Sławomir Hanak - rozmowa, którą przeprowadziłam z pisarzem dla portalu www.raciborz.com.pl

Na łamach portalu i gazety w których pracuję organizowałam konkurs związany z twórczością debiutującego pisarza z Raciborza - Sławomira Hanaka.
Kiedy rozmawiałam z Panią Izą z Wydawnictwa Skrzat, w którym zostały wydane dwie książki S.H. dowiedziałam się, że jest to autor z moich stron i wtedy wpadł mi do głowy pomysł, żeby przeprowadzić krótką rozmowę - mini wywiad.
Pan Sławomir, który jest przemiłą osobą, uwielbiającą czytać książki, przystał na moją propozycję, a rezultaty możecie przeczytać poniżej.

Zapraszam:)


Sławomir Hanak, od zawsze jest związany z Raciborzem, choć urodził się w Łodzi. Interesuje się lotnictwem, muzyką i uprawia bonsai. Ma wykształcenie techniczne, ale pisze odkąd pamięta. Nakładem wydawnictw „Skrzat” ukazała się właśnie jego pierwsza książka, którą napisał dla córki Martyny.





M.R.:  Czy mógłby Pan opowiedzieć czytelnikom kilka słów o sobie?

Sławomir Hanak: Nazywam się Sławomir Hanak. Mam lat 54. Od kilkunastu lat jestem szczęśliwym mężem Gizeli i ojcem Martyny. Pomimo tego, że piszę od zawsze, wykształcenie mam techniczne. Pracuję w firmie produkującej aparaturę badawczą dla instytutów na całym świecie. Lubię muzykę, lotnictwo, a także uprawiam bonsai.

M.R.: Czy jest Pan rodowitym raciborzaninem? Co Pan sądzi o tym mieście?

S.H.: Urodziłem się w Łodzi, ale mój ojciec był Ślązakiem i praktycznie całe życie mieszkam głównie tutaj. Racibórz jest moim miastem. Pewnie, że nie wszystko tutaj mi się podoba, ale drażnią mnie „etatowi” malkontenci, którzy anonimowo produkują się na różnych forach.

M.R.:  Jak to się stało, że zaczął Pan pisać książki? Czy od zawsze coś Pan tworzył (przeczytałam, że pisał Pan też teksty do piosenek rockowych i wierszyki), czy też decyzja o napisaniu książki była impulsem?

S.H.: Zacząłem już w podstawówce. Pierwsza „powieść” wypełniła cały 60-kartkowy zeszyt. Były nawet ilustracje! Kilkuletnia działalność w zespole „SPIRALA”  zaowocowała kilkudziesięcioma tekstami. Nawet w wojsku stworzyłem kabaret, który zdołał wystawić pełny, półtoragodzinny program. Przez całe życie  pisałem okolicznościowe wiersze i toasty.  Do prawdziwego zmierzenia się z prozą nakłoniła mnie moja, wówczas ośmioletnia, córka. Pewnego dnia zwróciła się do mnie słowami: „tato, mógłbyś dla mnie napisać książkę”. No więc się zawziąłem i napisałem. Tak po prostu.

M.R.: Dlaczego książki dla dzieci i młodzieży?

S.H.: Częściowo już na to odpowiedziałem. Od tamtej pory moja córka co roku na urodziny dostaje nową książkę. Bohaterowie rosną razem z nią, więc teraz są już gimnazjalistami. Staram się za bardzo nie moralizować, a głównie bawić.  Poza tym najłatwiej mi się opisuje przygody, które są udziałem ludzi młodych i bardzo młodych. Nie mam ambicji, ani odpowiedniej wiedzy, by stworzyć na przykład nowego Jasona Bourne’a.


M.R.: Skąd czerpie Pan pomysły?

S.H.: Głównie z życia, ale oczywiście podpieram się wyobraźnią. Niektóre zasłyszane, lub nawet osobiście przeżyte historie trzeba trochę zmodyfikować.

M.R.: Czy postać Martyny z „Dziewczyny i chłopaki. Niepotrzebne skreślić” jest wzorowana   na Pana córce?

S.H.: Może nie aż wzorowana, ale jakieś jej cechy na pewno zostały przemycone. Same relacje chłopczyńsko-dziewczyńskie zostały zasugerowane jej opowieściami. W wersji przesłanej do wydawnictwa, bohaterka miała inne imię, ale to redaktorzy zaproponowali zmianę imienia na…  właśnie Martynę, i ja się zgodziłem

 M.R.: Co Pana rodzina sądzi o pańskim pisaniu? Czy są pierwszymi czytelnikami?, dopingują    Pana?

S.H.: Powiem krótko: gdyby nie córka, książek bym nie pisał, a gdyby nie żona, nigdy bym niczego nie wydał.

M.R.: Czy sam Pan dużo czyta?

S.H.: Nałogowo, to zresztą mój jedyny nałóg. Nie mam wyrzutów sumienia, że w genach go przekazałem córce.

M.R.: Jakie gatunki lubi Pan najbardziej? Zauważyłam, że każda z książek, którą pan napisał (pisze) to zupełnie inna bajka: powieść obyczajowa –studium, powieść detektywistyczna i fantastyka w przygotowaniu.



S.H.: Nie mam jakiegoś jedynego ulubionego gatunku literackiego. Chyba najwięcej czytam kryminałów, powieści obyczajowych i historycznych, ale lubię też biografie. Nie jestem czytelniczym snobem i nie wstydzę się powiedzieć, że nie podoba mi się jakiś „absolutnie obowiązkowy” autor. Przyznaję, że nie przemawia do mnie literatura fantasy, tak obecnie popularna, więc nie stworzę nowego Harrego Pottera. Zresztą, chyba jeden wystarczy.

M.R.: Czy zgadza się Pan z twierdzeniem, że w pierwszej książce autor daje najwięcej z siebie? (Smalec fascynuje się lotnictwem tak jak Pan, główna bohaterka ma na imię tak samo jak pana córka)

S.H.: To nie do końca tak jest, bo pierwszą napisaną przeze mnie książką były „Lipcowe przypadki Agatki”  (nawiasem mówiąc, ten tytuł wymyśliła córka). A nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek był małą dziewczynką.

M.R.: Debiut „Dziewczyny i chłopaki. Niepotrzebne skreślić” to moim zdaniem doskonałe studium  wiedzy o obojga płci. Toż to cała prawda o nas. Skąd taka wiedza i pomysł na jej wykorzystanie?

S.H.: Dziękuję za pochlebną opinię. Chyba każdemu z nas zdarzyło się doświadczyć  nieporozumienia, które było wynikiem błędnej interpretacji, zasłyszanego fragmentu czyjejś wypowiedzi.  Konflikt pomiędzy dziewczynami i chłopcami nasuwał się sam. Pomyślałem, że byłoby ciekawe spróbować opisać oba punkty widzenia. 

M.R.: Czy będzie dalszy ciąg potyczek Smalca i Martyny?

S.H.: To już zależy przede wszystkim od czytelników. Jeżeli książka dobrze się będzie sprzedawać, to i wydawnictwo będzie zainteresowane. Pomysłów mi nie brakuje. Mam nawet dwa kompletne rozdziały, które nie zostały wykorzystane.

M.R.: Już niebawem ma się ukazać Pana kolejna książka „Lipcowe przypadki Agatki”. Czy może Pan zdradzić o czym będzie ta książka?

S.H.: Jak wspomniałem, to chronologicznie moje pierwsze „dzieło”. Jest to typowa wakacyjna książka. Tytułowa bohaterka wyjeżdża z rodzicami nad morze, gdzie wraz z dwojgiem przyjaciół musi zmierzyć się z tajemnicą. Również w tej książce nie brakuje wątków międzypłciowej rywalizacji. Starałem się nie przekroczyć granic realizmu, co powinno ułatwić czytelnikom identyfikowanie się z bohaterami.

M.R.: Jak pan reaguje na bardzo entuzjastyczne recenzje książki „Dziewczyny i chłopaki…” pisane przez dzieci biorące udział w konkursie „Drzewo recenzji”?

S.H.: Najpierw było przyjemne zaskoczenie. Mojej córce i kilkorgu jej znajomym książka się podobała, ale ich opinie mogły być stronnicze. Dopiero po zapoznaniu się z kilkunastoma recenzjami uczestników konkursu, naprawdę uwierzyłem, że to co robię może się podobać.  Krakowskie spotkanie z młodymi czytelnikami tylko mnie w tym utwierdziło.

M.R.: Napisał pan, wysłał i… właśnie i co dalej? Długo czekał Pan na odpowiedź wydawnictwa? Jak zareagował Pan na wiadomość, że książka pójdzie do druku? Czy bał się pan reakcji rodziny, znajomych?

S.H.: Najpierw moja żona znalazła w Internecie informację o konkursie im. Astrid Lindgren i namówiła do wzięcia w nim udziału.  Choć nie wygrałem, moja propozycja znalazła się na „liście książek dostrzeżonych”, co było dla mnie dużym wyróżnieniem. Potem, również za namową żony, książkę wysłałem  do kilku wydawnictw, niestety, bez echa. Po trzech latach (i następnych trzech napisanych książkach) spróbowałem znowu i tym razem się udało.  Smaczku tej historii dodaje fakt, że po podpisaniu umowy ze „Skrzatem”, dostałem propozycję z dwóch innych wydawnictw. Wiadomość o wydaniu książki znajomi przyjęli bardzo przychylnie, żeby nie powiedzieć: entuzjastycznie. Nawet mój szef zamieścił informację o tym na wszystkich wydziałach firmy, dzięki temu miałem okazję podpisać ponad dwadzieścia egzemplarzy.

M.R.: Jak wygląda Pana pisanie. Czy ma Pan jakieś określone pory dnia, czy czeka Pan na wenę twórczą  i zamyka się wtedy przed komputerem?

S.H.: Nie mogę sobie pozwolić na jakieś sztywne pory pisania. Mam pracę, rodzinę, a natchnienie też rządzi się swoimi prawami. Ponieważ nie lubię siedzieć przed komputerem zastanawiając się co by tu napisać, piszę najpierw na papierze. Dzięki temu mogę pisać wszędzie, nawet w pracy, na przerwie. W Wordzie dopiero to wszystko wygładzam.

M.R.: Zachwyciło mnie wydanie „Dziewczyn i chłopaków…”  Przypomina mi moje zeszyty z „osobistymi” zapiskami ze szkoły podstawowej.  Co Pan o nim sądzi?

S.H.: Ja również byłem pod wrażeniem edycji tej książki. Przypomina to trochę „Dziennik cwaniaczka”, ale bynajmniej go nie kopiuje. Oprawa graficzna kolejnych dwóch książek będzie bardziej tradycyjna, co jednaj nie umniejsza jej atrakcyjności.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej karierze pisarskiej.

Rozmowa ukazała się na łamach portalu: www.raciborz.com.pl oraz GazetyInformatora


10 komentarze:

  1. Gratuluję. Bardzo ciekawa rozmowa, bardzo ciekawa osoba; książką: "Dziewczyny i chłopaki..." zainteresowałam się już jakiś czas temu, poznam koniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznaj Olu:) Ja już czekam z niecierpliwością na drugą książkę, która własnie do mnie jedzie:) "Lipcowe przypadki Agatki" zapowiada się równie ciekawie. Fajnie, kiedy we własnym mieście znajduje się takie ciekawe osoby:)

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Cudny wywiad! Taki ciepły i naturalny, a takie kocham najbardziej:)
    Gratuluję! I proszę o więcej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, czerwona jestem jak burak:) Dziękuję:) Cieszę się, że tak to odbierasz, bo to był mój debiut:) Z drugiej strony łatwo rozmawiać z kimś, kto tak jak ty uwielbia czytać i może o tym opowiadać bez końca:)

      Pozdrawiam ciepło i postaram się o więcej:)

      Usuń
    2. Debiut?! No to mnie zaskoczyłaś! W życiu bym nie sądziła:)
      Rumień się do woli, ale wiedz, że drzemie w Tobie ogromny potencjał!:)
      I oczywiście czekam na więcej:)

      Usuń
    3. Z całego serca dziękuję za te słowa:)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad:) Gratuluję podwójnie, skoro to był debiut.
    Pan Sławomir, to bardzo ciepła przyjazna osoba. Dobrze, że żona Go tak dopinguje i pomaga mu w ten sposób, w osiągnięciu sukcesu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, bardzo dziękuję:) To prawda, że Pan Hanak jest ciepłą i przyjazną osobą i jest molem książkowym, co mnie już całkowicie przekonało:):)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Miło dowiedzieć się w taki sposób dowiedzieć o kimś kto wart jest zauważenia.
    Świetny wywiad. GRATULUJĘ.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrowienia dla Slawka.....Mieszkalismy w szesciu na jednej sali w wojsku w Bialuniu pod Goleniowen; jestem ciekaw, czy Slawek dalej tak pieknie spiewa jak to robil w wojsku :))) Jak "DAL GLOS" po prysznicem, to wszyscy wiedzieli,ze Slawek sie kapie i daje koncert...A glos mial ze ho,ho ... Pamietam,ze uwielbial zespol Wishbone Ash, ktorego piosenki potrafil rewelacyjnie spiewac :)))

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swój ślad