Tęsknota atomów to debiut prozatorski Linusa
Reichlina, szwajcarskiego pisarza i dziennikarza. Debiut zresztą bardzo udany, za który autor
otrzymał prestiżową nagrodę Deutscher
Krimipreis za najlepszą
niemieckojęzyczną powieść kryminalną w 2009 roku.
Powieść kryminalna to bardzo nietypowa. Oczywiście znajdziemy
w niej podstawowe elementy świadczące o gatunku. Jest trup, który notabene
ginie w niewyjaśnionych okolicznościach i jest też belgijski policjant, który
próbuje tę sprawę rozwiązać. Na tym związek z kryminałem się jednak kończy. Tęsknota atomów bowiem, jest powieścią,
w której zbrodnia posłużyła autorowi jedynie jako szkielet i moim zdaniem nie
jest najważniejsza.
Istotna jest droga, którą przebywają bohaterowie: emerytowany
policjant i jego niewidoma towarzyszka. Droga w znaczeniu dosłownym i metafizycznym.
Oboje muszą uporać się dręczącymi ich od lat koszmarami, załatwić swoje
prywatne sprawy, znaleźć odpowiedzi na trudne pytania. Dla tej dwójki podróż
jest zamknięciem pewnych etapów w życiu, do których żadne z nich nie chce już
wracać. Czy to się uda? Czy jest w ogóle możliwe?
Hannes Jensen, belgijski policjant, za pięć dni odejdzie
na wcześniejszą emeryturę. Marzył o tej chwili od dawna. Samotny wdowiec, chce
poświęci się teraz swojej pasji, którą jest fizyka. Ma w planach wykonać w
piwnicy eksperyment z podwójną szczeliną.
Eksperyment udowadnia,
że widzialny świat zasadniczo różni się od cząstek, z których jest zbudowany.
Część podlega innym prawom niż całość*.
Cokolwiek to oznacza, mimo wielkich starań nie byłam w
stanie zrozumieć fizycznych wywodów głównego bohatera, które zajmują sporą
część w książce. Nie uznaję tego jednak za uchybienie. Kiedyś jeszcze w liceum
moja nauczycielka fizyki powiedziała, że nie jest w stanie nauczyć mnie tego
przedmiotu i dała za wygraną. Mimo tego wcale nie nudziłam się czytając „fizyczne”
fragmenty. Pewne rzeczy do mnie trafiły,
inne nie. Złapałam jednak ogólny sens tych teorii i swobodnie mogłam poruszać
się dalej w świecie atomów.
Radość ostatnich leniwych chwil w biurze przerywa policjantowi
pojawienie się amerykańskiego turysty Briana Rittera, który twierdzi, że ktoś
chce go zabić, bo zostawił mu w hotelowym pokoju list z pogróżkami. Jensen
kompletnie nie ma ochoty słuchać wywodów pijanego człowieka, który najwyraźniej
wydumał sobie w pijackim amoku, że ktoś czyha na jego życie. Tylko dlatego
zgadza się pojechać obejrzeć list, że Ritter wspomina o posiadaniu dwóch
dziesięcioletnich synów, których zostawił w hotelu. Policjant sam będąc dzieckiem alkoholiczki
postanawia pomóc chłopcom. O dziwo jednak, choć ewidentnie odbija się na nich
piętno pijanego ojca, Rick i Oliver nie przyjmują pomocy. Twierdzą, że pomaga
im tajemnicza Esperanza, która w ich imieniu modli się do Boga. Chłopcy są przekonani,
że Bóg sprawi, że ojciec już na zawsze zostawi ich w spokoju.
Po powrocie na posterunek policjant podpisuje raport,
w którym stwierdza, że dalsze czynności w sprawie są niepotrzebne. Jakież jest
więc jego przerażenie, kiedy na drugi dzień okazuje się, Rittera znaleziono
martwego, niedaleko hotelu. Jensen mimo, że w końcu przechodzi na emeryturę,
nie może się uwolnić od dręczących go myśli i postanawia na własną rękę zająć
się tą sprawą. Bardzo dziwne jest, że bardzo
dobry patolog nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, jaka była przyczyna
śmierci. Zdiagnozował bowiem pęknięcie aorty głównej, która może być tylko
skutkiem zewnętrznych obrażeń ciała, a takowych obrażeń ciało denata nie
posiada. Dodatkowo okazuje się, że z hotelu zniknęli synowie Rittera. Wiadomo
tylko, że pojechali wczesnym rankiem na lotnisko. Wszelkie podejrzenia padają
na opiekunkę dzieci, Esperanze, która prawdopodobnie porwała je do Meksyku. Z
drugiej strony policjant zaczyna też mieć wątpliwości, co do uczciwości samych
dzieci. Powracają jego koszmary z dzieciństwa. Jensen ciągle obwinia się o
śmierć matki alkoholiczki, której to śmierć wymodlił sobie u Boga. Przez te wszystkie lata zastanawia się, czy
coś takiego jest możliwe. Matka nie daje mu zapomnieć o sobie i pojawia się
często w nocnych koszmarach. Czy Rick i Oliver postąpili podobnie? Tego
oczywiście wam nie zdradzęJ
Całą historię gmatwa jeszcze bardziej pojawienie się
tajemniczej niewidomej kobiety Annick O’Hara, która również bardzo interesuje
się odnalezieniem opiekunki Esperanzy. Ma ku temu, jak twierdzi bardzo osobiste
powody, o których nie chce mówić.
Pragnący oczyścić swoje sumienie policjant i
tajemnicza Annick wyruszając w daleką podróż do miejsc, do których bardzo
trudno jest dotrzeć, a jeszcze trudniej jest się stamtąd wydostać. Arizona,
potem Meksyk to cele ich podróży. To tam prawdopodobnie w wiosce odciętej od
świata ukrywa się Esperanza wraz z dziećmi. Po drodze podróżnicy muszą pokonać
tak wiele przeciwności, że książkę czyta się jak świetną powieść przygodową.
Jednocześnie w dalszym ciągu mamy świadomość walki wewnętrznej tej dwójki.
Nagromadzenie uczuć aż tryska z każdej strony: złość, miłość, wściekłość,
zrezygnowanie, strach, desperacja, to tylko nieliczne z nich.
Czy Annick i Jensen odnajdą chłopców? Dlaczego
opiekunka porwała dzieci? Jaka była przyczyna śmierci Rittera? Wreszcie, czy
bohaterom uda się odnaleźć siebie?
Jestem zachwycona tym debiutem. Zresztą powieść
zakończyła się tak niejednoznacznie, że tylko podsyciła mój apetyt na więcej i
więcej. Niezapomniane wrażenie, które
zostaną we mnie na długo. Ta książka jest naprawdę inna. Z jednej strony
kryminał, z drugiej magiczna i trudna opowieść o życiu, która okraszona jest
ciekawymi wywodami z dziedziny fizyki, elementami wierzeń ludowych, mających
ogromną moc sprawczą. Pociągają ale i wzbudzają strach i respekt.
Nie jest to lektura na jeden wieczór. Choć
objętościowo nie przeraża, to jednak warto powoli zagłębiać się w treści i
spokojnie delektować lekturą, która potrafi wywierać silne wrażenia. Z
niecierpliwością będę oczekiwała na kolejne książki tego autora, bo wprowadził
mnie niejako w nowy gatunek powieści, którą trudno zakwalifikować. Kryminał,
powieść przygodowa, literatura drogi, obyczajówka z elementami magicznymi?
Macie jeszcze jakieś pomysły?
Zresztą jak zwał, tak zwał. Książka jest dobra,
polecam gorąco i już! J
*Linus Reichlin, Tęsknota
atomów, s. 38.
Autor: Linus Reichlin
Tytuł: Tęsknota atomów
Wydawnictwo: Niebieska studnia
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 300
Za możliwość
przeczytania i zrecenzowania książki, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Niebieska studnia
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Recenzja również na wortalu Webook.pl
Recenzja również na portalu Lubimyczytac.pl
Recenzja również na wortalu Webook.pl
Recenzja również na portalu Lubimyczytac.pl
Super, może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńTytuł książki zwalający z nóg:0. A recenzja super. Nie słyszałam o tej pozycji, ale za sprawą twojej recenzji muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa. Jak już wspominałam w komentarzu do Isadory, wkrótce będzie można wygrać u mnie tę książkę:) Zapraszam
UsuńOoo, brzmi rzeczywiście intrygująco! Ufam Twoim opiniom, więc mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się przeczytać tę książkę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zamierzam już wkrótce zorganizować konkurs, w którym ta książka będzie do wygrania:) Może się skusisz. Pozdrawiam
UsuńW intrygujący sposób przedstawiłaś tę jak się okazuje bardzo interesująca pozycję książkową. Poza tymi wywodami fizycznymi cała reszta warta poznania.)
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że nawet te wywody miały w sobie jakiś urok:) Pozdrawiam
UsuńFizyka to była zawsze moja pięta achillesowa. Kiedy w liceum dostałam czwórkę ze sprawdzianu, to było niezwykle osiągnięcie :) Mało brakło a oprawiłabym ten sprawdzian w ramkę i powiesiła na ścianie, co by mi codziennie przypominał, że czasem niemożliwe staje się możliwe :D
OdpowiedzUsuńKsiążka ma niezwykle zachęcający tytuł, okładka też niczego sobie. Z pewnością nie pogardzę nią, jeśli trafi w moje ręce.
Hihhi cztery z fizyki??? Jesteś genialna:)
UsuńBrzmi bardzo zachęcająco: zarówno sama fabuła, jak i fakt, że to literatura szwajcarska - chyba jeszcze żadnej szwajcarskiej książki nie czytałam (przynajmniej nie robiłam tego świadomie).
OdpowiedzUsuńTo również moja pierwsza przygoda ze Szwajcarią:) Ciesze się, że zaryzykowałam. Pozdrawiam:)
Usuńjeśli książka jest w jakiejś części chociaż kryminałem, to zasługuje u mnie na uwagę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się zatem i polecam:)
UsuńBrzmi ciekawie, być może się skuszę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPowieść kryminalna... Na razie odpuszczę, ale może kiedyś, kto wie. ;)
OdpowiedzUsuńO książce nie słyszałam, ale opis fabuły brzmi interesująco, a recenzja jeszcze bardziej zachęca :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa. I potwierdzam, że książka jest bardzo interesująca;)
UsuńKompletnie nie moje tematy, dlatego raczej pass...
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką powieści kryminalnych, ale muszę przyznać, że naprawdę mnie zachęciłaś:) Tytuł też bardzo mi się podoba. Jest taki... poetycki? ;)
OdpowiedzUsuńTak, tytuł ma coś w sobie:) Cieszę się, że mimo iż nie przepadasz za kryminałami, zainteresowałaś się tą powieścią.
UsuńUwielbiam powieści barwne i niejednoznaczne - nadal jestem na etapie przekonywania się do kryminałów, ale cóż począć po Twojej recenzji :) Oczywiście należy przyjrzeć się z bliska atomom :)
OdpowiedzUsuńJa też niedawno rozpoczęłam swoją przygodę z kryminałem:) Z każdą kolejną książką przekonuję się, to dobry kawałek literatury:) A atomy polecam. To dobra książka na oswajanie się z tym gatunkiem:) Pozdrawiam:)
Usuń