Autor: Astrid Lindgren
Tytuł: Dzieci z Bullerbyn
Ilustracje: Magda Kozieł-Nowak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 296
Kategoria wiekowa: 6-10
Kiedy doszły mnie słuchy, że Nasza Księgarnia planuje wydać Dzieci z Bullerbyn w zupełnie nowej szacie graficznej wyciągnęłam swoją starą, podniszczoną, żółtą książeczkę. Powąchałam, przejrzałam ilustracje, przeczytałam ulubione fragmenty i pomyślałam: Nie ma szans, to się nie uda! Ale, kiedy tak myślałam i myślałam doszłam do wniosku, że dorosłym owszem, może trudno będzie polubić inne ilustracje niż te, które stworzyła Hanna Czajkowska. Dlaczego? Bo to nasze dzieciństwo, nasze marzenia o swoim Bullerbyn widziane oczami wyobraźni, ale i oszczędną kreską H. Czajkowskiej. Trudno będzie komukolwiek z tym konkurować. Z drugiej strony, to książka wydana dla naszych dzieci. One mogę odnaleźć siebie w nowych ilustracjach, tak jak my kiedyś. Zastanawiałam się jak będzie z Tymkiem, bo on jednak też już trochę przyzwyczaił się do ilustracji z „mojego” wydania. Takie oto rozterki towarzyszyły mi aż do momentu rozszarpania (z emocji) koperty. Wzięłam do ręki tę grubaśną księgę, jakże inną od mojej, ale… jest piękna! Naprawdę piękna!
Otwieram pierwszy rozdział i co widzę? Zagrody w Bullerbyn. W kolorze. Mocno nasycone barwami, ale ciepłe i… wcale nie takie nowoczesne. Widać, że Magda Kozieł-Nowak nie chciała wchodzić z butami w piękną przeszłość. Zrobiła zatem delikatny ukłon w stronę dzieci, dodała mnóstwo kolorów, ale klimat książki jest ciągle ten sam. Ilustracje bardzo mocno kojarzą mi się z filmem Lassego Hallströma. Może autorka tak jak ja z Tymkiem oglądała go dziesięć razy? Dla mnie najważniejsze w jej ilustracjach jest to, że mój obraz Bullerbyn się nie zmienił. To jest ten sam czas, klimat, sielanka beztroskiego dzieciństwa. Patrzę na nie i czuję smak ślazowych cukierków dziadziusia i zapach pieczonych w ognisku ziemniaków…
A jak wyglądało pierwsze spotkanie Tymka z książką? Zobaczył, porwał w ręce i pobiegł do swojego pokoju. Nie wychodził dobre pół godziny. Ciągle coś mruczał pod nosem. A potem przybiegł i zapytał czy ma mi pokazać, która to Lisa, Anna, Britta, a który to Olle, Lasse i Bosse? Znalazł wszystko na pierwszej stronie, przeczytał i zakodował.
Oczywiście, że zaraz potem zaczęliśmy czytać. Niby to samo, bo przecież teks znajomy, a jednak inaczej. Pochylamy się wszak nad każdą ilustracją, których w książce bez liku. I znów wzruszamy się nad Svippem uratowanym przez Ollego, czytamy dziadziusiowi gazetkę, drżymy w oczekiwaniu na Wodnika, chodzimy w kółko do sklepu wujka Emila z zapominalskimi dziewczynami, żeby w końcu kupić kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej, łowimy raki, przedzieramy się z dziećmi przez śniegi do szkoły, czasem nawet w towarzystwie Pontusa itp. Teraz dodatkowo śmiejemy się z obrazów stworzonych przez Magdę Kozieł-Nowak, porównujemy z filmem i starszym wydaniem. Przeczytaliśmy od deski do deski. Trwało to bardzo długo, ponieważ choroba moich oczu nie pozwalała mi jeszcze wtedy na długie posiedzenia z książką. Potem nastąpiła krótka przerwa i Tymek stwierdził, że czytamy jeszcze raz. Oj ma ostatnio kręćka na punkcie książek A. Lindgren. A Dzieci z Bullerbyn pokochał chyba szczególnie. To taka ciepła, sielska opowieść o beztroskim dzieciństwie, którą najlepiej czyta się właśnie teraz, kiedy zbliża się jesień, a wieczory stają się coraz chłodniejsze. Wystarczy wskoczyć szybko pod koc razem z mamą lub tatą, pstryknąć palcami i przenieść się oczami wyobraźni do zagrody Środkowej, Północnej i Południowej…
Oczywiście, że zaraz potem zaczęliśmy czytać. Niby to samo, bo przecież teks znajomy, a jednak inaczej. Pochylamy się wszak nad każdą ilustracją, których w książce bez liku. I znów wzruszamy się nad Svippem uratowanym przez Ollego, czytamy dziadziusiowi gazetkę, drżymy w oczekiwaniu na Wodnika, chodzimy w kółko do sklepu wujka Emila z zapominalskimi dziewczynami, żeby w końcu kupić kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej, łowimy raki, przedzieramy się z dziećmi przez śniegi do szkoły, czasem nawet w towarzystwie Pontusa itp. Teraz dodatkowo śmiejemy się z obrazów stworzonych przez Magdę Kozieł-Nowak, porównujemy z filmem i starszym wydaniem. Przeczytaliśmy od deski do deski. Trwało to bardzo długo, ponieważ choroba moich oczu nie pozwalała mi jeszcze wtedy na długie posiedzenia z książką. Potem nastąpiła krótka przerwa i Tymek stwierdził, że czytamy jeszcze raz. Oj ma ostatnio kręćka na punkcie książek A. Lindgren. A Dzieci z Bullerbyn pokochał chyba szczególnie. To taka ciepła, sielska opowieść o beztroskim dzieciństwie, którą najlepiej czyta się właśnie teraz, kiedy zbliża się jesień, a wieczory stają się coraz chłodniejsze. Wystarczy wskoczyć szybko pod koc razem z mamą lub tatą, pstryknąć palcami i przenieść się oczami wyobraźni do zagrody Środkowej, Północnej i Południowej…
Uwielbiam "Dzieci z Bullerbyn". Mam własny egzemplarz - młodszy od Twojego, ale starszy od Tymkowego. Niemniej ten, który pokazujesz, bardzo mnie intryguje i zastanawiam się, czy nie sprawić go Jaśkowi... To jest jedna z najpiękniejszych i ponadczasowych lektur!
OdpowiedzUsuńSylwia, bierze dla Jaśka! Kiedyś ci podziękuję za tę księgę:)
UsuńDługo się wahałam, w końcu też wybrałam to wydanie. Mam nadzieję, że ta ilość i jakość ilustracji zaspokoi ciekawość. Choć marzy mi się, by Zakamarki wydały całe "Dzieci" w takim stylu, jak kilka części (Wiosna, Boże Narodzenie, Dzień dziecka).
OdpowiedzUsuńBi Bi, myślałam o tym,bo bardzo lubimy Zakamarkową serię. Jest inna, taka bardziej moja. Gdyby się pojawiła też bym brała :)
UsuńPiekne, po prostu w sam raz dla mojej gwiazdki a niebawem ma urodziny :)
OdpowiedzUsuńNo to czekam na wasze wrażenia :)
UsuńAleż to ładne!
OdpowiedzUsuńPrawda? Nie mogę się nadziwić, że książki mogą być tak piękne :)
UsuńPiękne wydanie :)
OdpowiedzUsuńOj tak:)
UsuńJa mam "nowe stare" wydanie". Tzn. stare żółte jest u rodziców, a ja jakiś czas temu kupiłam sobie wznowienie, ale też w tej żółtej wersji. :)
OdpowiedzUsuńAnia, ja to stare wydanie podkradłam bratu, który otrzymał tę książeczkę w drugiej klasie podstawówki w latach osiemdziesiątych. On oddał bez żalu, bo nie lubi czytać (!), a ja dzięki temu mam moją perełkę. Ta zielona jest Tymkowa, ale często czytamy je na zmianę lub porównujemy ilustracje:)
Usuń...też mam takie stare wydanie "Dzieci z Bullerbyn" i zastanawiałam się nad takim nowym dla mojej A. :-) ... teraz już nie muszę się zastanawiać ;-) wiem, że jej takie kupię :-) ...
OdpowiedzUsuń