Tytuł: Dziewczyna z Ajutthai. Niezbyt grzeczna historia
Wydawnictwo: Drugie piętro
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 214
Oprawa: broszurowa
Zawsze zastanawiał
mnie fakt lgnięcia ludzi do pracy w korporacjach. Czy decydują tu tylko względy
finansowe? Nie znam osoby, która byłaby z takiej pracy zadowolona. Wręcz przeciwnie.
Ciągle się słyszy o harowaniu od rana do nocy, ciągłej walce o przetrwanie i
strachu o dzień jutrzejszy (bo przecież w korpo nie ma sentymentów i kiedy
przychodzi ktoś młodszy, ładniejszy, świeży nikt nie ma skrupułów przed
wyrzuceniem starego, dobrego pracownika). No tak, są jeszcze pieniądze. Ale
jaka to nagroda, kiedy nie ma się czasu ich wydawać, nie mówiąc już o tym, że
nie bardzo jest też z kim. Nie wiem tego z własnego doświadczenia, ale wydaje
mi się, że powyższe wnioski nachodzą człowieka dopiero po latach wyniszczającej
pracy w korporacji. Czasem jest już za późno na zmiany, bo rodzina, dzieci,
kredyty, strach przed wielką zmianą. Bywają jednak osoby, które potrafią
jeszcze z życia wycisnąć to, co najlepsze pozostawiając pracę w korpo bez
smutku, a z wyraźnym westchnieniem ulgi.
Taką właśnie osobą
jest Joanna – bohaterka debiutanckiej powieści Agnieszki Walczak-Chojeckiej.
Przez lata zajmuje wysokie stanowisko w firmie korporacyjnej. Świetnie zarabia,
świetnie wygląda i wydaje jej się, że tak już zostanie. Jak grom z jasnego nieba spada więc na nią decyzja
o zwolnieniu. Kobieta jest w szoku, to ostatnia rzecz, której mogła się
spodziewać. Okazuje się także, że przyczyną zwolnienia są oszczerstwa żądnej
kariery „przyjaciółki”. Tego już Joannie za wiele. Zdruzgotana zamyka się w
pięknym, choć pustym mieszkaniu i zatapia się w swoich myślach. Powoli dochodzi
do przykrych wniosków. Nie ma pojęcia jak to się stało, że znalazła się w takim
punkcie swojego życia. Co z tego, że mam (jeszcze) pieniądze, mieszkanie, dobry
samochód i nie musi się liczyć z wydatkami, skoro nie robi tego co lubi, a co najważniejsze
nie ma obok siebie kochających osób. Joanna nigdy bowiem nie miała czasu na
założenie rodziny, a każdy związek, w którym była, okazywał się tylko
przelotnym romansem.
Kobieta początkowo
szuka pracy w innych korporacjach, ale po jakimś czasie dochodzi do wniosku, że
wcale już nie chce żyć w ten sposób. Postanawia sięgnąć w głąb siebie i odnaleźć
dawne marzenia. Optymistycznie
nastawiają ją również wieści o osobach, które rzuciły pracę w firmie i robią
to, co zawsze chciały. Może nie zarabiają kokosów, ale jakie są szczęśliwe. A
zatem dla Joanny również jest szansa?
Oczywiście, już
wkrótce kobieta dostaje niepowtarzalną propozycję napisania reportażu o
Tajlandii, na co oczywiście przystaje. Wraz z przyjaciółką Izą, fotografem i
jego partnerem wybiera się w tę daleką podróż, zostawiając za sobą niewygodną
przeszłość. Wśród egzotycznych
krajobrazów, spogląda na swoje dotychczasowe życie z dystansem i wreszcie sięga
za pióro. Cóż z tego wyniknie? Co nowego czeka Joannę? Czy dziewczyna z Ajuttahai,
mrugnie do niej okiem i pomoże podjąć dobre decyzje?
Dziewczyna
z Ajutthai. Niezbyt grzeczna
historia, zapowiadała się całkiem nieźle. Lubię czytać książki o krokach
milowych w życiu człowieka, a jeśli są okraszone barwą i smakiem obcego mi,
egzotycznego kraju, to tym bardziej cieszę się na lekturę. Niestety w tym
przypadku czuję się nieco rozczarowana i mam niedosyt. Po pierwsze w Dziewczynie z Ajutthai wszystko
tak pięknie i lukrowo się układa, że robi się wręcz niewiarygodnie. Przypadki,
które nawiedzają bohaterkę raczej nie zdarzają się w normalnym życiu. Po stracie
długoletniej pracy chyba rzadko bywa tak kolorowo?
Przyznam, że bardzo
liczyłam na to, że czytając będę mogła chociaż oczami wyobraźni przenieść się
do Tajlandii żeby poczuć klimat tego kraju. I choć autorka zatrzymała się na
chwilę kilku miejscach, to wszystko to
było nieco powierzchowne i chaotyczne.
Drażniło mnie również, że bohaterowie głównie bawią się, kupują pamiątki
i korzystają z atrakcji. No jeszcze Izę i partnera fotografa mogę zrozumieć,
oni rzeczywiście przyjechali tu odpocząć. Co jednak z tą dwójką, która
przyjechała do pracy? Liczyłam na jakieś wstawki z pisarstwa Joannny,
obrazowość fotografii wykonanych przez Roberta.
Zżerała mnie ciekawość co do zawartości tajemniczego notesu Joanny, w
którym ta prowadziła dziennik z podróży, tworzyła własne teksty, dzieliła myśli.
Niewątpliwym plusem
jest tutaj historia kamiennej twarzy dziewczyny z Ajutthai, która stała się
niejako wyrocznią, otworzyła oczy bohaterce, pomogła podjąć życiowe decyzje, a
na koniec zawadiacko mrugnęła do niej okiem. Niestety wątek został przyćmiony
przez wiele innych, które również zostały potraktowane nieco po macoszemu. Przyznam szczerze, że w trakcie lektury
bywały momenty, kiedy czułam się zagubiona i zdezorientowana. Akcja gnała z
prędkością światła, przeskakując z kwiatka na kwiatek. W rezultacie, w książce dzieje się wiele, ale
nic na głębszym poziomie. A szkoda, bo wiele z tych wątków można było rozwinąć
i stworzyć naprawdę niebanalne historie.
Niestety podejrzewam, że autorka nie miała już na to miejsca, bo powieść
przybrałaby rozmiar kolosa.
Chciałam się jeszcze
odnieść do podtytułu: „Niezbyt grzeczna historia”. Nie mam bowiem bladego
pojęcia, o co tu może chodzić. Nie znalazłam w książce nic, co zasługiwałoby na
miano niegrzecznego. Nie ma tu wielu scen erotycznych, nie ma przemocy,
bohaterowie choć korzystają z atrakcji jakie daje im egzotyczna Tajlandia, to
nie robią nic, co mogłoby wywołać w czytelniku rumieniec.
Podsumowując, Dziewczyna z Ajutthai to historia,
której potencjał nie został należycie wykorzystany, choć autorka ma do tego
widoczne predyspozycje. Nagromadzenie wątków
w powieści można tłumaczyć faktem, że Agnieszka Walczak-Chojecka debiutuje na
scenie pisarskiej. Powieść mimo
powyższych mankamentów czytałam z zainteresowaniem i wydaje mi się dobrą
propozycją czytelniczą, dla wszystkich zapracowanych w korporacjach i nie tylko,
którzy marzą o innym życiu. Może słowa autorki, poparte doświadczeniem
(zajmowała najwyższe stanowiska w korporacjach) pomogą komuś podjąć ważną
życiową decyzją i popłynąć z wiatrem za własnymi marzeniami?
Ja osobiście, będę
śledzić dalsze poczynania autorki, bo jestem ciekawa, czy szlifując swój warsztat
pozytywnie mnie zaskoczy, na co po cichu liczę.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwo Drugie Piętro
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Cóż, mimo wszystko bardzo chciałabym tę książkę przeczytać - nie tylko dlatego, że kolorowa okładka tak ładnie się do mnie uśmiecha ze sklepowych regałów. Po prostu też lubię historie, gdzie ludzie coś w swoim życiu zmieniają, no i chcę się na własnej skórze przekonać, czy faktycznie przypadki są zbyt cukierkowe.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą wciąż zastanawiam się, jak się ustrzec przed takim wpadnięciem w wir korporacji...
Lubię czytać książki rodzimych pisarzy więc z chęcią sięgnę po tę proponowaną przez Ciebie. Na te drobne mankamenty, o których piszesz jestem w stanie przymknąć oko :)
OdpowiedzUsuń