Irvine Welsh to szkocki
pisarz, autor powieści, scenariuszy filmowych i sztuk teatralnych. Jego książki
charakteryzują się slangowym, surowym językiem, często traktują o mrocznych
stronach życia, nie uznają tematów tabu. Epatują naturalistycznymi scenami przemocy,
seksu, narkomanii i rysują raczej beznadziejny, depresyjny i brudny obraz
świata*
Debiutancka powieść Trainspotting
z 1993 roku stała się bestsellerem zdobywając uznanie fanów i krytyki.
W 1994 roku autor dostał za nią Scottish Arts Council Book Award.
To moja pierwsza przygoda z tym autorem, po którego sięgnęłam
z czystej ciekawości. Mówiąc szczerze
nie jestem pewna co sądzić o Ecstasy… Książka
budzi we mnie tak skrajne emocje, począwszy od obrzydzenia, zniesmaczenia, po
zdziwienie, ciekawość i zaintrygowanie. Powiem od razu, że nie jest to książka
dla osób wrażliwych. Język Welsha jest prosty, cięty, dosadny i bardzo, bardzo
wulgarny. Miejscami miałam tak dość pewnego określenia męskiego przyrodzenia,
że miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno. Mimo wszystko trzeba jednak
przyznać, że stylizacja językowa to bardzo mocny punkt Welsha.
Ecstasy. Trzy romanse
chemiczne, to trzy
historie dziwnych, pokręconych (mówiąc językiem autora) miłości, których
częścią wspólną są ecstasy i muzyka klubowa.
Pierwsza z nich, moim zdaniem najsłabsza i najbardziej
wulgarna, opowiada o autorce romansów historycznych, zadufanej i zdziecinniałej
grubasce, która dzięki swemu wypadkowi dowiaduje się, że mąż notorycznie ją
zdradza, jest nałogowym hazardzistą i wykolejeńcem seksualnym. Mając przy boku
pomocną pielęgniarkę, kobieta planuje słodką zemstę.
Bohaterką drugiej historii jest piękna, Samantha, dziewczyna
bez rąk, która została okaleczona na skutek ubocznego działania leku o nazwie
tanazadryna. Jej rodzice nie wytrzymali psychicznie i dziewczynka trafiła do
domu dziecka. Przez całe życie marzyła, aby znaleźć człowieka handlującego
lekiem i zemścić się odbierając mu kończyny. Dziewczyna wie, że tylko wtedy
będzie mogła poczuć spokój. Poznaje młodego kibola, który zakochuje się w niej
i pomaga zrealizować plan.
Trzecia historia, według mnie najlepsza z tego zbioru, to
romans house’owy Nepokonani. Nieszczęśliwa w małżeństwie młoda japiszonka
i starzejący się klubowicz – przemytnik narkotyków – nawiązują szalony romans w
rytm muzyki house i stroboskopów. Dla nich miłość staje się ważniejsza niż
dragi i razem odwracają się plecami do
chaosu**
Chociaż, tak jak wspomniałam, to moja pierwsza
przygoda z tym autorem, myszkując w sieci dowiedziałam się, że historie o pokręconej
miłości to znak rozpoznawczy I. Welsha. Przyznam szczerze, że nigdy nie
czytałam nic podobnego. Ta książka wzbudza tyle emocji, że po lekturze czuję
się jakby wyczerpana emocjonalnie.
Bywały momenty, że byłam wściekła i zniesmaczona i już, już odkładałam
książkę na półkę, kiedy to nagle akcja nabierała tempa i po prostu nie mogłam się oderwać od
czytania.
Wrócę jeszcze na chwilę do języka, który niewątpliwie utrudniał
mi przebrnięcie do końca. Wydaje mi się, że autor przesadził nieco z
wulgaryzmami, które pojawiają się prawie w każdym zdaniu. Po jakichś stu stronach
przyzwyczaiłam się jednak i starałam po prostu nie zwracać na nie większej
uwagi, co znacznie ułatwiło mi lekturę.
Osoba, która niezrażona ilością brzydkich słów sięgnie
po tę lekturę musi się przygotować na takie niespodzianki jak nekrofilia,
zoofilia, stosunki gejowskie itp. Na
szczęście to nasycenie niejaką perwersją przeważa tylko w historii pierwszej,
dlatego jeśli przez nią przebrniecie, będzie już tylko lepiej.
Sama nie wiem jak ocenić tę książkę. Osobiście nie
żałuję, że ją przeczytałam, choć kosztowało mnie to sporo nerwów. To całkiem
nowe doświadczenie, nieznany mi dotąd nurt romansu chemicznego, który moim
zdaniem z chemią ma rzeczywiście wiele wspólnego, ale okreslenie „romans” jakoś
mi tu nie pasuje. To trzy bardzo różne opowiadania o zdradzie, poszukiwaniu
miłości, która ma być antidotum na narkotyczną rutynę, wreszcie także i o
straszliwej zemście, która z jednej strony daje satysfakcję i spokój, a z
drugiej pozbawia możliwości normalnego funkcjonowania w społeczeństwie.
Reasumując, jeśli ktoś jest na tyle odważny, by
sięgnąć po ten śmiały twór, którego autor nie wie co to tabu, nie będzie zawiedziony.
Emocje gwarantowane.
Ecstasy została zekranizowana w 2012 roku i
zdobywa liczne nagrody na festiwalach kina niezależnego. A oto trailer filmu:
*,** cytaty pochodzą z okładki książki ( I. Welsh, Ecstasy. Trzy romanse chemiczne, Replika
2012)
Autor: Irvine Welsh
Tytuł: Ecstasy. Trzy romanse chemiczne
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 24.07.2012
Liczba stron: 352
Za możliwość przeczytania
i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wortalowi WEBOOK.PL oraz Wydawnictwu REPLIKA
Źródłem mojej recenzji jest wortal Webook.pl: http://www.webook.pl/recenzja-2243
Oj, intuicja mi podpowiadała, że książka będzie epatować wulgarnością. Jakoś mnie nie ciągnie do tej lektury, pomimo kilku całkiem niezłych elementów. Fabuła nieco kojarzy mi się ze wspomnieniami byłego narkomana - "Milion małych kawałków" Jamesa Freya,lekturą tyleż okropną, co rewelacyjną. Tę chyba sobie jednak daruję:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Książka ma swoje plusy i minusy. Wulgarnością póki co jestem już przesycona na długi czas:) "Ecstasy" robi duże wrażenie i chyba tyle. Nie mam raczej ochoty sięgać na razie po nic w tym stylu:) Pozdrawiam
Usuńnieszczególnie mnie zainteresowała, zatem nie będę jej poszukiwać na półkach księgarń i odpuszczam zupełnie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nie kręci mnie ta muzyka, nie kręcą mnie poplątane związki, ani wulgarność. Na pewno będę omijać tą książkę szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńMnie także nie kręci taka muzyka, a tym bardziej wulgarność:) To było jednak ciekawe doświadczenie...jednorazowe:) Pozdrawiam
UsuńMoze jak będzie okazja :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie dla mnie, nie lubię wulgarności w książkach. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze... Książka faktycznie może być ekscentryczna, choćby ze względu na wulgaryzmy, ale czasem lubię takie dziwne historie. Zastanowię się:)
OdpowiedzUsuńChciałabym w końcu sięgnąć po którąś z książek Welsha, a Twoja recenzja mnie wbrew pozorom do tego zachęca. Chętnie przeczytam coś "innego". Być może jednak zacznę od "Trainspotting", bardzo podobał mi się film.
OdpowiedzUsuńCieszę się:) Ja podkreślę jeszcze raz, że nie żałuję iż przeczytałam tę książkę. Było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie. tak sobie myślę, że ekranizacja może być całkiem niezła, a po "Trainspotting" sama kiedyś sięgnę. Teraz mam przesyt:) Pozdrawiam
Usuń