Taniec szczęśliwych cieni - Alice Munro
Autor: Alice Munro
Tytuł: Taniec szczęśliwych cieni
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 356
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Tytuł: Taniec szczęśliwych cieni
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 356
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Alice Munro,
kanadyjski wirtuoz opowiadań, mistrzyni tej krótkiej formy, porównywana z
Czechowem. Tymi słowami określa ją cały
świat. Urodzona w 1931 roku Munro, wydała swój pierwszy tom opowiadań w 1968
roku. W Polsce jej sława dopiero rozkwita za sprawą Wydawnictwa Literackiego,
które od 2011 roku regularnie wydaje twórczość tej autorki.
Taniec
szczęśliwych cieni, który mam przed sobą, to debiut A.
Munro. Przyznam szczerze, że trudno było mi w to uwierzyć. Niezwykła dojrzałość
autorki i dopracowany warsztat wskazywałyby raczej na kogoś, kto ma na swoim
koncie co najmniej kilka utworów.
Piętnaście historii.
Obrazki prowincjonalnej codzienność. Nic wielkiego. A jednak. W prozie Alice
Munro najważniejsze jest to, co dzieje się w tym momencie. Tu i teraz. Nie ma
znaczenia, czy są to zakupy w markecie, czy przyjazd do rodzinnego domu, czy
wyjście na szkolny bal. Ciągle nie potrafię pojąć, jak wielki talent trzeba
posiadać, aby z kawałka szarego życia, stworzyć historie ciekawe, doskonale
skonstruowane i co najważniejsze pozostawiające niedosyt i apetyt na więcej.
Kiedy po raz pierwszy
sięgnęłam po ten tom, wrażenie zrobiły na mnie tylko cztery opowiadania (Komiwojażer Braci Walker, Biuro, Chłopcy i
dziewczynki i Taniec szczęśliwych
cieni). Nie był to dobry czas na tę lekturę. Czytałam w biegu, między
świętami i chorobami synka. Tak nie można. A. Munro trzeba poświęcić czas
zasiadając wygodnie na kanapie, w spokoju i ciszy. Najlepiej późną nocą. Nie
dałam za wygraną i w weekend majowy po raz drugi zasiadłam do Tańca szczęśliwych cieni. Czytałam
wieczorami, kiedy ciszę przerywał tylko deszcz bębniący o szyby. Tym razem
chłonęłam każde słowo, każdy przecinek i kropkę.
Akcję
wszystkich opowiadań autorka usytuowała na prowincji, w okolicach miasteczka
Jubilee. Sama wychowała się w podobnym miejscu, gdzieś między miastem a wsią.
Na pierwszy rzut oka nie dzieje się tam nic szczególnego. Dopiero ludzie i ich
codzienne życie, małe troski i duże kłopoty sprawiają, że senność znika jak za
dotknięciem różdżki. Bohaterami są w
większości dziewczynki i kobiety. Dziewczynki tęskniące za innym, lepszym
życiem, wyalienowane od reszty, pragną uciec lub właśnie wtopić się w tłum.
Kobiety autsajderki, które chcą się wyrwać z zapyziałej mieściny, opuścić dom
rodzinny, a często i samych rodziców, by szukać własnego ja. W opowiadaniach
Munro widać, jak trudne jest to zadania. Bohaterki często pozostają tylko przy
swoich marzeniach o wspaniałym życiu, czasem robią pierwszy krok, a potem
cofają się szybko w bezpieczny kokon. Niejednokrotnie udaje im się uciec na
wiele lat. Zawsze jednak coś ciągnie je z powrotem w rodzinne strony, nie
pozwala zapomnieć, tłamsi od środka. Jedna z kobiet ma wyrzuty sumienia, że
uciekła od chorej matki, zostawiając siostrę z tym „kłopotem” (Pokój utrechcki). Dziewczyna, której
nikt nie chce porosić do tańca podczas szkolnego balu, ma szansę opuścić
miejsce, które dało jej tak wiele przykrości i za sprawą nowej koleżanki wyrwać
się ze stereotypowego myślenia, które powoduje tylko cierpienie. Już, już podchodzi
do wyjściowych drzwi, kiedy zupełnie przypadkowy chłopiec prosi ją do tańca.
Czar prysł. Dziewczyna oddycha z ulgą, że wszystko zostało po staremu, że nic
nie trzeba zmieniać.
Dominuje także
tematyka przemijania (Taniec szczęśliwych
cieni) i złożonych więzów rodzinnych na tle małego miasteczka. Mimo
pozornie nieskomplikowanej fabuły, autorka nie przedstawia łatwej wizji świata.
Jej bohaterowie to nie grzeczni farmerzy, zacofani w myśleniu.
Cały tom niby
tak realistyczny, a jednak zawieszony gdzieś między jawą i snem. Nie bez
powodu, twórczość A. Munro określa się mianem realizmu magicznego. Zauważyłam
też, że niektóre opowiadania łączą się w lekko powiązane cykle, mozaiki. Czasem
występuje ten sam bohater, miejsce. Kiedy dobrnęłam do końca, odniosłam
wrażenie, że w piętnastu opowiadaniach Munro przedstawiła niewielką społeczność
jednego miasteczka. Gdyby połączyć je nicią, mogłaby powstać całkiem spora
powieść. To tylko takie moje spekulacje, gdyż podobno A. Munro nigdy nie
napisała i nie napisze dłuższej formy. Żartuje na ten temat mówiąc, że boi się,
że trakcie pisania długiej powieści, coś mogłoby się jej stać i biedna książka
nigdy nie zostałaby ukończona.
Autorka bardzo dba o
najmniejsze szczegóły, jest przenikliwa i dokładna. Język opowiadań doskonale
współgra z całością. Z jednej strony jest uporządkowany i czysty, z drugiej zaś
od czasu do czasu wkrada się tam chaos, oczywiście celowo zaplanowany. W człowieku,
nawet tym zamieszkującym prowincję kryją się burze i wodospady. Takie też jest
nasze życie i takie są te opowiadania. Największym majstersztykiem pozostają
dla mnie zakończenia. To po prostu mistrzostwo świata. W audycji radiowej
poświęconej twórczości A. Munro usłyszałam, że od małego lubiła poprawiać
zakończenia przeczytanych przez siebie książek.
Nie dziwi mnie zatem fakt, że i w swoich opowiadaniach ten ostateczny
moment dopracowała do perfekcji. Wyobrażacie sobie, że koniec każdego z
opowiadań przynosi zupełnie nowe spojrzenie na całość? A do tego jeszcze
pozostawia czytelnika w wielkim osłupieniu i z tysiącem pytań.
Proza tej
kanadyjskiej pisarki namacalnie dotyka codzienności, obcuje z nią i sprawia, że
przebywanie w jej pieleszach staje się czymś bardzo interesującym. Każdy, kto
przeczytał choć kilka słów o samej autorce, odnajdzie w jej książce wiele wątków
autobiograficznych, czy to w samych postaciach, czy w poruszanej tematyce. Jak
wspomniałam wcześniej Munro także wychowała się na prowincji, jej ojciec był
hodowcą srebrnych lisów, a sama Alice ze względu na to, że poszła wcześniej do
szkoły, nie potrafiła złapać kontaktu z kolegami i koleżankami. Sama również musiała opuścić rodzinne miejsce
i wyemigrować w poszukiwaniu własnego ja.
Wyalienowanie,
podróż, choroba, ucieczka, powrót do przeszłości - wszystkie dotknięte w opowiadaniach
problemy mają jakiś związek z samą autorką, dlatego pewnie są tak bliskie życiu,
swojskie.
Od lat mówi się, że
Alice Munro znajduje się w ścisłym gronie kandydatów do nagrody Nobla. Od dziś
będę trzymać kciuki, aby spekulacje okazały się prawdziwe i przyniosły autorce
tak wielkie wyróżnienie.
Genialne!
Recenzja bardzo zachęcająca, poszukam tej książki :)
OdpowiedzUsuńJa na razie znam tylko "Za kogo ty się uważasz?" tej autorki. To też opowiadania, ale w każdym z nich występuje ta sama bohaterka, więc czyta się je jak powieść. Zgadzam się z Tobą, że na czytanie książek Munro powinno się przeznaczyć dużo spokojnego czasu.
O, to teraz mnie zaciekawiłaś i będę poszukiwać tej książki w bibliotece. Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadań, z tym samym bohaterem. Dziękuję i pozdrawiam ciepło:)
UsuńI kolejna fantastyczna recenzja. Julio jesteś mistrzem :)
OdpowiedzUsuńHordubalku, dziękuję za takie ciepłe słowa:) gdzie tam mi do mistrza! Wiesz jak ja się męczyłam z tą recenzją. Miałam totalny zanik weny i przez kilka dni nie mogłam nic napisać:)
UsuńPozdrawiam ciepło
a ja nie dotrwałam nawet do połowy :( moim zdaniem nic się tam nie działo i opowiadania niesamowicie mnie nużyły... poza poprawnym warsztatem jęz. uważam, że Munro nie ma zbyt ciekawych pomysłów... po prostu opisuje codzienność, dość nudną...
OdpowiedzUsuńMałgosiu, ja miałam podobne odczucia po pierwszej lekturze. Ze względu na to, że zachwyciło mnie kilka wybranych opowiadań, postanowiłam, że książkę przeczytam drugi raz, szczególnie, że jak wspomniałam nie poświęciłam jej należytej uwagi. Za drugim razem mnie totalnie olśniło. Uwielbiam opowiadania, a takie czytałam po raz pierwszy w życiu. Mnie właśnie zachwyca to, że Munro potrafi zainteresować zwykłą codziennością.
UsuńPozdrawiam ciepło:)
Kusisz, kusisz. I pomyśleć, że widziałam gdzieś tą książkę na półce u koleżanki. Chyba będę musiała ją "porwać"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dominique, jeśli lubisz opowiadania, to zachęcam do "porwania". Munro daje całkiem nowe doznania:)
UsuńPozdrawiam
Wiem, że mogę zaufać Twojej opinii, dlatego też chętnie poznam bliżej opowiadania (i nie tylko) Alce Munro. Mam ogromne wymagania co do krótkiej formy, ale wierzę, że skoro zrobiły wrażenie na tobie, ze mną będzie podobnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadoro, nie wiem czy zasłużyłam, ale jest mi niezmiernie miło, że ufasz moim opiniom. Ja również mam wysokie wymagania jeśli chodzi o opowiadania. Dużo ich w życiu przeczytałam i nie wszystko jest mnie już w stanie zadowolić. Munro jest specyficzna. Pisze w swoim tomie o tak prozaicznej codzienności, że nie wszystkim przypada do gustu. Mnie zachwyciłam dopiero za drugim razem:)
UsuńPozdrawiam ciepło:)
Lubię od czasu do czasu zajrzeć do tego typu prozy. Nazwisko kojarzę.
OdpowiedzUsuńJa również i za jakiś czas chętnie sięgnę po kolejne książki tej autorki:)
UsuńPozdrawiam
Wspaniała recenzja! Teraz muszę ją przeczytać:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu. Wiesz, myślę, że spodobają ci się te opowiadania:)
UsuńZachęciłaś mnie, choć unikałam tej powieści. Ty kusicielko! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam wiele recenzji, przeważnie były one negatywne, więc straciłam rezon. Pozostaje mi samej sprawdzić, czy ten zbiorek przypadnie mi do gustu (już pomijam fakt, że opowiadań nie lubię :D).
Tak zerknęłam na prawo i... słowniki. Ta matura i wszelkie pomoce zaczynają mnie prześladować :)
UsuńAntyś, Munro to nie jest łatwy orzech do zgryzienia. Opinie są podzielone. Jeśli ktoś gustuje w opowiadaniach, na pewno doceni kunszt literacki tego tomu. Jeśli nie lubisz opowiadań, hmmmm, może być ciężko:)
UsuńA słowniki cię prześladują? Nie przejmuj się:) miałam to samo, a do tego jeszcze koszmarne sny:) Codziennie śnił mi się egzamin z historii:):)
A mi się codziennie śni egzamin z języka niemieckiego i to, jak odbieram wyniki i okazuje się, że nie zdałam! Ponoć jak w piątek się budzimy i pamiętamy sen to on się spełni. Dlatego ja z czwartku na piątek teraz nie sypiam :D
UsuńNie przepadam za opowiadaniami, wiec moze przygode z Munro zaczne kiedys od jej powiesci.
OdpowiedzUsuńImani, z tego co mi wiadomo A. Munro nigdy nie napisała powieści, ale Koczowniczka napisała mi dziś w komentarzu, że tom "Za kogo ty się uważasz?" ma jedną bohaterkę i opowiadania czyta się jak powieść. Może spróbujesz? Ja się skuszę:)
UsuńPozdrawiam ciepło
Po prostu kusisz :)
OdpowiedzUsuńDasz się skusić?
Usuń
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja!
Rzadko czytam opowiadania, ale będę pamiętała o tej autorce i może kiedyś sięgnę po którąś z jej książek:)
Dziękuję Agnieszko:)
UsuńTo moje pierwsze spotkanie z Alice Munro, ale mam nadzieję, że nie ostatnie:)
Pozdrawiam ciepło
Przyznam się że nie słyszałam o autorce, a opowiadania nie za bardzo mi leżą, ale recenzja bardzo mnie zachęciła, jak spotkam chętnie do książki zaglądnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dla mnie przygoda z Munro też zaczęła się od "Tańca...". To na pewno nie ostatnia książka tej autorki, jaką przeczytam, bo jej opowiadania rzeczywiście są świetne - takie "proste-nieproste". Masz rację z tymi zakończeniami - parę razy na końcu pomyślałam, że "to nie może się tak skończyć"... :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze nic Munro nie czytałam, ale chęć mam wielką.)
OdpowiedzUsuń