Tytuł: Prowincja pełna smaków
Wydawnictwo: MG
Data premiery: 6 marca 2013!
Liczba stron: 300
Oprawa: miękka
Na nową książkę K.
Enerlich czekałam z wielką niecierpliwością. Kiedy niespodziewanie szybko dla
mnie, odebrałam przesyłkę ze świeżutkim egzemplarzem Prowincji pełnej smaków już do wieczora myślałam tylko o tym, żeby
zasiąść do lektury. Mam już swój rytuał czytania książek tej autorki. Zawsze
zaczynam od obejrzenia wszystkich fotografii, które stanowią znak rozpoznawczy
większości powieści. Zamykam oczy i
przenoszę się w rodzinne strony Kasi Enerlich, razem z nią zwiedzam wszystkie
zakątki ziemi Mazurskiej, odkrywam piękne stare miejsca, kryjące w sobie
magiczne historie, które Kasia ocala od zapomnienia. Zawsze jestem wtedy blisko
natury, wręcz namacalny jest dla mnie zapach gleby, starych pruskich murów, ale
także ten bardziej swojski aromat świeżych warzyw, ziół i drewna trzaskającego
w kominku. Jeszcze większej dawki poetyckich smaków spodziewałam się znaleźć w Prowincji pełnej smaków i nie zawiodłam
się.
Z przyjemnością
wróciłam do drewnianego domu Ludmiły, w którym tym razem pachnie jesiennym
wiatrem, świeżo zebranymi grzybami, zupą z komosy i niezwykłą herbatą oolung.
Prawdziwy Dom, chociaż w nim „łatana” rodzina. Cóż z tego jednak, kiedy wszyscy
jej członkowie wsadzili niemało trudu, aby się dogadać, przełamać i
zaprzyjaźnić.
Najważniejsze,
to mieć w życiu miejsce, w którym będzie robiło się rzeczy naprawdę potrzebne.
Miejsce, które najpierw będzie marzeniem, utkanym z ulotnych myśli i nadziei, a
potem, dzięki niewytłumaczalnym, a jakże potrzebnym splotom okoliczności, przemieni
się w dotykalną rzeczywistość*
Ludmiła posiada
drewniany, pełen ciepła dom, który zbudowała wspólnie z byłym już mężem. Czuje
się w nim wspaniale, szczególnie, kiedy w wielkim garnku pyrka rosół, a obok
biega wesolutka Zosia. Mieszkają same, chociaż szczoteczka do zębów Wojtka leży
w łazience i pewnie sam zainteresowany chętnie przytaszczyłby swój dobytek i
zamieszkał z ukochaną. Ludmiła jednak po perypetiach z Martinem, nie chce
wiązać z kimś swojej codzienności. Jest dobrze tak jak jest. Nie można budować
nowej rodziny, kiedy stare sprawy nie zostały jeszcze do końca przetrawione,
zamknięte. Ludmiła pragnie nawiązać
przyjacielskie stosunki z byłym mężem. Jest jej to potrzebne, żeby mogła być w
pełni szczęśliwa. Musi w końcu zawalczyć o swoje. Starania te nie spotykają się
z entuzjazmem Wojtka, który czuje się po prostu odsunięty na bok i zwyczajnie
zazdrosny o Martina.
Wszystkie te
sprawy odchodzą na jakiś czas na dalszy plan, kiedy niespodziewanie umiera Hans
Ritkowsky, były teść Ludmiły. Dostaje ataku serca podczas jazdy samochodem
wjeżdża prosto pod pędzącego tira. Oprócz Ludmiły, nikt nie wie, że Hans jechał
właśnie na spotkanie z pierwszą miłością swojego życia. Czy to stres spowodował
przedwczesną śmierć? Ludmiła czuje, że musi dowiedzieć się, jakie stosunki
niegdyś łączyły tych dwoje ludzi.
W tym właśnie
celu jedzie do dworku w Jełmuniu, gdzie chwilowo przebywa Jutta, dawna miłość
Hansa. Jak wielkie uczucie łączyło tę parę? Co się takiego wydarzyło, że serce
starszego pana nie wytrzymało napięcia? W życiu Ludki nic nie dzieje się bez
przyczyny, a każde przykre i bolesne doświadczenie otwiera oczy i pozwala
spojrzeć na dotychczasowe życie z innej perspektywy. Dzięki pieniądzom ze
sprzedaży domu rodzinnego w Niemczech, Martin spłaci kredyt zaciągnięty na dom
Ludmiły. Wspaniałomyślnie zrzeknie się też praw do własności na rzecz córki i
byłej żony. Tym gestem pokaże, że
starania Ludki, aby pozostać w dobrych stosunkach, nie poszły na marne. Każdy
musi dojrzeć do pewnych rzeczy, decyzji, słów. Na wszystko potrzeba czasu. Trzeba dać czasowi czas, aby pewne
emocje ucichły i dały dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi. Podobnie jest z
gotowanymi przez nas potrawami. Czyż nie jest tak, że kiedy niespieszne,
rytualne mieszanie łyżką bulgoczącej zupy jest pięknym przeżyciem, pełnym
zaangażowania i radości, ta zupa właśnie odwdzięcza się nam doskonałym smakiem?
Ludmiła na pytanie Martina czegoś ty
dodała do tego rosołu? odpowiada zgodnie z prostą prawdą: serca. Korzystając z tego, co daje nam
natura o każdej porze roku, słuchając swojej intuicji i wewnętrznego smaku,
dodając szczyptę własnej radości i miłości możemy sprawić, że to, co postawimy
na stole w parującym talerzu, stanie się dla nas, dla kogoś, kogo kochamy, ale
też dla zupełnie obcej nam osoby prostym szczęściem.
Życie
można wypełnić prostym szczęściem. Czasem doświadczamy go, czując smak i zapach
dobrego jedzenia. Czasem w chodzi w nasze serca, gdy widzimy słońce odbijające
się w powierzchni lśniącego jeziorka**
Prowincja
pełna smaków to kopalnia wiedzy o prowincjonalnych
smakach, mających swoje korzenie w różnych zakątkach Polski. Autorka w
poetyckie słowa ubrała nawet zwykłe przyrządzanie omletu na śniadanie. Dodaje
składniki często intuicyjnie łącząc w myślach smaki. Sięga do korzeni, ale
zabarwia je nutą nowoczesności, dzięki czemu prezentowane potrawy zyskują
świeży smak. Samo przygotowanie do
kucharzenia jest w tej powieści cudownym doświadczeniem. Czytelnik ma
nieodparte wrażenie, że razem z Ludmiłą przechadza się po mrągowskim ryneczku przebierając
w aksamitnych i sprężystych owocach i pachnących żyzną glebą warzywach. W
kuchni Ludmiła niczym czarownica miesza w garnku, doprawia, smakuje, zapieka i
smaży zamykając w jedzeniu swoje myśli, uśmiechy i uczucia. Zaskakuje nowymi
pomysłami (zupa z komosy, pierogi gryczane z nadzienie mięsno-serowym, syrop z
melisy i mięty), ale oddaje hołd tradycji, tam gdzie nowoczesność nie powinna
się wkraść. Potrawy świąteczne przyrządza tak, jak nauczyła ją mama.
Na wszystko
przychodzi czas. Trzeba tylko uważnie i powoli smakować życie. Przekonują się o
tym bohaterowie Prowincji pełnej smaków.
Po burzy, która jest nam potrzebna tak samo jak spieczonej żarem ziemi, zawsze
dopada nas promyczek jasnego słońca. Ludmiła powoli, niespiesznie uporała się z
problemami, niektórym pomogła, inne same doszukały się rozwiązania pchane przez
los. Napisała swoją wymarzoną książkę, która dała jej poczucie wartości i
spełnienia. Zapisała się na zajęcia jogi, które pozwoliły nabrać sprężystości
ciału i duszy otworzyć się na nowe doznania. Domknęła sprawy z byłym mężem i
śmiało patrząc w przyszłość zabrała się do porządkowania ogrodu po ziemie.
K. Enerlich po
raz kolejny przekonuje czytelnika, że na prowincji także można prowadzić fajne,
bogate życie. Z dala od centrów handlowych, migoczących reklam i pędzących
samochodów, człowiek żyje bliżej natury, współpracuje z nią, podporządkowuje
się i jest z tego powodu szczęśliwy. Nie traci niepotrzebnie czasu na robienie
rzeczy, które nic po sobie nie zostawiają. Cisza prowincji pozwala usłyszeć
wewnętrzny głos, a nawet szept. W zamian za ciężką pracę daje smaki
niepowtarzalne, które sprawiają, że człowiek po prostu jest szczęśliwy:
Pomyślałam,
że każdy z nas może sprawić, że jego życie nabierze smaku. Doprawiamy
pieczołowicie nasze zupy, próbując ich łyżką prosto z garnka. Gotujemy przez
parę dni bigos, by nabrał właściwego smaku. Kisimy pokrojone w grube plastry
buraki, by po jakimś czasie oddały aromat i kolor. Zostawiamy pod przykryciem
zaparzone zioła, by naciągnęły. W taki sam sposób możemy sprawić, że nasze
życie naciągnie prostotą, radością z chwili, z tu i teraz. Tylko musimy dać
sobie na to czas. Smakowanie życia może być frapujące, a szczęście może stać
się naszym towarzyszem, o ile nie spłoszymy go lamentowaniem, marudzeniem i
wszechobecnym malkontenctwem. Wszystko bowiem można przesolić. Wszystko też
przychodzi w najlepszym dla siebie czasie***.
Prowincja
pełna smaków to wielobarwna opowieść o smakach i
ludziach, starych i młodych. Każda historia pieczołowicie zbadana i ubrana w
słowa przez pisarkę, pozwala poczuć magię przeszłości, zaś współczesne wydarzenia
naładowane piękną myślą autorki, dają niesamowitą energię.
Traktuję tę
powieść bardzo osobiście. Wierzę, że trafiła w moje ręce celowo i to właśnie
teraz… Tak. Nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest
potrzebne i służy temu, aby ubrać w kolory naszą przyszłość.
Wzruszona
ogromnie, polecam wszystkim!
** Katarzyna
Enerlich, Prowincja pełna smaków, Kraków
2013, s. 92,
*** ibidem.
Za
możliwość przeczytania i zrecenzowania książki, serdecznie dziękuję wydawnictwu
MG
O jej, ale mi ochoty narobiłaś.
OdpowiedzUsuńNo i mam :) Potwierdza się powiedzenie, uważaj o czym marzysz...
UsuńPozostaje mi więc tylko pogratulować i życzyć udanej lektury:)
UsuńNie mogę się doczekać, aż dostanę ksiażkę. Fantastyczna recenzja:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)Znając twoją sympatię do książek Kasi, myślę, że będziesz równie zachwycona:)
UsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale powiem że jakoś nie specjalnie mnie ciągnie ... może kiedyś.
OdpowiedzUsuńMelu, każdy lubi coś innego:) Ja tam przepadam za pisaniem K. Enerlich i ciągle mi mało:) Pozdrawiam ciepło:)
UsuńOj, jak ja lubię recenzje pełne emocji i entuzjazmu! Cieszę się, że trafiła Ci się książka, która spełniła pokładane w niej nadzieje:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Isadoro:) Oj tak, trafiła mi się i to bardzo:)
UsuńPozdrawiam ciepło
Julio Orzech - a kiedy TY napiszesz powieść?!...
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimku, hmmm moja powieść pisze się w mojej głowie. Jeszcze nie mam śmiałości głośno o tym myśleć, ale kilka stron zapisałam:)
UsuńZupelnie nie znam tworczosci tej pisarki, ale mam ogromna ochote na wzruszajaca, polska proze, wydaje sie, ze ta ksiazka posiada wszystko to, czego poszukuje:)
OdpowiedzUsuńImani, koniecznie zatem musisz poznać:)Polecam ci z całego serca! K. Enerlich pisze pięknie. Pozdrawiam
UsuńWspaniała recenzja. Udzieliły mi się twoje emocje i od razu zapragnęłam poznać twórczość Katarzyny Enerlich. Najpierw pójdę na łowy do biblioteki. Jak tam nic nie upoluje, to pozostaje jeszcze księgarnia :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Cyrysiu. W bibliotece na pewno znajdziesz poprzednie części prowincji i osobne powieści. Czekam na twoje wrażenia:)
UsuńA mnie miło, że tak pięknie i od serca... Upitrasiłaś smakowitą recenzję - dla mnie to wielka radość! Dziękuję! Kasia Enerlich www.prowincjapelnamarzen.blog.pl
OdpowiedzUsuńKasiu, to twoje książki sprawiają, że recenzje płyną prosto z serca. Dla mnie to wielki zaszczyt:)
Usuńnie wiem, gdzie, być może u Ciebie widziałam zapowiedź tej książki i postanowiłam przeczytać :) ale chcę zacząć od początku i już zakupiłam "Prowincję pełną marzeń"... :) i nie mogę się doczekać lektury! także dziękuję :)
OdpowiedzUsuńO, to czekają cię wspaniałe chwile z "Prowincją..." Polecam ci również osobne powieści tej autorki. Są genialne (szczególnie "Kiedyś przy błękitnym księżycu). To ja dziękuję, że zaufałaś mojej recenzji:) Czekam na twoje wrażenia i pozdrawiam ciepło:)
UsuńWspaniała recenzja!
OdpowiedzUsuńJa mam na półce "Prowincję pełną marzeń", która czeka na przeczytanie i już wkrótce się za nią zabiorę. Cieszę się więc, że kolejne książki tej autorki również są udane ;)))
Dziękuję bardzo! Karolko, przed tobą pełne wrażeń chwile:) Ja już z utęsknieniem czekam na kolejną powieść.
UsuńŚlinka lecie już na widok okładki ;)
OdpowiedzUsuńPrawda? Po kilkudziesięciu stronach zaś, poczułam nieodpartą ochotę upichcenia czegoś smakowitego:) Padło na babkę ziemniaczaną, oczywiście z przepisu zawartego w "Prowincji..."
Usuńprzeczytane książki KASI E . pozostawiły we mnie ślad , pozdrawiam anielsko :)krysia
OdpowiedzUsuńKrysiu, we mnie również i to ogromny. Pozdrawiam ciepło
UsuńMartuś, książka czeka na półce. Czy uważasz, że powinnam najpierw przeczytać inne książki z "Prowincją" w tytule?
OdpowiedzUsuńHmmm, właśnie się zastanawiam. Ogólną fabułę autorka przybliża w "Prowincji pełnej smaków" więc myślę, że nie będziesz miała większych problemów z odnalezieniem się. Karolko polecam ci ogromnie "Kiedyś przy błękitnym księżycu". Spodoba ci się. Tak myślę:)
UsuńJestem w trakcie czytania. Jak zwykle dla mnie to wyżyny literackiej sztuki.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze to ująłeś:) Dla mnie książki Kasi są bardzo oczyszczające. Zapadają głęboko w serce i działają cuda:) Czekam na twoją recenzję.
UsuńWłaśnie czytam, więc do Twojej recenzji zajrzę, gdy już napiszę swoją. Moim zdaniem książka jest niesamowita. Najlepsza z całej serii.
OdpowiedzUsuńNo to ja czekam z niecierpliwością na twoje wrażenia:) Ze wszystkich części, które się ukazały najbardziej lubię... wszystkie:):) A tak na poważnie to uwielbiam trzy ostatnie:)
Usuńno Kochana ścięło mnie z nóg :) piękna recenzja wspaniałej książki :) Chylę czoła :) jestem pewna, że kiedyś zapoznam się z wszystkimi pozycjami Katarzyny Enerlich
OdpowiedzUsuńDzięki Archer:) wiesz, że przepadam za K. Enerlich i mam nadzieję, że tobie również spodobają się jej książki...bo wiesz, spotkanie autorskie się zbliża:):)
Usuńtak wiem, mam nadzieję, że do tego czasu chociaż jedną przeczytam, zabiorę Ciocię ze sobą, która uwielbia książki K. Enerlich
UsuńMam już i cieszę się, że zbiera dobre recenzje. Mam nadzieję, że mnie również przypadnie do gustu:)
OdpowiedzUsuńJa również się z tego cieszę, a tobie życzę udanej lektury:)
Usuńnie znam jeszcze tej autorki, ale myślę, że będzie dla mnie akurat na tą nieciekawą aurę za oknem :) ostatnio zrobiłam duże zamówienie w księgarni (dla siebie, już nie na książki dziecięce), ale "Prowincja pełna smaków" będzie następna :)) okładka zachwyca... pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńa tak się jeszcze zastanawiam - czy Enerlich pisze podobnie jak Kalicińska, Grochola lub Michalak? Czy to zupełnie odmienne pióro?
UsuńMałgosiu, dla mnie K. Enerlich jest jedyna w swoim rodzaju. Ma swój styl, poetyckie obrazowanie. Jej powieści są pełne magii i pozytywnej energii. Autorka kocha swoje Mazury i odkrywa ich piękne zakątki przed czytelnikami. Nie znam twórczości Michalak. Grochola pisze zupełnie inaczej, zaś Kalicińska hmmm, czytałam tylko Rozlewisko, ale podobna wydaje mi się tematyka: powieść obyczajowa+piękno regionu:)
UsuńPozdrawiam ciepło:)
zamierzam przeczytać jej pierwszą książkę :) czy mogę zacząć od ost. tytułu czy powinnam czytać od pocz. serii?
UsuńMałgoś myślę, że bez problemu możesz zacząć od "Prowincji pełnej smaków", a potem jeśli ci się spodoba kontynuować już od pierwszej części. Pozdrawiam ciepło:)
UsuńCzytam Twoją recenzję i czuję, jakbym jedną nogą była na tej tytułowej Prowincji... Taka mieszanka smaków, zapachów i krajobrazów może być czymś szalenie inspirującym. Nie znam jeszcze żadnej książki, która wyszłaby spod pióra Katarzyny Enerlich, ale pamiętam, że w jakimś czasopiśmie natknęłam się na artykuł jej autorstwa. Zapadł mi w pamięci :)
OdpowiedzUsuńMagda, może w Bluszczu? K. Enerlich regularnie pisała opowiadania do tego magazynu. Jest dokładnie tak jak piszesz. Ta mieszanka smaków, zapachów i krajobrazów działa na czytelnika bardzo inspirująco. Ja po każdej książce tej autorki dostaję niesamowitej energii, a świat zaczynam widzieć w ciepłych barwach. Nie żeby w jej prozie było tak wesoło, o nie! W trakcie czytania "Kiedyś przy błękitnym księżycu" niejednokrotnie pociekły mi łzy. Kasia ma chyba w sobie takie dar, że potrafi człowieka nastawić odpowiednio do życia:)
UsuńPolubiłam Panią Enerlich to może skuszę się kiedyś na całą Prowincję...
OdpowiedzUsuńNa razie czekają na czytanie już jej dwie książki.)
Ja doczytuję jeszcze opowiadania Kasi. Potem będę już czekać na kolejną powieść:) Życzę miłej lektury:)
Usuń