Tytuł: Małe kobietki
Tłumaczenie: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2012
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304
Obiecałam sobie, że w
tym roku biorę się ostro za klasykę. Myślę, że co najmniej raz na dwa miesiące sięgnę po jakiś tytuł z mojej domowej biblioteczki. Jako
pierwsza trafiła w moje ręce książka, która już od dawna mrugała do mnie okiem
z regału. Mowa o Małych kobietkach Louisy
May Alcott. O jej istnieniu wiedziałam od dawna i pamiętam, że miałam na nią
wielką ochotę jeszcze w liceum, ale w końcu musiała przegrać z inną książką z
bibliotecznej półki. Przypomniałam sobie
o niej, kiedy przeglądałam ofertę wydawnictwa MG. Dłużej nie pozwoliłam jej
czekać. I zresztą wcale nie żałuję.
Małe
kobietki urzekły mnie bijącą z każdej niemal strony
pochwałą rodzinności, miłości siostrzanej i rodzicielskiej. Książka jest tak
ciepła i momentami wzruszająca, że nie przeszkadza nawet nieco zbyt
moralizatorski ton autorki.
Kim są małe kobietki?
To cztery siostry mieszkające wraz z rodzicami w domu zwanym Orchard
House. W Ameryce ma wtedy miejsce wojna
secesyjna, na którą zobowiązany był wyruszyć jako kapelan, pan March – ojciec rodziny.
Dziewczęta wraz z matką zostają w domu i muszą sobie jakoś radzić bez męskiego
wsparcia. Czasy są trudne. Marchowie stracili dużo pieniędzy, kiedy dziewczynki
były jeszcze małe, dlatego teraz nie wiodą już wystawnego życia, brylując na
przyjęciach i proszonych kolacjach. Starsze dziewczynki Meg i Jo pracują, aby
dokładać się do domowego budżetu, a i młodsze z nich mają już wiele obowiązków.
I może zdarza im się czasem ponarzekać na swój podły los, kiedy marzą o modnych
sukniach i czystych rękawiczkach, ale nie są to problemy, które nękają je
codziennie. Małe kobietki, choć różnią się od siebie bardzo i czasem kłócą, to
jednak stanowią zgraną kochającą się rodzinę, gotową oddać życie za każdego jej
członka.
Życie dziewczynek
bynajmniej nie jest nudne. Jo, najbardziej temperamentna z całej czwórki, kiedy
wraca od ciotki, której dotrzymuje towarzystwa na co dzień, zwykle zamyka się
na strychu i pochłania niezliczone ilości książek (to moja faworytka), Beth,
choć cicha i skryta jest także utalentowana muzycznie - pięknie gra i śpiewa,
Amy, kapryśna i nieco zadufana w sobie, potrafi pięknie rysować, Meg –
najstarsza z sióstr jest idealną kandydatką na dobrą żonę. Jest piękna i
poważna, potrafi też zadbać o dom i siostry.
Czy wśród tylu charakterów można się nudzić? Zdecydowanie nie, a kiedy
do całego towarzystwa dołącza jeszcze Laurie Laurence, wnuczek zamożnego
sąsiada, przy Orchard House nie milkną śmiechy i piski. Chłopiec stanowi nie lada ożywienie dla damskiego
towarzystwa, a i jemu przyjaźń z dziewczętami przynosi same korzyści. Dziadek
chłopca, widząc, jaki dobroczynny wpływ ma na osieroconego wnuczka rodzina
Marchów, sam wychodzi z nieco zesztywniałego kokonu i zaprzyjaźnia się z
sąsiadkami wspomagając je również finansowo.
Małe
kobietki, to powieść niezwykle klimatyczna i ciepła, mimo,
że bohaterki przeżywają też ciężkie chwile (choroba Beth i ojca). Mając jednak
taką rodzinę i przyjaciół, niemal z każdej opresji można wyjść bez szwanku. Nie najważniejsze są wtedy bogactwa i
zaszczyty, a miłość i przeświadczenie, że ma się obok kochające osoby. Przez blisko trzysta stron możemy przeżywać z
bohaterkami chwile radości i smutku, beztrosko bawić się, to znowu odbierać od
życia gorzkie nauki, dorastać z nimi i odnosić pierwsze sukcesy, zawierać przyjaźnie
i zakochiwać się. Mimo, że powieść została napisana w 1868 roku, to wydaje mi
się świetną lekturą dla współczesnych nastolatek. Wiem, że niektóre odrzucą ją
w przedbiegu, ale te, które zdecydują się dobrnąć do końca mogą wiele zyskać.
Przede wszystkim wiarę w to, że jednak najważniejsze jest, aby mieć przy sobie kogoś
bliskiego, kochać i być kochanym, podążać swoją drogą i wierzyć we własne
możliwości, nawet wtedy, kiedy nie ma się najnowszego modelu komórki, czy
modnych dżinsów.
Polecam. Nie tylko
fankom Ani z Zielonego Wzgórza ;)
Prawda,że kobietki mają swój nieodparty urok?:)) ja byłam nimi zachwycona:) z chęcią jeszcze raz bym sobie przeczytała, obejrzyj film w wolnej chwili, w prawdzie jest troszkę zmieniony, ale równie przyjemnie się ogląda jak czyta:))
OdpowiedzUsuńAguś, jak tylko mi powiedziałaś o filmie, nie ustaję w poszukiwaniach:) A książka bardzo, bardzo przyjemna:)
Usuńja też rozpoczynam poszukiwania filmu, a aż do dzisiaj nie wiedziałam nawet o jego istnieniu :)
UsuńJa oglądałam film online na Ekino :)) mam nadzieje,że znajdziecie bo jest bardzo fajny, to takie starsze nagranie, są znane aktorki, bardzo jeszcze młodziutkie:)))
UsuńTym mnie zachęciłaś:) Jestem ciekawa tych aktorek. Oczywiście mam nadzieję, że film sprosta moim wyobrażeniom po lekturze książki hihi:) Pozdrawiam cieplutko
UsuńMagda, ja również dowiedziałam się dopiero od Agnieszki ;)
UsuńMnie troszkę przeszkadzał moralizatorski ton, ale tylko na początku, potem jest jakoś lepiej. Tak czy owak urocza książka, bardzo miło ją wspominam :)
OdpowiedzUsuńUltramaryna, ja również na początku dziwiłam się temu moralizowaniu. Potem wczułam się w rodzinne perypetie i przestało mi to przeszkadzać:) Pozdrawiam ciepło
UsuńTeż mam zamiar nadrabiać klasykę i również od dawna myślę o przeczytaniu "Małych kobietek". Na pewno nie zawiodę się na tej książce :)
OdpowiedzUsuńO, cieszę się, że klasyka na ten rok to nie tylko mój cel:) A "Małe kobietki" polecam:)
Usuńzawsze chciałam mieć tyle sióstr :) ładne to wydanie, ja miałam tę książkę z biblioteki, ale muszę powoli zbierać dla córci :) choć nie pamiętam, kiedy ją czytałam - chyba jeszcze w podstawówce...
OdpowiedzUsuńJa trochę żałuję, że odkryłam ją tak późno, bo kilkanaście lat wcześniej na pewno bardziej by mi się przydała:) A dla córci lekturę jak najbardziej polecam na przyszłość:)
UsuńPotrzeba mi takiej optymistycznej, ciepłej lektury:) Jestem pewna, że nawet moralizatorski ton mnie nie zniechęci:)
OdpowiedzUsuńKarolino, ja też tak myślę:) W tym wieku moralizatorski ton już nas tak nie rusza...Nie żebyśmy były stare hihihi
UsuńBardzo lubię "Małe kobietki". Słyszałam o książce już dawno temu, ale dopiero rok temu miałam okazję przeczytać i stała się to jedna z moich ulubionych klasycznych powieści. Różnorodne postacie, a jednocześnie potrafią się dogadać, łączą ich więzy, miłość rodzinna i przyjaźń. Fantastycznie odmalowane uczucia bohaterek i przede wszystkim piękna historia.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Szkoda, że odkryłam ją tak późno. Cieszę się jednak, że to od tej książki zaczęłam moje nadrabianie klasyki domowej, ponieważ po tak dobrej lekturze mam tylko ochotę na więcej:)
UsuńOd bardzo dawna mam ochotę na tę książkę. Słyszałam o niej wiele i same dobre słowa, więc wciąż się dziwię, że jeszcze jej nie przeczytałam. Ale Twoja recenzja, jakże ciekawa, sprawiła, że czym prędzej muszę po tę powieść sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńAneto, miałam tak samo. W końcu udało mi się sięgnąć po tę książkę i nieskromnie stwierdzam, że to był dobry wybór:)
UsuńSłyszałam o tej powieści i nieraz miałam ochotę po nią sięgnąć - jakoś się nie udawało :D Może w tym roku powinnam też coś wreszcie postanowić, żeby oczyścić wreszcie półki swojej biblioteczki z tych nieprzeczytanych pozycji. A sporo ich...
OdpowiedzUsuńMałgosiu, to tak jak u mnie. Nie lubię mieć na półkach książek, których nie czytałam. Ostatnio tak dużo się ich zebrało, że powiedziałam basta i biorę się za ich czytanie:)
UsuńDo tej książki przymierzam się od jakiegoś czasu i widzę że w końcu muszę się zmobilizować do jej przeczytania :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja długo kazałam tej książce na siebie czekać:)
UsuńLubię takie historie, więc chyba skuszę się na ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńA polecam serdecznie:)
UsuńMam książkę na półce, teraz tylko muszę się za nią zabrać :)
OdpowiedzUsuńMartuś, życzę zatem udanej lektury:)
UsuńNawet nie wiedziałam, że istnieje też książkowa wersja ,,Małych kobietek''. Kiedyś dość dawno temu oglądałam film i bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńMam przeogromną ochotę na "Małe kobietki" już od dawna. A Ty podsyciłaś jeszcze moją ciekawość... :)
OdpowiedzUsuń