Tytuł: Supermama
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 212
Każda matka wie, że
narodziny dziecka zmieniają wszystko. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że całe
nasze dotychczasowe życie przewraca się do góry nogami. Nie jest lepiej, ani
gorzej. Jest po prostu inaczej. Bywa ciężko i to bardzo, kiedy nasz słodki
bobasek dopomina się jedzonka co godzinę z dokładnością zegarka, nie przejmując
się bynajmniej tym, że mówiąc kolokwialnie padamy na twarz. Do tego dochodzą
kolki, kupki, wysypki, wymioty i niestety choroby. No tak. Nikt nie mówił, że
będzie lekko, ale żeby aż tak?! Dziecko ciągle płacze, a my nie wiemy co się
dzieje. Oskarżamy się o brak uczuć, jesteśmy zmęczone, rozdrażnione i zaczynamy
wpadać w panikę. Co jest ze mną nie tak? Czy jestem wyrodną matką? Zabiorą mi
dziecko, bo nie umiem się nim dobrze zająć. Albo zupełnie z innej beczki: Gdzie
ja jestem? Dlaczego świadomie się na to zgodziłam? Czy już zawsze będę tylko
mamą, a moje piersi będą służyły już tylko temu małemu głodomorowi? Jeszcze gorzej jest, kiedy znajdziemy kilka
sekund żeby przyjrzeć się sobie. Obwisły brzuch, wielkie opadające boczki na
biodrach, podkrążone oczy i ziemista cera. Całości dopełnia cudowny rozciągnięty
szlafrok, który staje się naszym strojem na każdą okazję. No i wcale się nie
dziwimy, że nasi mężowie mają już tuziny wyimaginowanych kochanek z taliami os
i długimi, gładkimi nogami. Brzmi jak koszmar? A to tylko nasza codzienność
prawda? Tak mniej więcej wygląda życie przeciętnej mamy, która właśnie urodziła
pierwsze dziecko. Jedna z nas
postanowiła jednak głośno oddać swój głos w sprawie. To Katarzyna
Ostrowska-Biernacka, autorka książki Supermama.
Ta przezabawna powieść powstała po to, aby pokazać mamom, że każda z nas,
decydując się na macierzyństwo boryka się z podobnymi problemami. W jednym z
wywiadów, autorka podkreśliła również, że chciałam sprowokować dyskusję na temat
macierzyństwa, stereotypów i mód, którym często ulegamy. Poza tym książka ma po
prostu bawić i tak też się dzieje. No bo jak tu się nie śmiać z samej siebie?
-
Oddajmy go do domu dziecka. – Bardziej jęknęłam niż krzyknęłam. Tak naprawdę
miałam ochotę wrzeszczeć.
-
Olka, nie denerwuj się – odezwał się mój mąż tonem, który miał mnie uspokoić.
Skutek był jednak odwrotny. Jego opanowanie wprawiło mnie w furię.
-
Nie, nie uspokoję się! – krzyczałam już. – Od kilku miesięcy moje życie to
karmienie, sranko, pranko i pobudki w nocy! Co dwie godziny! Bo chce jeść! Bo
zrobił kupę! Bo… bo… I tak codziennie! Mam dość! – rozpłakałam się.
(…)
– Gwiazdeczko, wszystko jakoś zorganizujemy. Ale czy musimy rozmawiać o tym o
drugiej w nocy?
-
A dlaczego nie?! Przecież i tak nie śpię! Pół godziny temu jadł, a teraz znów
płacze!
-
Spróbuj zasnąć, ja pójdę do dziecka. – Radek westchnął i już go nie było.
Świetnie.
Woli wrzeszczącego niemowlaka od żony. Co prawda żona po porodzie zmieniła się
w prawdziwą, na dodatek zaniedbaną, heterę… Mógłby jednak chociaż udawać, że
nie jest tak źle (…)
Zaraz,
zaraz… Zaczęłam nasłuchiwać, wpatrując się intensywnie w elektroniczną nianię.
Nic nie słychać. To przecież niemożliwe. Ja uspokajam młodego czasem nawet
godzinę, a on i tak wyje…
Po
chwili wrócił mój mąż. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-
Cicho – szepnęłam niepewnie.
-
Acha – błyskotliwie odpowiedział Radek, kładąc się do łóżka
-
Ale ja nic nie słyszę!
-
Cii, mały zasnął. Spróbujmy i my się zdrzemnąć.
-
Jak to zasnął? Jak to zasnął? – powtarzałam w kółko…*
Wybaczcie ten
przydługi cytat, ale nie mogłam się powstrzymać. Tak właśnie zaczyna się Supermama. Brzmi znajomo? W moim
przypadku tak. W głównej bohaterce odnalazłam wiele z siebie (jak pewnie
większość czytelniczek) i śmiałam się przez łzy, bo z jednej strony to
śmieszne, a z drugiej przerażające. Jeszcze dokładnie pamiętam te nieprzespane
noce, momenty załamania i przeraźliwy płacz dziecka. Najgorsze były wieczory,
kiedy chciałam zasiąść do książek (kończyłam wtedy studia), a cały mój organizm
wołał „spaać”, albo też krzyczał Tymek, domagając się mleka, świeżej pieluszki
czy herbatki. Czasem nawet niczego się nie domagał, ale i tak krzyczał. No cóż,
nie mogę powiedzieć żeby to był najmilszy okres mojego życia. Wiem jednak, że byłam
sama sobie winna. Tak samo jak Ola, bohaterka Supermamy. Kobieta urodziła syna, ale on jakoś nie chce być słodkim
bobaskiem z reklam, który tylko śpi i je. Figura też nie chce wrócić do stanu
sprzed ciąży, więc w garderobie dostępne są spodnie ciążowe, rozciągnięty
sweterek i szlafrok. Na domiar złego do firmy męża przyjęto właśnie Maję,
idealnie zadbaną kobietę biznesu, która niepokojąco zbliża się do Radka i
bezczelnie próbuje go omotać. Jeśli dodać do tego zbioru nieszczęść toksyczną
bratową męża, która wychowuje swoje dzieci wedle najnowszych trendów i to samo
narzuca Oli bez przerwy krytykując każdy jej ruch, możemy się domyślać, że stan
psychiczny bohaterki balansuje na cienkiej granicy. Osaczona młoda mama zaczyna
powoli wierzyć, że jest zła, bo nie karmiła piersią, nie chce nosić syna w
bardzo modnej chuście (cena promocyjna to tylko kilka tysięcy, ale do tego
obowiązkowo trzeba wykupić kurs wiązania takiej chusty), no i nie posiada
nosidełka od Gucciego. Na szczęście w
jej życiu pojawi się kilkoro dobrych ludzi, którzy pomogą zrozumieć Oli, że najważniejsze
jest to, żeby ona czuła się szczęśliwa i postępowała według tego, co podpowiada
jej serce, a nie głos rozhisteryzowanej umęczonej mamuśki. Przecież każda
kobieta ma prawo do gorszych dni, do słabości i zmęczenia. Każda z nas ma prawo
oczekiwać też pomocy od bliskich osób. Ważne jest też to, aby mama nie
zapomniała, że nadal jest kobietą. Jeśli bowiem jej rola będzie się kończyć
tylko na byciu mamą, nie wyjdzie to na zdrowie ani kobiecie, a ni jej dzieciom.
Jest prosta, ale mądra zasada. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Nie można
dać sobie wmówić, że dziecko to tylko nasza sprawa, a partner pracuje, więc ma
prawo potem do świętego spokoju. Wychowywanie dziecka to też praca,
szczególnie, że zwykle kobieta musi jeszcze posprzątać, uprać i ugotować.
Przeliczając to wszystko na godziny łatwo dojść do wniosku, że jesteśmy w pracy
dwadzieścia cztery godziny na dobę. No i kiedy tu znaleźć czas, żeby leżeć i
pachnieć, jak by sobie życzył szanowny małżonek? Katarzyna Ostrowska-Biernacka, ma na to
sposoby, które zdradza w swojej książce. Muszę przyznać, że połknęłam ją jednym
tchem, raz po raz wybuchając gromkim śmiechem, to znów kiwając głową z miną
znawczyni tematu. Jest lekko, zabawnie, ale i refleksyjnie. Supermama, to idealna lektura dla
wszystkich. Nie tylko dla kobiet. Niech przeczytają ją też przyszli tatusiowie
i tatusiowie obecni. Może dzięki temu uda im się zrozumieć partnerkę, której
uwierzcie jest bardzo ciężko odnaleźć się w nowej roli i bardzo ważne jest
wtedy wsparcie i zrozumienie partnera! Przeczytajcie razem. Będzie wesoło.
Każda z nas może być supermamą!
Polecam!
*Katarzyna
Ostrowska-Biernacka, Supermama,
Warszawa 2012, s. 3.
Za
możliwość przeczytania i zrecenzowania książki, serdecznie dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej
Książka bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi...
Rany, przypomniałaś najkoszmarniejsze samopoczucie, jakie zdarzyło mi się w życiu! Na szczęście to już za mną, ale o jejku, jakie to wszystko autentyczne, aż skóra mi cierpnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Isadora mam tak samo:) Aż mnie dreszcze przechodzą, kiedy przypominam sobie tamten okres:) Czytając powieść myślałam sobie, jak dobrze, że mam już to za sobą... Pozdrawiam
UsuńMamą jeszcze nie jestem, ale już doskonale wiem, że macierzyństwo nie jest usłane różami i wymaga wielu wyrzeczeń. Chętnie zapoznałabym się z "Supermamą". Czuję, że ta pozycja może mieć sporo wspólnego z "Mama ma zawsze rację" Sylwii Chutnik, która przypadła mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że myślałam o tym samym. Oczywiście Sylwia Chutnik pisze zupełnie innym językiem, ale problemy poruszane w powieści "Supermama" rzeczywiście przypominają te z felietonów Chutnik.
UsuńPolecam ci tę niezwykle zabawną i refleksyjną książkę:)
Ha, co nieco mi się przypomniało własnych doświadczeń :) Książka zapowiada się fajnie, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńOj tak, mnie również wzięło na wspominki:) Nawet pośmiałam się z siebie:)
UsuńO, to książka którą muszę przeczytać :) Przytoczony fragment brzmi bardzo znajomo, w moim przypadku dwa razy :)
OdpowiedzUsuńHihi:) Melaniu, jak ty to wytrzymałaś?
UsuńA książkę rzeczywiście przeczytaj w wolnej chwili. Popatrzysz z dystansem w przeszłość. jest bardzo zabawnie. Pozdrawiam
To już nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że początek mojej macierzyńskiej drogi to wieczny stres. Nie lubiłam, jak syn płakał, bo zawsze miałam wrażenie, że coś mu jest, że coś niedobrego się dzieje. Patrząc z perspektywy czasu wydaje się to śmieszne, ale wtedy mi do śmiechu nie było :)
OdpowiedzUsuńJenah ja do dziś jestem zestresowana, szczególnie, że Tymek dużo choruje;( Mam wrażenie, że to ja robię coś nie tak. Wiem, że trochę przesadzam, ale cóż noooo mamą jestem:)
UsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
Usuń