AGATA RACZYŃSKA
LITERATURA DZIECIĘCA
LITERATURA POLSKA
MAMA POLECA
PRZEDSZKOLAK
TYMKOWE HITY
WYDAWNICTWO NASZA KSIĘGARNIA
Gry i zabawy z dawnych lat - Katarzyna Piętka, Agata Raczyńska
Tekst: Katarzyna Piętka
Ilustracje: Agata Raczyńska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 128
Oprawa: twarda
Gry i zabawy z dawnych lat czytałam niemal jak swój pamiętnik z czasów dzieciństwa. Co chwilę rwało mi się na usta No przecież ja to znam! Graliśmy w przedszkolu i szkole! Większość zabaw i gier przedstawionych w książce była mi dobrze znana, natomiast całkowicie o nich zapomniałam. Dlatego napisałam na początku, że czytałam ją jak pamiętnik. W mojej głowie pojawiły się dokładne obraz, miejsca na podwórku szkolnym, boisku, na placu przy domu. Pamiętam teraz dokładnie jak podczas gry w dwa ognie fatalnie skręciłam nogę i pół klasy niosło mnie na „krzesełku” zrobionym z rąk do pani higienistki. Pamiętam miejsce pod dwoma drzewami, gdzie rysowaliśmy patykiem kółka do wojny czy do komórek do wynajęcia. Wiem też, w którym miejscu bolała mnie głowa, kiedy podczas całodziennego fikania na trzepaku rymnęłam prosto na beton. Ciągle coś się działo, mimo, że nie mieliśmy nawet połowy zabawek, którymi teraz dysponują nasze dzieci. W sumie to chyba nikt nie myślał o tym, żeby wynosić je z domu. W ruch szła guma do skakania, piłka, kreda do rysowanie podpowiedzi w podchodach, czasem jakieś lalki. Kiedy teraz tak o tym myślę, to wnioskuję, że kiedyś dzieciaki ciągle się ruszały, biegały, skakały czy chodziły. Piszę o chodzeniu, ponieważ, kiedy chciałyśmy iść z koleżankami na basen w lecie, to nie było mowy, że ktoś nas podwiezie. Często nie miałyśmy pieniędzy na bilety autobusowe, więc oczywiste było, że chodzimy na nogach ( 40 minut w jedną stronę) i nikt nie miał z tym problemów.
Myślę, że pani Katarzyna Piętka ocaliła od zapomnienia nie tylko moje wspomnienia. Jej książka zachwyca wyglądem, treścią i ilustracjami. Wszystko tu pięknie ze sobą współgra. Wiekowe zabawy, kremowy, gruby papier oraz ilustracje (Agaty Raczyńskiej) i zdjęcia niemal żywcem wyjęte z lat 70-80 tych. Cała przygoda zaczyna się od wyliczanek i fantów, bo pokaźny zbiór takowych znajdziecie we wstępie. Trąf, trąf, Misia Bella…, Ene due like fake, Na wysokiej górze rosło drzewo duże itd.
Teraz, kiedy już wszystko zostało wyliczone i wyśpiewane można przejść do zabaw. W pierwszym rozdziale znalazły się wszystkie te, w które bawiono się w kołach, kółeczkach i korowodach, czyli baloniku nasz malutki, stary niedźwiedź, mam chusteczkę haftowaną, jaworowi ludzie, chodzi lisek koło drogi i moje ukochane anse kabanie flore, które znałam pod nieco zmienioną nazwą amse adamse flore. Ciekawe czy to jakaś przedszkolna modyfikacja:)
W drugim rozdziale autorka zebrała wszystkie ruchowe zabawy pod wspólnym hasłem Róbcie to, co ja. Gra w zielone, ojciec Wirgiliusz, moja Ulijanko i zapomniany przeze mnie król Lul.
W książce znalazło się miejsce także na zabawy z piłką (ukochane dwa ognie, ziemniak, piłka parzy…) oraz takie na szybkość i spryt (Baba-Jaga patrzy, cztery kąty a piec piąty, berek, ciuciubabka, komórki do wynajęcia i nieznane mi zupełnie dwa patyki). Jest też podwórkowa klasyka, czyli skakanka, klasy i trzepak, przy którym spotykało się całe osiedle, a później to całe osiedle grało razem w piwko przeciwko, chowanego, podchody. To niesamowite, że nie potrzebowaliśmy do zabawy żadnych gadżetów, komórek, tabletów itp. Nigdy się przecież nie nudziliśmy! Nawet w pochmurne dni, kiedy ku rozpaczy sąsiadów przesiadywaliśmy często na klatkach schodowych, mieliśmy, co robić. Takim zabawom na niepogodę Katarzyna Piętka poświęciła ostatni rozdział książki. A tam, cały arsenał zgadywanek, zabaw słownych, które niesamowicie rozwijały naszą wyobraźnię i ćwiczyły szare komórki. Kalambury, To, co widzę, szubienica (ciekawe, co na to współczesne mamy hi hi), telegram, kot ministra, teatrzyk kukiełkowy, do którego wykorzystywaliśmy co popadło: kawałki szmatek, piłeczki, łyżki, stare bombki, skarpetki. Pamiętam, że zapraszaliśmy z bratem całą rodzinę na przedstawienia robione w starym telewizorze bez kineskopu. A ile śmiechu było przy głuchym telefonie! Pamiętacie? Że nie wspomnę już o pomidorze. Kiedy pogoda była wyjątkowo paskudna graliśmy z rodzicami w statki i państwa miasta.
Myślę, że wiele z tych zabaw do dziś robi furorę w przedszkolach. Tymek na przykład doskonale zna kilkanaście z nich i wiem, że są to jego ulubione zabawy (Baba-Jaga patrzy, Chodzi lisek koło drogi, ojciec Wirgiliusz). Zwrócił mi uwagę, że nie ma w tej książce jego ulubionej studni, która doskonale utrwala umiejętność liczenia oraz króla (odbijanie piłki o mur i przeskakiwanie jej), ale przecież mieliśmy tyle różnych pomysłów, że nie sposób zawrzeć ich wszystkich na stronach książki.
Zbiór ten jest doskonałym pretekstem do zaszczepienia w naszych dzieciach chęci do czystej, niezmąconej elektroniką zabawy, czy to w domu czy na świeżym powietrzu. Autorka dała nam i dzieciakom jasne wskazówki, do każdej zabawy znajdziecie czytelne objaśnienia. Wystarczy tylko korzystać.
Od wczoraj leżymy powalenie jakimś okropnym wirusem i wyobraźcie sobie, że moje dziecko po raz pierwszy w życiu przeleżało spokojnie kilka godzin w łóżku właśnie za sprawą Gier i zabaw z dawnych lat. Najpierw chciał wiedzieć, w które gry bawiłam się w dzieciństwie, później przeczytaliśmy wszystko od deski do deski, a jeszcze później spędziliśmy wspaniałe dwie godziny grając w państwa miasta, pomidora, łańcuch słów, kota ministra i łańcuszek skojarzeń. W tej ostatniej zabawie T. zaskakiwał mnie najbardziej. Mało tego! Tak mu się spodobało, że dziś ponownie siedzimy z kartkami, długopisami i gramy w państwa miasta. Nie słyszę standardowego mama, nudzi mi się i jakoś tak to całe chorowanie przechodzimy bezboleśnie.
Jeszcze nie robiłam podsumowania naszych najlepszych książek 2016 roku, ale bez wątpienia ta pozycja znajdzie się w pierwszej piątce. A dziś zabieram ją do pracy na świetlicę i jestem przekonana, że będziemy się świetnie bawić z dzieciakami :)
Polecamy! Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia
... super książka :-) ...
OdpowiedzUsuńSuper! Na razie nie chowam jej na półkę. Tymek ciągle chce w coś z niej grać, a i w pracy na świetlicy zrobiła furorę :)
UsuńBardzo ją lubię. Sporo z nich znamy i lubimy.
OdpowiedzUsuńA "króla" znam pod nazwą "Królowa skoczka" i uczyłam jej tego lata moich siostrzeńców i bratanka. Wkręcili się:) Stare sprawdzone gry są naprawdę fajne.
O widzisz, czyli po prostu znamy te same zabawy czasem pod lekko zmienioną nazwą :) Ja w lecie też zamierzam nauczyć Tymka grać w króla, tylko się zastanawiam, gdzie znajdę taki murek, w który bez obaw o niezadowolenie sąsiadów będziemy mogli odbijać piłkę :)
UsuńKiedyś dzieci płakały, gdy musiały wracać do domu. Dzisiaj dzieci płaczą, kiedy rodzice wręcz zmuszają ich do zaczerpnięcia świeżego powietrza... szczególnie jeśli ma nie towarzyszyć temu smartfon czy tablet. Książkę mam w planach, bo nie dość, że przypomni dzieciństwo, to jeszcze przyda się w moim zawodzie.
OdpowiedzUsuńSylwia, masz rację. A wiesz, co jest najgorsze? Że, kiedy ty uczysz dziecko tych wszystkich zabaw, unikacie telewizji, komórki czy tabletu, ono będąc w towarzystwie innych dzieci stoi trochę z boku, albo bardzo chce się dostosować...
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń