Tytuł: Życie w Oborze
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 217
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Pojawienie się tej książki na rynku wydawniczym, wywołało niemały szum w Raciborzu i okolicach. „Życie w Oborze” sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Co takiego przyciąga czytelników? Wzruszająca historia rodzinna, a może smaczek lokalnej sensacji?
Niedawno
na rynku wydawniczym ukazała się książka raciborzanki Doroty Frączek – Życie
w Oborze. Wstrząsająca historia rodem z amerykańskiego filmu tym razem
rozegrała się w malowniczo położonej restauracji Leśna w Raciborzu. Zwiedzając leśną
okolicę, Arboretum Bramy Morawskiej, mini zoo i odwiedzając restaurację, aż
trudno uwierzyć, że pod jej dachem rozgrywały się tak burzliwe losy rodziny.
Dorota
– doktor teologii, katechetka w jednym z raciborskich liceów, matka czwórki
dzieci postanawia zmienić swoje życie i angażuje się w prowadzenie
restauracji. Nie ma w tej kwestii żadnego doświadczenia, a jednak dzięki
ciężkiej pracy, wytrwałości i sile udaje jej się stworzyć klimatyczne miejsce,
w którym tętniło życie towarzyskie. Niestety zawirowania rodzinne, w
które rzucił bohaterkę jej własny mąż, zmagania z mafią i skorumpowanymi sądami
sprawiły, że to piękne miejsce zaczęło podupadać.
W
książce mamy okazję poznać historię, jaka zapisała się w Oborze od roku 2006.
Czytając, można odnieść wrażenie, że książka oscyluje między kryminałem,
powieścią obyczajową i swego rodzaju poradnikiem pozytywnego myślenia. Zamysłem
autorki było podniesienie na duchu ludzi znajdujących się na życiowym zakręcie:
Pisząc tę książkę miałam na celu podnieść na duchu i dodać otuchy wszystkim tym ludziom, którzy zmęczeni życiem nie widzą nad sobą słońca. Być może po lekturze powieści zobaczą, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Pisząc tę książkę miałam na celu podnieść na duchu i dodać otuchy wszystkim tym ludziom, którzy zmęczeni życiem nie widzą nad sobą słońca. Być może po lekturze powieści zobaczą, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Tak
jest w istocie. Dorota Frączek znalazła się w sytuacji, z której niejedna osoba
nie potrafiłaby się podnieść. Ona zaś ciągle pozytywnie patrzy na otaczający
świat i cieszy się z tego co ma. Bynajmniej jednak nie stoi w miejscu, rozwija
się, dokształca (wszystko po to, żeby móc odzyskać syna i zdobyć nowe źródło
dochodu, nowe możliwości i szanse). Po lekturze kilku pierwszych stron da się
odczuć, że bohaterka jest niezwykle silną, odważną i charyzmatyczną kobietą,
która zna swoją wartość. Ma też niezwykle dobre serce, co zostaje
niejednokrotnie wykorzystane przez pracowników restauracji. Kocha swoje dzieci
i walczy o nie, kto wie może jeszcze do dziś… Zawsze trzeba mieć nadzieję na
lepsze jutro, ciągle trzeba wierzyć, że niezależnie od tego, na jakim dnie się
znajdujemy – możemy, a nawet powinniśmy wstać, otrzepać kolana i iść dalej…
Książka
nie ma zakończenia i nie dowiadujemy się niestety jak potoczyły się losy samej
bohaterki, jaki restauracji „Leśna”. Zapytałam jednak o to samą autorkę –
Dorotę Frączek, która opowiedziała zarówno o samej książce, jaki i planach
na przyszłość.
Rozmowa z Dorotą
Frączek
Skąd pomysł na książkę, czy tak jak pani pisze było to antidotum na problemy,
czy może już wcześniej miała pani w zamyśle opisać historię rodziny i
restauracji?
Dorota
Frączek:
Zawsze lubiłam
pisać i pisałam: bajki i wierszyki jako dziecko, artykuły przeważnie z zakresu
teologii (jedną książkę teologiczną wydałam), pisałam pamiętniki, artykuły dla
młodzieży itd. Osobiście lubię czytać książki opowiadające prawdziwe historie i
taka też napisałam. Na podstawie własnych przeżyć chciałam przemycić trochę
filozofii i różnych refleksji mogących pomóc czytelnikowi w zmaganiu się z
problemami.
Książka nie ma szczęśliwego happy end. Początkowo chciałam poczekać z jej wydaniem aż coś się wyjaśni, potem jednak stwierdziłam, że na szczęśliwe zakończenie mogę czekać długo, więc trzeba wydawać. Teraz myślę, że to dobrze, że ona się źle kończy. Jeśli kogoś chcę podnieść na duchu a taki mi przyświecał cel, nie mogę być na lepszej pozycji niż inni. Gdyby mnie pocieszał ktoś, komu się dobrze wiedzie, nie byłby dla mnie przekonywujący. Mam jednak nadzieję doczekać się szczęśliwego zakończenia.
Książka nie ma szczęśliwego happy end. Początkowo chciałam poczekać z jej wydaniem aż coś się wyjaśni, potem jednak stwierdziłam, że na szczęśliwe zakończenie mogę czekać długo, więc trzeba wydawać. Teraz myślę, że to dobrze, że ona się źle kończy. Jeśli kogoś chcę podnieść na duchu a taki mi przyświecał cel, nie mogę być na lepszej pozycji niż inni. Gdyby mnie pocieszał ktoś, komu się dobrze wiedzie, nie byłby dla mnie przekonywujący. Mam jednak nadzieję doczekać się szczęśliwego zakończenia.
Czy
wszystkie postacie, które wystąpiły w "Życiu Obory" są autentycznymi
osobami? Czy pewne rzeczy są tylko fikcją literacką?
Wszystkie
wydarzenia są prawdziwe, a osoby naprawdę istnieją. Niektórym osobą zmieniłam
imię, niektórych osób pracujących w restauracji wcale nie opisałam. Nie
opisałam również wszystkich wydarzeń, ponieważ niektóre z nich zasługiwałyby na
odrębną książkę (na przykład niektóre sprawy sądowe)
Czy
nie bała się pani, że zostanie oskarżona o publiczne obnażanie spraw
rodzinnych, osobistych?
Być
może ktoś tak to odbierze. Jednak uważam, że literaturze wielu autorów opisuje
prawdziwe historie w tym również swoje. Moja historia tak jak już wspomniałam
miała na celu być tłem do pewnych refleksji, przemyśleń no i wsparcia dla
innych (jakoś to już tak jest, że czyjaś bieda trochę nas pociesza. Wówczas
mówimy „no dobrze, że mnie to nie spotkało”)
Oczywiście,
że się spodziewałam, ale jedną z moich dewiz życiowych jest to, że strach nie
może rządzić moim życiem. Z tego co mi wiadomo były mąż wypisuje obraźliwe
komentarze pod różnymi artykułami skierowanymi zwłaszcza przeciwko mnie i
córce. Podszywa się przy tym pod moich uczniów, albo sąsiadów, albo znajomych
córki. Teksty jego poznaję po słownictwie jakiego zazwyczaj używa ł i stylu.
Nie polemizuję z nim w tych komentarzach. Spodziewam się, że jeszcze coś
może wymyślić.
Co
dało pani napisanie tej książki? Jakie znaczenia ma dla pani "Życie w
Oborze"?
Jest
to dla mnie jakiś mały sukces. Może Łukasz ją przeczyta pojawi się w nim jakaś
refleksja. To też w pewnym sensie list do niego.
Co
teraz dzieje się z restauracją? Czym Pani się teraz zajmuje? Czy doszło do
sprzedaży restauracji "książkowemu" Michałowi? Jak zmieniło się pani
życie? Co z Pawełkiem? Takie pytania nasuwają się czytelnikowi po przeczytaniu
Pani książki. Czy uchyli Pani rąbka tajemnicy?
O
tym wszystkim mam zamiar napisać w kolejnej części. Z jednej strony będzie ona
kontynuacją pierwszej a z drugiej strony już wiem, że będzie miała zupełnie inny
charakter.
Przeglądałam
sieć, a w szczególności blogi książkowe i znalazłam bardzo pozytywne opinie na
temat "Życia w Oborze". Ludzi wzrusza Pani historia, ciekawi
sama restauracja i podziwiają panią za wytrwałość i siłę. Czy czytuje Pani te
opinie?
Niektóre
czytałam, ponieważ moja siostra obserwuje je bacznie w Internecie i przesyła mi
linki. Nie spodziewałam się takich dobrych opinii. Cieszę się, że książka ta
została jakoś tam zauważona na rynku czytelniczym
Książka
nie ma jednoznacznego zakończenia, czy planuje pani napisanie dalszego ciągu?
Wiem, że czytelnicy są ciekawi i spekulują na temat dalszych losów pani,
rodziny i restauracja. Myślę, że ma to również szczególne znaczenie dla
raciborzan, którzy pewnie częściowo znają historię "Leśnej". Co sami
raciborzanie sądzą o pani książce? Czy kontaktują się z panią, komentują?
Osoby,
które są opisane w książce, często piszą do mnie i podpisują się imieniem nie
swoim, lecz książkowym.
Jakie
ma pani plany na przyszłość?
Zamierzam
skończyć neurologopedię i surdologopedię. W październiku otwieram gabinet
logopedyczny i zamierzam pracować w tym zakresie, a zwłaszcza chcę zająć się
dziećmi autystycznymi.
Mam przygotowaną do wydania krótką książeczkę z opracowaną metodą terapii lęków u dzieci autystycznych z przeznaczeniem dla ich rodziców, aby mogli pomóc własnym dzieciom.
Mam również ukończoną pracę z zakresu pedagogiki „Metafizyczne podstawy wychowania”, którą również zamierzam wydać.
Mam przygotowaną do wydania krótką książeczkę z opracowaną metodą terapii lęków u dzieci autystycznych z przeznaczeniem dla ich rodziców, aby mogli pomóc własnym dzieciom.
Mam również ukończoną pracę z zakresu pedagogiki „Metafizyczne podstawy wychowania”, którą również zamierzam wydać.
Recenzja oraz wywiad ukazały się na portalu: www.raciborz.com.pl oraz www.gazetainformator.pl
Niestety jakoś do mnie nie przemawia powieść, więc raczej nie będę starała się zdobyć własny egzemplarz i przeczytać.
OdpowiedzUsuńDominiko, przypuszczam, że sama nie zainteresowałabym się książką, gdyby nie fakt, że autorka pochodzi z Raciborza i pisze o tym miejscu:) Fajnie czyta się książki, kiedy znasz wszystkie miejsca i zakamarki:)
UsuńPozdrawiam
informacja, że to historia prawdziwa na pewno wiele osób przyciągnie do książki, szkoda jednak, że wokół tego trwa jakaś rodzinna kłótnia :(
OdpowiedzUsuńMałgosiu, masz rację. Przepychanka rodzinna prowadzona publicznie nie jest chyba dobrym wyjściem. Ja starałam się skupić na losach samej restauracji - które mnie, jako świeżą mieszkankę interesują najbardziej.
UsuńPozdrawiam ciepło
Raczej się nie skuszę... ;) Ale zestawienie takiej ładnej z tytułem jest ciekawe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam na mojego bloga uzupełnianego o książkowe vlogi:)
Dziękuję i pozdrawiam:)
UsuńCyrysia również polecała tę książkę więc nie mam wyboru, jak tylko ja poznać :)
OdpowiedzUsuńOlu, muszę zajrzeć do Cyrysi, bo jestem ciekawa jak odbierają książkę osoby niezwiązane z Raciborzem. Mnie przede wszystkim to przyciągnęło do lektury:)
UsuńPozdrawiam
Fajny wywiad :) Sama czytałam już kilka bardzo pozytywnych recenzji tej książki, więc najwyższa pora bym sama ją przeczytała.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Zachęcam też do odwiedzin tego miejsca - piękna okolica:)
UsuńPozdrawiam cieplutko
Wszystko na sprzedaz?
OdpowiedzUsuńBardzo chciałbym przeczyta© ta książki i cos więcej dowiedzieć się autorce i i "Michale". , którego dzisiaj poznałem...
OdpowiedzUsuń