Autor: Zsuzsa Bánk
Tytuł: Jasne dni
Tłumaczenie: Elżbieta Kalinowska
Wydawnictwo: Czarne
seria: poza serią
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka
Zsuzsa Bánk zagościła
ze swoją powieścią w moim domu właśnie teraz, kiedy nadeszły okropnie upalne
dni zwiastujące lato. O tej porze roku też po raz pierwszy spotkały się
bohaterki książki Jasne dni Aja i Seri po to, aby po drodze przygarnąć
jeszcze Karla i stworzyć równoramienny trójkąt przyjaźni. Przyjaźni dziecięcej,
potem młodzieńczej i tej dorosłej. Przeżyć razem chwile, które już nigdy nie będą
mogły się powtórzyć, jasne dni, których jasność gwarantuje tylko niewinność
płynąca z bycia dzieckiem. A wszystko to, działo się w małym niemieckim
miasteczku Kirchblüt.
Seri wraz z matką
mieszkają tutaj od zawsze, podobnie jak Karl. Jedynie Aja z matką Evi zjawiają
się pewnego upalnego lata, by zamieszkać w krzywym domku na peryferiach
miasteczka. Dla Seri – narratorki
powieści, nie liczą się dni, kiedy jeszcze nie było Aji i jej mamy, a może ich
po prostu nie pamięta? Te dwie oryginalne osóbki wrosły w jej życie i stały się
nieodzowną częścią, podobnie jak potem Karl. Trzy rodziny naznaczone przez los,
noszące blizny. Seri straciła ojca zanim jeszcze dobrze zdążyła go poznać. Jej
matka przez wiele lat potem woziła jeszcze na przednim siedzeniu walizkę męża,
która wróciła z jego ostatniej podróży. Karl stracił brata Bena, który znikną
bez śladu wsiadając kiedyś do niewłaściwego auta. Jego rodzice rozstali się nie
mogąc pogodzić się ze stratą. Zamykają się w swojej rozpaczy zapominając, że
mają jeszcze drugiego syna. I wreszcie Aja i Evi, matka i córka, dla których
krzywy domek zbudował niegdyś ojciec dziewczynki Zigi, po czym odpłynął w siną
dal do Ameryki. Jest cyrkowcem, podobnie zresztą jak Evi i jego dusza wędrowca
nie godzi się na stacjonarne życie. Wraca do Kirchblüt tylko na kilka tygodni w
roku. Dla małej Aji nie liczy się wtedy nic innego. Zresztą dla innych
dzieciaków z miasteczka również. Wszystkie spędzają czas patrząc jak Zigi nosi
szklankę na czole, uczy Aję jeździć na rowerze, pokazuje swoje cyrkowe
sztuczki. W swoich przykrótkich spodniach i rozwichrzonej czuprynie
zakrywającej tatuaż z ważką na karku jest dla nich nie lada atrakcją, dla córki
zaś tworzy najjaśniejsze dni w roku.
Nierozłączna trójka
spędza ze sobą magiczne lata dzieciństwa, nie dziwiąc się niczemu i przyjmując życie
takim, jakie jest. Jasne dni wschodzą i zachodzą i choć każde z nich naznaczył
los, ciemne chmury są jeszcze daleko. Wiek młodzieńczy przynosi pierwsze niepokoje i
burze, aż wszyscy razem postanawiają wyruszyć w podróż do Rzymu. Być może tylko
po to, aby mogły nadejść ciemne dni, które zmienią wszystko już na zawsze. To
tam kamień niezgody zostanie rzucony, a skrzydła ważki okryją świat Aji, Karla
i Seri cieniutką siatką niepokoju, który wedrze się do ich serc. Ukojenie wbrew
pozorom przyniesie powrót do Kirchblüt, bo tylko tam, wśród pól kukurydzy, pod
lipami, patrząc na krzywy domek Evi, gdzie jeszcze niedawno słychać było
beztroskie dziecięce okrzyki jest to możliwe.
Kiedy
widzę te cztery litery na jakimś samochodzie, ROMA, coś się we mnie kurczy, bo
to tam odwróciło się nasze życie, dopiero tam ktoś dmuchnął w trzy piórka i
posłał nas w różne strony.
Autorka zdaje się
mówić, że wszystko to, co wydarzy się w dzieciństwie przepuszczone jest przez
filtr, który osłania nas przed złem. Nie oznacza to, że każde dziecko jest
szczęśliwe i nie zaznaje cierpienia. Wszak trójka z Kirchblüt pochodzi z
rodzin, gdzie wydarzyły się prawdziwe tragedie życiowe. To dzieci jednak zdają
się być na tyle silne, że potrafią żyć normalnie i zaprzątać swoje głowy tysiącem
innych spraw. Inaczej jest z dorosłymi, którzy cierpią, zamykają się w sobie,
nie dostrzegają nic prócz rozpaczy.
Całe senne miasteczko
zdaje się trwać w oczekiwaniu. Fabuła biegnie niespiesznie, niczym opowieść
snuta przez doskonałą bajarkę, ale pod skórą czuć coraz większy dreszcz,
adrenalina wzrasta, choć nic nie zmienia się w sposobie mówienia
narratorki. Tak jak cisza przed burzą, która
ma rozgonić niemiłosiernie duszne powietrze i dać wytchnienie. Pragniemy jej,
choć wiemy, że może przynieść coś złego, że piorun może zniszczyć nasz dom i
nas. Nie możemy się przed tym obronić, bo natura, tak jak los ma swoje prawa,
do których nie możemy się wtrącać. Jasne dni przychodzą, trwają, a potem
zastępują je czarne chmury, które rozgonić może tylko bardzo silny wiatr. Nie
każdy wie, jak ten wiatr wezwać, jak sprawić żeby zadął w swe ogromne płuca i
pozwolił słońcu rozbłysnąć na nowo. Może nie będzie już tak pięknie, ani tak
jasno, ale będzie…
Zsuzsa Bánk stworzyła misternie splecioną opowieść, gęstą,
zwartą i tak piękną, że człowiek delektuje się nią przez długi czas. Wielkie
brawa należą się na pewno tłumaczce, Elżbiecie Kalinowskiej, która tworząc
przekład oddała całe piękno charakterystycznego dla pisarki języka.
Jasne dni, które
pojawiają się w książce na dwudziestu trzech stronach (o ile czegoś nie
pominęłam) następują niespiesznie po sobie, eksplodując dziecinną niewinnością,
bogactwem krajobrazu, który bohaterowie sami sobie stworzyli. Są kontrastem, do
tego, co w swoich sercach przeżywają dorośli, rodzice tych beztrosko bawiących
się dzieci, którzy z niepokojem spoglądają w niebo.
Nie ma tutaj akcji,
nie ma dialogów, a mimo to Serii w taki sposób snuje swoją opowieść, że nie można
przestać czytać. Nie można też przestać myśleć jeszcze na długo po skończeniu
powieści.
Zsuzsa Bánk odmalowała
przede wszystkim piękny obraz dzieciństwa i skontrastowała go z życiem
dorosłych. Tak jakby chciała powiedzieć: nich dzieci będę jak najdłużej
dziećmi, niech nie są świadome chmur kłębiących się nad ich głowami od dnia
narodzin. Ciemne dni i tak nadejdą, ale teraz, teraz jasne dni zatrzymam, ciemne oddam losowi.
Zdecydowanie jedna z
najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałam!
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Czarne
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Zaintrygowało mnie już samo nazwisko autorki. Zdecydowanie muszę sięgnąć po tę książkę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńM. przeglądając kiedyś ofertę wydawnictwa Czarne również zwróciłam uwagę na to nazwisko (autorka pochodzi z Węgier) a dopiero potem zaintrygowały mnie opisy jej książek.
UsuńPozdrawiam :)
Mam słabość do takich historii, a stwierdzeniem, że to najlepsza książka jaką czytałaś już całkowicie mnie przekonałaś :)
OdpowiedzUsuńTak, ja również. Nie mogłam przestać żyć ta historią, a w ogóle to moja opinia nie oddaje nawet w połowie tej magii. Tego się nie da opisać. Trzeba samemu przeczytać :)
UsuńPoruszające, już wiem, dlaczego ta lektura wywarła na Tobie tak wielkie wrażenie! Bardzo chcę przeczytać!
OdpowiedzUsuńKarolina, ja już marzę o poprzednich książkach autorki, bo ponoć język i klimat jest we wszystkich podobny, a właśnie to spodobało mi się najbardziej :) Polecam:)
UsuńOgromnie cieszy mnie Twoja opinia o książce gdyż mam ją na swojej domowej półce :)
OdpowiedzUsuńO! No to ją mogę życzyć tylko udanej lektury Olu:)
UsuńBrzmi interesująco, kto wie - gdy wpadnie w moje ręce chyba się jej nie oprę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie pożałujesz jeśli się nie oprzesz:)
UsuńPiękna okładka. Dopisuję gdzieś pośrodku listy książek do przeczytania, właśnie dzięki pięknej okładce.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Zgadzam się:) Pięknie została zaznaczona ważka, które przechodzi jeszcze na tył okładki. To ważna "postać" tej książki. Polecam:)
UsuńTak się ciepło robi podczas lektury Twojej recenzji. Ogromnie mnie tą książką zainteresowałaś. :)
OdpowiedzUsuńZachęcasz, sięgnę gdy spotkam :)
OdpowiedzUsuńJejku pięknie napisałaś! Rozmawialyśmy o tym, że zastanawiałam się nad książką, nie przepadam akurat za tą serią Czarnego, ale tym tytułem mnie zainteresowałas!
OdpowiedzUsuńWidzę, że do końca było tak dobrze, jak się zaczęło ;) będę miała ją na uwadze!
Pozdrawiam
Monika
Monika, dziękuję:) A "Jasne dni" polecam całą sobą! Ja już poszukuję poprzedniej książki autorki:)
UsuńCzytałam już książki o podobnej tematyce i z podobnym klimatem. Zazwyczaj lektura była satysfakcjonująca, chociaż zawsze miałam wrażenie, że taka powieść nie do końca jest dla mnie. Zwykle gustuję w powieściach z innego gatunku. Ale taka zmiana przyzwyczajeń - od czasu do czasu - może być niezwykle satysfakcjonująca, prawda?;)
OdpowiedzUsuńPS. Bardzo podoba mi się filiżanka ze zdjęcia;)
Czuję się zaintrygowana, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuń