Autor: Lucyna Olejniczak
Tytuł: Wypadek na ulicy Starowiślnej
Wydawnictwo: Replika
Premiera: 18.09. 2012
Liczba stron: 232
Wypadek na ulicy
Starowiślnej to
właściwie debiut literacki Lucyny Olejniczak (nie licząc opublikowanej w Internecie
Opiekunki, czyli Ameryki widzianej z
fotela), po raz pierwszy wydany przez Replikę w 2007 roku. Przyznam szczerze, że dowiedziałam się o
istnieniu autorki dzięki lekturze książki Zatrute
pióra, gdzie miałam niewątpliwą przyjemność przeczytać jej opowiadanie
kryminalne Spokojnie, kochanie…
Przeszukałam Internet w celu bliższego zapoznania się z Panią Olejniczak i tak
to właśnie dowiedziałam się, że już wkrótce światło dzienne ujrzy wznowiona
przez Replikę książka, Wypadek na ulicy
Starowiślnej. Zawsze z wielką ciekawością, ale i obawą sięgam po drugi utwór
dobrze zapowiadającego się pisarza/pisarki. Często bywa tak, że niestety pierwsze
spotkanie staje się ostatnim dobrym.
Przypadek Pani Olejniczak pokazuje, że na szczęście bywają
wyjątki. Już po kilku stronach lektury Wypadku
na ulicy Starowiślnej wiedziałam, że to jest to, czego oczekiwałam. Cudowna powieść obyczajowa, z elementami
przewodnika po Krakowie i bardzo zabawnym wątkiem romansowym.
Główną bohaterką jest…Lucyna , którą poznajemy w trakcje jej
sensacyjnego odkrycia. W wydaniu internetowym „Dziennika” znajduje notatkę o
wypadku, jaki miał miejsce w Krakowie ponad sto lat temu. Niby nic takiego,
notatka dotyczyła akcji gaszenia pożaru na ulicy Starowiślnej. Jednak, zanim
pożar został ugaszony, doszło do wypadku wozu strażackiego, który pędząc do
pożaru uderzył o niewyjeżdżony bruk.
Pech chciał, że z wozu wypadł sierżant Teodor Hanzelman, pradziadek
Lucyny, który doznał poważnych obrażeń
głowy. I oto okazuje się, że kobieta wpada na jedyny ślad po pradziadku, który
odtąd nie daje jej spokoju. Chciałaby się
dowiedzieć czegoś więcej na jego temat, tego jakim był człowiekiem, czy jest do
niego podobna. Dzieci Lucyny, Magda i Tomek zaszczepiają w niej myśl o tym,
żeby napisać o pradziadku książkę. Lucyna, która notabene jest początkującą
pisarką zapala się do tego pomysłu. Tylko skąd wziąć potrzebne informacje,
kiedy nawet starsze pokolenie w rodzinie, nie jest w stanie udzielić jej
istotnych faktów z życia Teodora. No cóż, Lucyna wybiera się do biblioteki… i
tak zaczyna się cudowna podróż po Krakowie współczesnym i tym z tysiąc
dziewięćsetnego roku. Pisarka bowiem opowiada historię językiem czterech
bohaterów. Po pierwsze Lucyna, która spaceruje po ulicach Krakowa pod rękę z…
Teodorem, którego poznała w bibliotece i który także poszukiwał informacji na
temat straży pożarnej. Po drugie zaś historię Krakowa z przed prawie stu lat,
opowiadają Teodor Hanzelman i jego dzieci Helenka i Józio. Dzięki nim z
przyjemnością przechadzałam się po uliczkach Krakowa, które autorka opisała z
dużą drobiazgowością. Kto doskonale zna
to miasto, ma szansę spojrzeć na nie z innej perspektywy i dostrzec miejsca, których
do tej pory nie zauważał? Osoby takie jak ja, które Kraków znają raczej tylko z
wycieczek szkolnych, mogą potraktować tę powieść, jak przewodnik turystyczny,
który jednak nie zaprowadzi nas w żadne masowo odwiedzane zakątki.
Czy Lucynie uda się zdobyć potrzebne informacje i napisać
książkę o pradziadku? Czy poznany w bibliotece imiennik pradziadka okaże się
kimś ważnym w jej życiu? Tego oczywiście wam nie zdradzę, ale zapewniam, że warto
samemu znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Bardzo podoba mi się jezyk, którym posługuje się pisarka.
Świeży, pełen ciętego dowcipu, ciepły, ale bez zbędnej kwiecistości. Przyznaję,
że miejscami śmiałam się do łez. Szczególnie wtedy, gdy Lucyna została
oskarżona przez telefonicznego amanta o „zalotowanie się” do niego, czy w
momentach, gdzie autorka przywoływałam pełne sarkastycznego humoru wypowiedzi
Magdaleny Samozwaniec. Pozwolę sobie przytoczyć jeden cytat:
Podobno Magdalena
Samozwaniec na stwierdzenie jednej z koleżanek, że inna z ich grona „jeszcze
się całkiem dobrze trzyma”, odpowiedziała (cytat z pamięci autorki): „trzyma
się jeszcze całkiem dobrze, ale puścić już by się nie mogła”*
Zabawne są też wątki z przyjacielem Lucyny, Władysławem. Nie
będę jednak więcej cytować, bo zdradzę za dużo smaczków, których w tej powieści
nie brakuje.
Nie mogę zapomnieć oczywiście o okładce, którą wpisuję na
moją listę najpiękniejszych okładek. W tle stary Kraków, a na pierwszym planie
dziewczyna w pięknej sukience z wysoko zadartą głową i rozmarzoną twarzą… Dla
mnie number one.
Nie wiem jak wy, ale ja nabrałam tylko ochoty na dalsze smakowanie
prozy Pani Olejniczak i cieszę się, że znalazłam kolejną polską autorkę, która
tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze jest stawiać na rodzimych autorówJ
*Lucyna Olejniczak, Wypadek na ulicy Starowiślnej, Replika
2012, s. 110-111.
Za możliwość
przeczytania i zrecenzowania książki, serdecznie dziękuję wortalowi Webook.pl oraz Wydawnictwu Replika
Lucynka jest autorką kilku ksiązek. Warto sięgnąc po kolejne.
OdpowiedzUsuńWiem i już zasadzam się na kolejne pozycje. Zacznę od "Dagerotypu. Tajemnicy Chopina" chyba:) Pozdrawiam
UsuńLubię takie obyczajówki z tajemniczą rodzinną historią w tle. I mimo, że to polska autorka, z chęcią zaryzykowałabym spotkanie z jej prozą:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Właśnie dlatego skusiłam się na tę lekturę. Bardzo lubię, kiedy obyczajówka nie jest taką zwykłą obyczajówką, Ta kryje w sobie elementy historii i to tej prawdziwej. Dla mnie super:)
UsuńWychodzi na to, że i ja powinnam przeczytać, bo to coś co lubię, jeszcze pokusiłaś Krakowem :P
UsuńJeśli lubisz Kraków, a z Twoich recenzji wynika, że tak:) to książka Pani Olejniczak przypadnie Ci do gustu:)
UsuńLubię takie klimaty ;)
OdpowiedzUsuńJa również:):)
UsuńO autorce nic nigdy nie słyszałam. Dziękuję, że napisałaś recenzję właśnie o jej dziełach. Spróbuję poszukać, bo wydaje mi się, że książka trafiłaby w mój gust. ;)
OdpowiedzUsuńAntyś bardzo Ci dziękuję za miłe słowa:) Sama się cieszę, że odkryłam Panią Olejniczak:) Pozdrawiam:)
Usuńwidziałam ostatnio tę książkę w zapowiedziach u Repliki, nawet zastanawiałam się, czy nie poprosić jej do recenzji
OdpowiedzUsuńale ostatecznie wygrała u mnie słabość do Edwarda Lee i czekam na odp, czy podeślą mi "Golema" ;]
Ojej lubisz takie książki??? Czytałam o niej też w zapowiedziach Repliki, ale to chyba nie dla mnie. Jeśli uda ci się ją zdobyć, chętnie przeczytam o twoich wrażeniach:):)
UsuńA mnie jakoś niekoniecznie do niej ciągnie...
OdpowiedzUsuńMasz rację - okładka jest przepiękna, powaliła mnie na kolana (wszystkie książki powinny mieć dopieszczone okładki). Oczywiście czuję się ogromnie zainteresowana wnętrzem - podoba mi się tematyka, a humor widzę, że przedni :) Przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Zawsze zwracałam dużą uwagę na okładki, choć oczywiście nawet najgorsza nie jest w stanie zaważyć na wartości tego co znajduje się w środku:) Czasem jednak książka z piękną okładką szybciej przyciąga:) Pozdrawiam ciepło
UsuńZ przyjemnością bym przeczytała tę książkę, lubię czasem przeczytać lekka lekturę napisana z przymrużeniem oka.
OdpowiedzUsuńPolecam zatem:)
UsuńMyślę że to coś dla mnie, z chęcią przeczytam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszę się:) Pozdrawiam
Usuń