych myśli. Początki są ciężkie,
lecz pracy tyle, że nie starcza czasu na użalanie się nad sobą. Ludmiła tęskni
za swoją córeczką i domem, ale jednocześnie próbuje skorzystać z możliwości
jakie dał jej los. To przecież nie przypadek. Nie ma przypadków, jak ma w
zwyczaju powtarzać nam autorka w swoich powieściach. Wszystko dzieje się po
coś. Ludmiła poznaje bowiem bratnią duszę w osobie Miriam, właścicielki hotelu,
która swego czasu wyemigrowała z Mazur do włoskiego Gatteo, by tu rozpocząć
nowe życie. Ludmiła na jej prośbę włącza się w organizowanie ucieczki dla
Aminy, marokańskiej kelnerki, która pracuje w hotelu u Miriam. Podczas jednej
ze szczerych rozmów poznajemy wstrząsające losy Miriam i jej matki Celi. Myślę,
że w tym miejscu z oczu niejednego czytelnika poleciały łzy ( z moich także).
Kobiety postanawiają wywieźć Aminę do Polski. Ludmiła jest tak zaangażowana w
pomoc, że przestaje rozpaczać nad własnym losem. I tak wedle planu, nieco
wcześniej niż miała zamiar, Ludmiła wraca do kraju z zadaniem dostarczenia do
leśniczówki w Śniardewnie całej i zdrowej Marokanki. Postanawia jednak nie
wracać od razu do domu i tym samym pomóc zaaklimatyzować się dziewczynie do
nowych warunków. Sama również w tej leśnej głuszy próbuje poukładać swoje
myśli. Wtedy właśnie, choć wcale nieproszony pojawia się Wojtek, syn leśniczego
Janusza, u którego to właśnie zamieszkuje Amina. Osobnik ten całkiem
niespodziewanie znów zatrzęsie życiem Ludmiły, zaczynając od zabrania jej w
ekstremalną podróż-sprawdzian, po krańcach Polski. Ponoć właśnie tam nasz kraj,
tak jak obwarzanek jest najsmaczniejszy. Razem z Ludmiłą i Wojtkiem mamy okazję
zwiedzić Tykocin, Miejsce Mocy w sercu Białowieskiej Puszczy, w którym ponoć
czuć pozytywne promieniowanie, Kazimierz Dolny, Sandomierz, Zamość, Przemyśl, Bieszczady,
Krynicę Górską, Cieszyn, Strzelce Opolskie. Podróż jest tak fascynująca, że aż
ma się ochotę samemu w takową pojechać. W tak zwanym międzyczasie zostajemy
oprowadzeni także po niewielkiej osadzie Kulinowo, poznajemy historię mieszczącego
się tam pensjonatu Nikolajken, po którym dziś został tylko stojący pośród drzew
kominek. Wszystko to jest udokumentowane pięknymi fotografiami i starymi
widokówkami, co sprawia, że książkę czyta się miejscami jak fascynujący
przewodnik turystyczny.
Miałam okazję przeczytać dwie ostatnie części Prowincji… jedną po drugiej i
zdecydowanie wolę Ludmiłę z Prowincji
pełnej gwiazd i Prowincji pełnej słońca od tej z części pierwszej. W Prowincji pełnej gwiazd stała mi się niezwykle bliska z powodu
podobnego postrzegania macierzyństwa i dylematów z nim związanych. Natomiast
Ludmiła z Prowincji pełnej słońca
zaimponowała mi siłą charakteru, samozaparciem. Została skrzywdzona, poraniona,
ale dzięki temu stała się silniejsza, bardziej zdecydowana. Od tej pory stawia
czoła problemom. W trudnych chwilach trzeba bowiem stanąć twarzą do wiatru i
mówić do niego: ty mnie nie zniszczysz,
ty mnie jeszcze nie znasz… (str.106). Według takiej dewizy idzie przez
życie Miriam. W ogóle mam wrażenie, że w tej części Prowincji… Katarzyna
Enerlich przedstawiła nam plejadę cudownych, silnych kobiet. Ludmiła. Miriam,
Amina i jej matka Cela, wreszcie Iza, przyjaciółka Ludmiły. Wszystkie one
przeszły w życiu wiele, nie rzadko zbyt wiele. Potrafiły jednak zawalczyć o
siebie i swoje szczęście (Cela o szczęście córki). Miały odwagę stawić czoła
losowi i zasłużyły na nagrodę, bo jak pisze autorka: Każdy ma w życiu to, na co się odważy (str. 124).
Książki K. Enerlich pełne są takich prostych życiowych
mądrości, które spisuję sobie do kajetu i czytam wtedy, kiedy tego potrzebuję.
Powtórzę się pewnie, ale to kolejna powieść tej autorki, którą czytałam z taką
ochotą i zapałem, że na mojej twarzy widniały czerwone wypieki. Przyznam też,
że celowo dawkowałam sobie spotkania z Prowincją
pełną słońca, aby móc się delektować jak najdłużej tą mieszanką życiowej
mądrości, kopalnią cytatów, niebanalnej miłości i najlepszego przewodnika po
Polsce w jednym. Czego można chcieć więcej? To oczywiste: kolejnej powieści K.
Enerlich.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce.
Jest świetna, najlepsza z całej trylogii. Jest taka…no…Kasiowo Enerlichowa.
Tytuł: Prowincja pełna słońca
Autor: Katarzyna Enerlich
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 289
Za możliwość
przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu MG
Recenzję zamieściłam również na portalu Lubimyczytac.pl
Recenzję zamieściłam również na portalu Nakanapie.pl
OTO WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI OD WYDAWNICTWA MG:
Recenzję zamieściłam również na portalu Nakanapie.pl
OTO WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI OD WYDAWNICTWA MG:
Skoro tak zachwalasz tą autorkę muszę się w końcu zapoznać z jej twórczością. Fabuła tej książki brzmi ciekawie. Moje klimaty. Muszę się rozejrzeć za tą książką.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Musisz koniecznie:) Pozdrawiam
UsuńCała trylogia Prowincji jeszcze przede mną, z czego niezmiernie się cieszę:)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że się cieszysz. Ja czekam już z niecierpliwością na "Studnię bez dnia". Pozdrawiam
UsuńJuż mam te książki w " chcę przeczytać" i cieszę się na nie.)
OdpowiedzUsuńwidzę, że muszę nadrabiać zaległości, gdyż jeszcze nie czytałam nic tej pani :)
OdpowiedzUsuńTo ja Ci naprawdę polecam:)
UsuńEch... Coraz bardziej mam ochotę sięgnąć po jej książki ;)
OdpowiedzUsuńNie ma na co czekać:) Pozdrawiam
UsuńPiękny tytuł i okładka też niczego sobie :) Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ruszyć na polowanie po książki tej autorki ^^
OdpowiedzUsuń