O Martinie Reinerze nie słyszałam nigdy wcześniej, choć ten czeski pisarz, poeta i wydawca w jednym, jest w swoim kraju jedną z najważniejszych postaci literatury współczesnej. Kiedy trafiła do mnie jego książka, o jakże dziwnym tytule Lucynka, Macoszka i Ja przetłumaczona przez Mirosława Śmigielskiego, pomyślałam ok., spróbujemy. No i jak to zwykle bywa u mnie z czeską literaturą, połknęłam Lucynkę… dwa razy. W zasadzie połknęłam tylko raz, bo za drugim już smakowałam każdą stronę. Zajęło mi to trochę czasu, ale kiedy sięgniecie po tę powieść sami się przekonacie, że inaczej się nie da…
Zanim jednak sięgnęłam po książkę, musiałam dowiedzieć się czegoś o samym M. Reinerze. Przeczytałam, że jest wieloletnim badaczem twórczości czeskiego poety Ivana Blatnego. Popełnił też o nim książkę Poeta. Powieść o Ivanie Blatnym. Postać legendarnego poety zaintrygowała mnie na tyle, że z niecierpliwością czekam na polskie wydanie (2016 rok, Wydawnictwo Stara Szkoła). Ale do rzeczy…
Lucynka, Macoszka i Ja, to niezwykła, wielowątkowa opowieść chyba jednak autobiograficzna, choć sam autor twierdzi, że owszem tak, ale nie do końca. Powinnam przedstawić po kolei tytułowych bohaterów, ale muszę zacząć od Ja, pod którym kryje się Tomasz, nieśmiały listonosz z Brna, który zupełnie przypadkowo dowiaduje się o istnieniu poety Macoszki. Trzeba zresztą przyznać, że Poukner, sprawca całego zamieszania. nie mógł w lepszy sposób zaintrygować Tomasza. Czy to celowo, czy też nie podsunął mu kartę katalogową, na której tajemnicza J. wyrażała swoje żale do poety Macoszki. Tomasz połyka bakcyla i od tej pory staje się literackim detektywem. Śledzi losy Macoszki, który wyjechał do Londynu zaraz po zmianie ustroju i ślad po nim zaginął na długo.
Napisałam na początku, że powieść jest w pewnym stopniu autobiograficzna, ponieważ jak wspomniałam, Reiner również jest badaczem życia i twórczości I. Blatnego. Czy zatem Tomasz to Martin, a Macoszka to Blatny? Może szczypta prawdy, a może dwie? Martin Reiner tylko wie.
No dobrze, ale kim jest Lucynka? O niej powinnam w zasadzie wspomnieć na początku, bo to według autora główna bohaterka powieści. To pięcioletnia dziewczynka, którą Tomasz opiekuje się podczas nieobecności jej matki. Drobna postać, która wywróci życie listonosza do góry nogami tak mocno, że niemal bez znaczenia będą dla niego historyczne zmiany w rządzie i wstąpienie na arenę polityczną nowego prezydenta V. Havla.
Introwertyczny listonosz, który do tej pory żył w odosobnieniu, zadowolony z faktu, że nie zwraca na siebie uwagi, nagle musi przewartościować wszystko, co do tej pory uznawał za słuszne i sięgnąć w głąb siebie, aby móc przełamać się, przezwyciężyć traumę z dzieciństwa, która stanowiła jego hamulec bezpieczeństwa. Tomasz zostaje badaczem (detektywem) oraz ojcem.
Stałem się wielkim detektywem. Komisarzem Moulinem*
Coraz częściej miałem wrażenie, że zostałem do czegoś namaszczony, a dziwne okoliczności, w których do tego doszło, tylko to uczucie umacniały *
Śledzimy zatem jego zmagania z samym sobą i to chyba jest dla Tomasza najtrudniejsze. Odkrywanie losów Macoszki, podróż do Anglii, choć przypłacone wielkim stresem i chorobą, dają mu niesamowitą satysfakcję i siłę. Bardzo szybko przyzwyczaja się też do roli ojca, choć tutaj skazany jest z góry na porażkę ze względu na tymczasowość sytuacji. Tomasz wie, że po powrocie matki, straci bezwarunkową miłość i oddanie Lucynki i nie potrafi się z tym pogodzić. Wszystkie te życiowe zmagania umacniają bohatera. Sprawiają, że ma odwagę odnaleźć siebie i zacząć żyć bez strachu i blizn nad wargą.
Powieść Reinera to zatem wspaniała wędrówka po starym Brnie i przytłaczającej Tomasza Anglii śladami tajemniczego poety Macoszki (Blatnego?), historia miłości rodzicielskiej skazanej na klęskę, a także podróż w głąb siebie, poszukiwanie prawdy, odwagi i celu.
Lucynka, Macoszka i Ja to książka, na którą się czeka i wydobywa spomiędzy wielu tych, o których szybko się zapomina. To kawał, wysmakowanej, dopracowanej w każdym calu prozy, którą nazwałabym bez wahania poetycką. Fantastyczny język z masą oryginalnych porównań. Nie znalazłam w tekście żadnego zbędnego słowa, ani litery. Cieszę się ogromnie, że M. Reiner w odróżnieniu od swojego bohatera zechciał zostać dostrzeżony i nie schował Lucynki do szuflady. Wzruszająca, bardzo emocjonalna i zapadająca w pamięć. Trzy różne postacie, przypadkowo połączone ze sobą przez los na ułamek sekundy, która potrafi zmienić tak wiele…
Reiner z wielką pieczołowitością prowadzi narrację. Są momenty, kiedy wzrok nie nadąża za ciekawością i takie, gdzie trzeba zwolnić, podumać, zamknąć książkę i otworzyć dopiero następnego dnia. Wiele zdań wylądowało w moim notesie, aby nie umknęło z pamięci, a sama książka mieni się od mnogości kolorowych fiszek. Po tym akcencie możecie poznać te najlepsze pozycje na mojej półce. Lucynka, Macoszka i Ja zdecydowanie do nich należą.
*Lucynka, Macoszka i Ja, M. Reiner, Stara Szkoła, 2015, s. 18, 19.
Recenzja ukazała się na portalu Novinka.pl
Bardzo dobra, zapadająca w pamięć książka. Każdy jej element to dobrze przemyślany i dopasowany element całości.
OdpowiedzUsuńOlu świetnie to ujęłaś! Pozostaję pod ciągłym urokiem Lucynki :)
UsuńTakie momenty w książkach, kiedy umysł żąda więcej, a oczy nie nadążają oznaczają, że książka jest idealna :)
OdpowiedzUsuńMarta, to prawda. Mam wielkie szczęście trafiać ostatnio na takie książki :)
UsuńNasi południowi sąsiedzi, tak jak ich kraj mają swój urok, ale ja wyżej od ich literatury cenią praską starówkę ;)
OdpowiedzUsuńWidzisz, a ja czytając ich książki marzę o tej starówce :)
Usuń