Tytuł: Rantis
Wydawnictwo: Amea
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 252
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Skąpana w słońcu wąska i stroma uliczka była poprzecinana pasmami cienia. Samo południe. Mury miasteczka w swym gorącym oddechu wypromieniowały z siebie wonie palonej kawy, mydlin, kardamonu, piżma i uryny.*
Dla takich książek
warto żyć. Tym zdaniem zamknęłam ostatnią stronę Rantis. Jaki ubogi jest
człowiek, który nie dosięgnie nigdy przyjemności obcowania z literaturą, nie
wzniesie się na wyżyny, nie spadnie w dół, nie wybuchnie śmiechem, nie
zapłacze. Właśnie wtedy, kiedy z wyrytą na twarzy emocją odkładam przeczytaną
(TAKĄ) książkę, myśli o bogactwie jakie posiadam dzięki rodzicom, którzy
zaszczepili we mnie miłość do słowa pisanego, każą mi ocierać łzy wzruszenia,
radości i dumy…
Rantis to
palestyńskie miasteczko, którego właściwie już nie ma. Pozostały gruzy, szczątki, fragmenty dawnej
egzotycznej świetności. Polityczne potyczki nie pozwoliły mu przetrwać. Pozwolą
jednak słowa. Aida Amer pół Polka, pół Arabka ocala ten świat od zapomnienia.
Czy jej się udaje? Myślę, że tak, skoro ludzie tacy jak ja, którzy nie mieli
pojęcia o istnieniu Rantis, z zapałem przeszukuję dostępną literaturę i Internet
w poszukiwaniu cennych informacji i fotografii.
Rantis
leżało na wzgórzu. Właściwie na dwóch wzgórzach. Na większym znajdował się
rynek, meczet, zajazd, kilka sklepów i główna studnia. Wiele domów miało własne
studnie w wewnętrznych podwórkach, ale żadna z nich nie była tak głęboka, jak
ta na rynku. W czasie długotrwałych susz płytsze ujęcia wody wysychały, ale to
spod oliwki, być może pamiętające Józefa z Arymatei, zawsze było pełne**
Miasteczko o poranku
wydaje się być ciche, senne, wręcz zapomniane. Lecz oto już pierwsze klientki
biegną do sklepu Jasera po świeżą kawę, czy pulchne, słodkie suszone
morele. Kłęby rdzawego kurzu już unoszą
się nad drogą, wznoszone przez końskie kopyta i wozy. Lokalna Szeherezada Miriam zasiada pod leciwą
studnią na rynku i snuje bajeczne niekończące się historie. Poważana znachorka
Fatima biegnie na swoich starych nogach do domu Hafeza z rodu Amer Khalaf, aby
odebrać poród jego pierwszego dziecka. Piękna Rania rodzi jednak dziewczynkę – pszczółkę,
z czułkami zamiast rączek. Dziecko umiera po trzech dniach bez walki… A życie W
Rantis toczy się dalej. Piękna i wyzwolona Bahiya ucieka do Kairu, aby tam
zdobywając gruntowne wykształcenie torować drogę innym rantiskim kobietom.
Jednoręki Jusuf Odi, miejscowy błazen zawodowiec, który rozśmieszał innych, sam
będąc zwykle poważnym, jeszcze sam nie wie, że już wkrótce da początek
tragicznym wydarzeniom, które na zawsze zmienią losy mieszkańców tego
miasteczka. Każdy jest niezwykły, każdy skrywa w sobie tajemnicę,
o której warto napisać. A. Amer wprowadza do swojej powieści wielu bohaterów i
powoli zapoznaje czytelnika z każdym z nich. Od początku nie miałam wątpliwości,
że robi to celowo, aby potem połączyć losy wszystkich mieszkańców, pozwolić im
kochać, walczyć, nienawidzić, burzyć i budować.
Rantis to gaje
oliwne i sady pomarańczowe. To soczyste mandarynki zrywane od niechcenia z
drzewka przed domem, domowy tytoń hodowany dla mężów. Rantis to bajeczne
zakątki o zielonych łąkach, to oddzielające posesje niskie murki, budowane z
wyoranych na polach kamieni:
Oczyszczona z kamieni ziemia była
żyzna i szczodra. Na zaoranych polach lśniły brunatno rdzawą glebą, jakby
prosiły, aby pozwolono im spokojnie spłynąć mlekiem i miodem***.
Rantis to
także miasteczko, które żyje wspólnie, jak jedna wielka rodzina. Wspólnie
podejmuje się decyzje o losach wdów, sierot. Wspólnie słucha się opowieści Szeherezady
i rozwiązuje konflikty miejscowych wsi. Każdy poród, śmierć, wesele czy sukces
zawodowy świętują wszyscy mieszkańcy.
Brzmi jak
bajka? Zgadzam się. Rantis to
niezwykle magiczna saga rodzinna, w której życie pulsuje mocno i wyraźnie. Jest
tłoczno od emocji, poruszanych wątków i postaci. Amer ma jednak niezwykły dar
łączenia wszystkiego w bardzo umiejętny sposób. Nie ma mowy o żadnych zagmatwaniach
i pomyłkach. To ona, niczym alter ego Miriam siada pod studnią i zabiera nas w
świat daleki, pełen egzotyki. A my niczym te brudne dzieciaki trzymające się
ciągle rąbka jej spódnicy słuchamy z otwartymi ustami. Postaci pojawiają się
jak za dotknięciem różdżki, aby tak samo szybko zejść ze sceny i zrobić miejsce
innym. Są tak wielobarwne i niezwykłe,
że zapiera dech w piersiach.
Jest niemowa
Wael, chłopiec z brzydkimi zębami, który przestał mówić po śmierci siostry.
Odwrócił się od świata, który nie mógł mu już niczego dać. Istniała tylko
Miriam, tylko ją kochał lecz i w tym przypadku los zakpił z małego chłopca.
Niezwykle silne kobiety jak Rania, która niebawem po stracie dziecka, musiała
pochować tragiczne zmarłego męża, a zaraz potem wyjść za swojego szwagra
Khaleda i rodzić mu liczne potomstwo. Syrraya, to pierwsza żona Khaleda, której
serce pęka, kiedy mąż przyprowadza do domu Ranię. Obie kobiety nie pałają do
siebie sympatią, ale w ciężkich chwilach potrafią się przytulić i trwać w
niemej rozpaczy po stracie całego dobytku. Można by tak wymieniać i wymieniać
osoby zamieszkujące to malownicze miasteczko. Żadnej z nich autorka nie
pominęła. Wszyscy są ważni, bo i wszyscy tworzą tą rodzinną społeczność.
A co
najważniejsze w większości są to postaci autentyczne, które autorka znała z
opowiadań swojego taty (pojawia się w książce jako niemowlę o imieniu Sufian, a
dzielna i silna Rania to nikt inny, jak sama babcia Aidy Amer).
Kto wie, czy
do dzisiejszego dnia miasteczka nie spowijałaby senna mgiełka magiczności,
gdyby nie potyczki polityczne. Dawnego Rantis już nie ma. Istnieje tylko w
głowach byłych mieszkańców, którzy zostali zmuszeni do ucieczki. Niestety
pamiętających dawną świetność została garstka. Pozostaje mi być jedynie
wdzięczną autorce za to, że swoim słowem ocala świat swoich przodków od
zapomnienia.
Rantis
to
jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w swoim życiu. Dopracowana w
każdym calu. Cudowny baśniowy klimat, który na końcu musi ustąpić miejsca okrutnemu
politycznemu realizmowi. I znowu istotny staje się czas, data, miejsce.
Czytelnik odczuwa to na własnej skórze niczym siarczysty policzek, który budzi
z sennego odrętwienia. Cóż więc musieli czuć prawdziwi mieszkańcy Rantis, kiedy
w pośpiechu opuszczali swój kraj patrząc jak ich domy zmieniają się w kupę
kamieni od podkładanych bomb?
Autorka
opowiada historię niezwykłą, pełną bólu, cichej rozpaczy i nienawiści, ale i
dozgonnej miłości, przyjaźni i heroicznych czynów. Fabułę tej powieści napisało
samo życie, które jak widać jest najlepszym źródłem, z którego warto czerpać.
Zachwyca tu
wszystko. Egzotyczność miejsca, wielość wątków i plejada wspaniałych postaci,
styl A. Amer i język, którym się posługuje. Przeraża ogrom spustoszenia miejsca
i poranione dusze ludzkie.
Mandarynkowy gaj, wraz z resztką nadziei, umarł.
I, na tej ziemi cudów, nigdy nie zmartwychwstał****.
Przeczytajcie
i ocalcie Rantis od zapomnienia!
*Aida Amer, Rantis, Wydawnictwo Amea, s. 7
**Ibidem, s.
42
***Ibidem, s.
43
****Ibidem, s.
250.
Za możliwość przeczytania i
zrecenzowania książki, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amea
Julio, dziekuje Ci za ta recenzje. Pewnie nie spojrzalabym nawet na ta ksiazki, gdyby nie Ty. Teraz bede jej poszukiwac i mam nadzieje, ze dostarczy mi tyle emocji, co Tobie.
OdpowiedzUsuńImani, dziękuję za te słowa:)Ja również dziękuję opatrzności za to, że miałam niewątpliwą przyjemność raczyć się tą książką. To istna perełka!
UsuńJulio. Wczoraj zastanawiałem się, gdzie się podziewasz, atutaj taka niespodzianka. Skoro książka jest tak dobra, to zaraz wciągam na listę "Na już".
OdpowiedzUsuńPisanyinaczej, chorowałam trochę i zimowa gnuśność mnie dopadła:) Na szczęście trafiłam na "Rantis", które dało mi nowy zapał. Książka w moim mniemaniu jest naprawdę piękna. Dziękuję za zaufanie i mam nadzieję, że nie zawiedziesz się tą lekturą:)
UsuńŚwietna recenzja, dzięki Tobie po raz kolejny usłyszałam o książce, na którą pewnie nie zwróciłabym uwagi w księgarni :)
OdpowiedzUsuńCieszę się Dosiak i dziękuję za komplement:) Mam nadzieję, że uda ci się ją kiedyś przeczytać:)
UsuńJestem po prostu oczarowana - Twoją recenzją, bijącym z niej zachwytem. Na Twojej opinii mogę polegać, więc książkę dopisuję do listy - koniecznie chcę ją przeczytać, dla wrażeń, których Ci zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadoro, dla takich książek warto żyć, ale dla takich słów również:)Dziękuję ci bardzo. Mam nadzieję, że i na tobie "Rantis" zrobi duże wrażenie i wzbudzi wiele pozytywnych emocji.
UsuńPozdrawiam ciepło!
Piękna recenzja, po prostu chcę przeczytać tę książkę - dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMelu, podziękujesz jak przeczytasz i będziesz zadowolona z lektury. Dziękuję zaś ja za dobre słowo:)
UsuńNie słyszałam nigdy wcześniej o tym wydawnictwie, ale widzę, że wydają naprawdę fantastyczne książki. Lubię baśniowe klimaty, więc i powyższą pozycje zapisze sobie do mojej listy: chce przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cyrysiu, "Amea" to jedno z moich ulubionych. Czytałam "Nagą" Izabeli Szolc, "Wszystko dla niej" Beaty Rudzińskiej, "Rantis" Aidy Amer i teraz jestem w trakcie czwartej. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Z czystym sumieniem mogę ci więc polecić:)
UsuńPozdrawiam ciepło!
"Rantis" to magiczna powieść, oderwana od rzeczywistości, a jednocześnie bliska i niezwykle realna. Miło wspominam czas, który spędziłam nad tą powieścią! :)
OdpowiedzUsuńSylwuch, czytałam wczoraj twoją recenzję "Rantis" i bardzo mi się podobała. W powyższym zdaniu świetnie ujęłaś fenomen tej książki. Magia, która jednocześnie jest bliska i realna:)
UsuńPozdrawiam ciepło!
Słyszałam o tej książce wiele dobrego i widzę, że faktycznie warto ją poznać :)
OdpowiedzUsuńPolecam całym sercem:)
UsuńPrzeczytam z przyjemnością - jeszcze bardziej cieszy mnie Twoja recenzja. Jest w niej tyle emocji i piękna. Wzruszyłaś mnie i zmotywowałaś. Mam nadzieję, że będę mogła wypożyczyć tę książkę w przyszłości.
OdpowiedzUsuńDziękuję Karolko! A jeśli tylko będziesz miała ochotę "Rantis" pofrunie do ciebie przy najbliższej okazji.
Usuńchylę czoła... świetna recenzja... powaliłaś mnie na kolana tak bardzo, że mam ochotę wciągnąć tę książkę na listę "do przeczytania"
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie:) Policzki mnie palą od takich słów. Uwierz, że mnie ta książka również powaliła na kolana. Mam ochotę zasiąść do lektury jeszcze raz, a to mi się rzadko zdarza:)
UsuńZachwyciłam się Twoim pierwszym akapitem recenzji. Książkę zapisuję do planowanych. Grzechem byłoby jej nie przeczytać.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)Książka wywołała we mnie tyle emocji, że doszłam do wniosków z pierwszego akapitu. Cieszę się, że cię zachęciłam. Chciałabym, aby jak najwięcej osób sięgnęło po "Rantis". Warto:)
UsuńUprzejmie proszę o wiadomość, na jaki adres mam wysłać książkę Justyny Sobolewskiej o czytaniu w ramach akcji "Podaj dalej". Mój adres e-mailowy: blogszczur@wp.pl. Dziękuję i pozdrawiam. Beata
OdpowiedzUsuńPoszło mailem:) Pozdrawiam:)
Usuń