Autor: Agnieszka Pilaszewska
Tytuł: Przepis na życie
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 468
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Bardzo rzadko oglądam
telewizję. Właściwie coraz rzadziej. I nie jest to spowodowane obecnie panującą
modą na nieoglądanie. Po prostu nigdy nie trafiam na nic ciekawego. Kiedy mam ochotę obejrzeć jakiś dobry film…
to albo powtórka albo dno. Z serialami bywa podobnie. Nie jestem ich wielką
fanką, ale bywały momenty, kiedy miałam swoje ulubione i czekałam na każdy
odcinek. Ostatnio miałam pecha, bo zawsze, kiedy coś mnie zainteresowało, to po
jednym sezonie znikało z anteny. Kiedy
więc kilka lat temu stacja TVN zapowiedziała z wielką pompą nowy
obyczajowo-kulinarny serial Przepis na życie,
wielkich oczekiwań nie miałam, ale że lubię kuchnię wplątaną w literaturę i
film, to obejrzałam pierwszy odcinek i jakoś tak zostałam przez cały pierwszy
sezon. Spodobało mi się połączenie obyczajówki z dobrą komedią i wszechobecnymi
wątkami kulinarnymi. Nie bez znaczenia była też gra aktorska Mai Ostaszewskiej,
Piotra Adamczyka, Doroty Kolak i Edyty Olszówki. Ta najbardziej dla mnie
wyrazista czwórka sprawiła, że często ocierałam łzy ze śmiechu.
Teraz przyszła kolej
na książkę Agnieszki Pilaszewskiej, która wcześniej wymyśliła scenariusz do
tego serialu. Trochę nie ta kolejność –
pomyślałam, bo oczywiście jedyny układ, jaki uznaję to najpierw książka potem
film ( w tym przypadku serial). Przyszło mi jednak do głowy, że może pomysł na
książkę zrodził się po sukcesie serialu, a autorka ma w planach zawrzeć w niej
jakieś wątki, których nie było w serialu, czy może też inne smaczki z planu
filmowego. Niestety, tego w powieści nie znalazłam więc dla mnie była ona po
prostu powtórką z rozrywki. Ci, którzy nie oglądali serialu dostaną całkiem znośną
komedię obyczajową ( a może komedię omyłek?) doprawioną szczyptą wanilii i
świeżymi ziołami. Nie potrafię chyba
obiektywnie ocenić samej książki, ponieważ czytałam ją przez pryzmat serialu i
tym samym ciągle miałam przed oczami komiczne twarze moich ulubionych
aktorów. Owszem, pękałam ze śmiechu, ale
czy to zasługa dialogów, czy też może rewelacyjnej gry Mai Ostaszewskiej i jej kolegów
z planu? Przyznać trzeba, że fabuła wciąga i Przepis na życie czyta się ekspresowo, z przerwami na notowanie
smakowitych przepisów, które dla mnie są dużym plusem tej książki. Proste, a jednocześnie
dodające nowego charakteru tradycyjnym potrawom (szczególnie sałatki – pycha!).
Historia Anki,
która w krótkim czasie traci pracę, męża, a zyskuje nowe dziecko z tym właśnie
prawie już byłym mężem sprawia wrażenie trochę przesadzonej. Za dużo tych nieszczęść
jak na jeden raz? Niby tak, ale czy życie nie pisze i takich scenariuszy?
Pisze, pisze i tylko może dalsze perypetie nie wyglądają w rzeczywistości już
tak różowo. Koło Anki zawsze kręci się mnóstwo osób, którym aż ręce palą się do
pomocy. Zwykle tak nie jest, że matka czy teściowa tylko czekają, żeby zająć
się wnukiem choćby każdego dnia, a wyrozumiały pracodawca zatrudnia z uśmiechem
na twarzy kobietę w ciąży.
Ale serial to
serial, aż tak bardzo pesymistycznie być nie może. Przecież nie o to chodzi:)
Przepis
na życie, to zgrabnie napisana powieść obyczajowa, pełna
dowcipnych dialogów i sytuacji rodem z komedii omyłek. Powieść może nie wniesie
niczego nowego i nie da wam odczuć katharsis, ale zdecydowanie zapewni rozrywkę
na jeden wieczór i skutecznie połechce wasze kubki smakowe.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
Lekka i przyjemna :) czasami właśnie takich książek potrzebuję :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się:) Ja również wręcz potrzebuję od czasu do czasu takiej lektury:)
UsuńJedyny serial, który mi się spodobał, więc do książki też chętnie zerknę skoro zachęcasz :)
OdpowiedzUsuńJeśli serial ci się podobał, to książka też powinna, tylko nie spodziewaj się otrzymać czegoś więcej. Ja liczyłam na jakieś dodatkowe smaczki, których w serialu nie było i trochę się zawiodłam. Przepisy są za to super:)
UsuńBałam się tej książki, bo myślałam, że będzie to jedynie kiepska adaptacja serialu, który naprawdę polubiłam. Tak się jednak nie stało. Naprawdę z radością czytałam tekst Agnieszki Pilaszewskiej, a prawdę mówiąc miałam wrażenie, że znów oglądam film - zamykałam oczy i byłam w stanie odtworzyć większość scen. Dodatkowo autorce udało się uniknąć sztywnych "scen" i ogólnie scenariuszowej formy. Mam nadzieję, że pozostałe sezony też doczekają się adaptacji. :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa czy autorka pokusi się o kolejne sezony:)
UsuńSerial śledziłam z wypiekami na twarzy. Chętnie porównałabym go z książką :)
OdpowiedzUsuńW takim razie książka pewnie też ci się spodoba:)
UsuńSerialu nie śledziłam, czasem mi wpadł w oko - ale za to mnie (i mojemu mężowi) wpadł w oko sposób na szybciutką przekąskę na ciepło z tego serialu , którą bardzo polubiliśmy. Parówki w cieście francuskim z serem i suszonymi pomidorami. Pychota :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, ja również korzystam z przepisów, które pojawiały się w serialu i książce. Są proste, łatwe w wykonaniu i pyszne:)
UsuńBardzo, bardzo, bardzo lubiłam ten serial. Książkę mam i chętnie z niej korzystam :-)
OdpowiedzUsuń