Gdzieś na południu Toskanii - Diana G. Armstrong

Autor: Diana G. Armstrong
Tytuł: Gdzieś na południu Toskanii
Tłumaczenie: Alicja Skarbińska-Zielińska
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka
















Swego czasu powieści „toskańskie” rodziły się jak grzyby po deszczu. Jedna po drugiej i choćby nie wiem jak się autorki (bo to głównie one) starały i tak po pewnym czasie nastąpił chyba przesyt, a przynajmniej ja miałam dość.  Chociaż bardzo lubię czytać książki, dzięki którym poznaję ciekawe regiony świata, to po czwartej, która zupełnie mnie rozczarowała (Amore i Amaretti) powiedziałam dość. Minęło trochę czasu, za oknem znów zrobiło się zimno i zapragnęłam lektury, która chociaż w wyobraźni przeniesie mnie do ciepłej krainy, pachnącej oliwkami, rozmarynem, czosnkiem i koprem włoskim, a ludzie mieszkają w kamiennych domach i żyją zgodnie z naturą. Udało się!

Gdzieś na południu Toskanii Diany G. Armstrong, to zupełnie świeży głos w temacie. Ni to powieść, ni gawęda, okraszona pysznym jedzeniem i niezwykle bogata w historię. Autorka snuje swoją opowieść zwiedzając, remontując dom, delektując się pysznymi posiłkami i poznając historię malowniczego Lubriano, gdzieś między Toskanią i Umbrią. Wszystko w tej książce jest niewymuszone i płynie jak życie codzienne w małym, średniowiecznym miasteczku.

Diana i David od lat przyjeżdżają na urlop do Włoch nawet dwa razy do roku. Ciągle jednak zmieniają miejsca i wynajmują nowe domy. Po kilku latach czują, że ten kraj jest staje się ich przeznaczeniem. Pod wpływem impulsu kupują stary, średniowieczny dom z freskiem na suficie salonu i zaczynają budować swoje nowe życie. Właściwie wszystkim zajmuje się Diana, gdyż jej mąż właśnie kończy swoją burzliwą karierę zawodową w Ameryce.  To ona naprędce uczy się języka, załatwia ekipę, która ma pomóc w remoncie domu, sama stara się też pomagać we wszystkich pracach. Remont ciągnie się nieubłaganie, gdyż jak się okazuje, dom kryje w sobie wiele tajemnic i serwuje nowym właścicielom nie zawsze przyjemne niespodzianki.  Oczywiście nie samym remontem człowiek żyje. Diana często gości przyjaciół z Ameryki, z którymi wybiera się na wycieczki, aby lepiej poznać okolicę i historię miasta. W tym celu też zaprasza do siebie najstarszych mieszkańców, dzięki którym czytelnik ma szansę dowiedzieć się, jak żyło się w Lubriano przed, po i w czasie II wojny światowej.  Pierwsza wzmianka o miasteczku pojawia się w źródłach historycznych z 1025 roku, ale stara ziemia kryje w sobie skarby sięgające średniowiecza.  Podczas burzenia ściany w nowym domu Diany dochodzi do odkrycia starej, głębokiej studni, w której znajdują się odłamki pięknie malowanych naczyń. Rodowitych mieszkańców takie odkrycia nie dziwią i nie robią na nich żadnego wrażenie. Kiedy w kościele pod posadzką z terrakoty znaleziono kości jednego z Longobardów, ludzie martwią się tylko tym, że kościół jest zamknięty i nie będą mieli gdzie się modlić. 

Wszystkie anegdoty, czy to związane z historią Lubriano, czy z życiem codziennym Włochów, przeplatane są oczywiście wybornym jedzeniem.  Aromatyczne mięso, pachnące zioła, puszyste ciasta i sałatki, które przygotowuje się wedle starych receptur i zjada w towarzystwie licznych przyjaciół, rodziny i sąsiadów. Pasty, zapiekanki, grzyby, pieczone kasztany, sery i oczywiście wino, którym wita się przybysza, towarzyszą prawie każdej karcie powieści. Autorka wpadła na dobry pomysł, aby nie przerywać fabuły przydługimi opisami przyrządzania potraw i zamieściła wszystkie na końcu książki. Można więc swobodnie traktować ją jak książkę kucharską i trzymając w kuchni korzystać do woli tworząc namiastkę włoskich specjałów. 

Kiedy mąż Diany przechodzi na zasłużoną emeryturę i przyjeżdża do Włoch, zostawiają przykurzone uniformy i zaczynają korzystać z uroków życia towarzyskiego w miasteczku.  Musi jeszcze minąć wiele czasu zanim mieszkańcy zaakceptują całkowicie „obcych” na swojej ziemi, ale jednocześnie są bardzo otwarci i chętnie zapraszają ich na przyjęcia, czy do wspólnego uczestniczenia w świętach miasta (festiwal wina, grzyba itd.).   

Jestem przekonana, że tak jak głosi nota wydawcy Diana i David właśnie tu w Lubriano znaleźli swoje miejsce na ziemi.  Nie ma w tej książce przesadnego lukru i zachwytu wszystkim co włoskie. Są i słowa zasłużonej krytyki, kiedy trzeba zganić niesłowność i niepunktualność pracowników.   Jest to opowieść o budowaniu nowego świata, nowych relacji międzyludzkich, o czarującym małym miasteczku, którego próżno szukać na mapach i wreszcie o skarbach, które daje mieszkańcom matka ziemia, a które oni umiejętnie i ze smakiem potrafią wykorzystać. 

Gdzieś na południu Toskanii to klimatyczna opowieść, w której nie brak temperamentnych włoskich charakterów, ugaszonych od czasu do czasu złocistą oliwą z oliwek.

Polecam ogromnie!

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal

http://ksiegarnia.pascal.pl/ksiegarnia.php
 

22 komentarze:


  1. pisanyinaczej.blogspot.com

    Lubię książki o Toskanii, a tę widziałem w przecenie w Matrasie. Muszę jednak narzucić pewne ograniczenia. w kupowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr, jak w przecenie, to może się skusisz? Żartuję oczywiście:) Trzeba się ograniczać oczywiście:)

      Usuń
  2. Nie czytałam chyba żadnej powieści "toskańskiej" i jakoś nie ciągnie mnie do tego typu literatury. Wszelkie wstawki o jedzeniu zazwyczaj mnie nudzą, więc to też nie nastraja do czytania takich książek. Może kiedyś zmienię zdanie, ale na razie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominika, nie dziwię się, że nie czytałaś, jeśli wstawki o jedzeniu cię nudzą:) Większość tych książek przesiąknięta jest właśnie jedzeniem i przepisami kulinarnymi. Jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to polecam ci te książkę:)

      Usuń
    2. Parę razy miałam ochotę przekonać się na czym polega fenomen tych powieści, ale właśnie te kulinarne wstawki mnie nudzą i drażnią, więc nie wiem czy kiedykolwiek sięgnę po coś "toskańskiego" :P

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że w tej powieści nie ma bezkrytycznych zachwytów przybyszów nad tym, co włoskie, a szczególnie toskańskie - bardzo mnie to razi i zniechęca do tego typu książek. Myślę, że mogę skorzystać z twojego polecenia, bo wielokrotnie się przekonałam, że mamy podobny gust, a lektura wydaje się być w sam raz na ponure jesienne popołudnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, dzięki za mile słowa:) Ja również nie lubię takich przesadnych zachwytów i dlatego zaprzestałam czytać toskańskie powieści. Zapowiedź tej książki jednak mnie zaintrygowała i nie żałuję:) Szczególnie, ze autorka postawiła na historię i ludzkie charaktery:)

      Usuń
  4. Również zauważyłam ten boom na lektury o Toskanii i szczerze to się przeraziłam. Do tej pory nie sięgnęłam po tytuł o tej tematyce, jednak chyba najwyższy czas aby to zmienić, twoja recenzja zachęca i chyba to będzie jeden z pierwszych tytułów od którego rozpocznę ta podróż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, jeśli jeszcze nie czytałaś nic toskańskiego, to polecam właśnie tę pozycję. To taka gawędziarska opowieść z jedzeniem i historią w tle. Potem możesz porównać z innymi:)
      Pozdrawiam cieplo

      Usuń
  5. Znów kupno starego domu, znowu remont? I naprawdę ktoś to wydaje? Pamiętam przynajmniej trzy książki, w których Toskania, stary dom i remont grały pierwsze skrzypce. Męczy ten brak pomysłu :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Limonko, ja akurat czytałam większość takich, gdzie ktoś przyjeżdża do Włoch, pracuje w restauracjach, uczy się gotować, a potem poznaje miłość swojego życie itd. Chociaż jak się tak zastanowię, to rzeczywiście remonty domów też się zdarzały:)
      Ta książka wydaje mi się jednak o niebo lepsza. Autorka nie sili się na oryginalność. Po prostu opowiada historię swojego życia. Dużo miejsca poświęca historii, a remont odbywa się gdzieś w tle i staje się źródłem śmiesznych anegdot:) Mnie się bardzo podobało:)

      Usuń
    2. Kurza stopa, w takim razie po Frances Mayes mnóstwo ludzi wyfrunęło do Toskanii i postanowiło napisać książkę :P

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Chyba tak, szkoda tylko że powielają utarte schematy:)

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że powieści „toskańskie” mają bardzo podobny schemat, niemniej jednak jakoś mi się jeszcze nie znudziły. Ja po prostu jestem zauroczona Toskanią itp., dlatego z przyjemnością sięgnę po powyższą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przejechałam się już na takich książkach, a i fabuła tej brzmi dość znajomo, tak więc jak na razie podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melu, ja również miała dość. Zrobiłam długą przerwę i teraz się mile zaskoczyłam:) mimo, że fabuła to raczej nic nowego, to raczej samo wykonanie już tak:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Cudna okładka! I chociaż Toskania jest moim ogromnym marzeniem, to jednak książki o niej już niekoniecznie, bo często jakieś to takie wszystko mdłe i oklepane. Pełno tych tytułów, jak sama zauważyłaś, ale takich, po które naprawdę warto sięgnąć, to już niekoniecznie wiele. Jednak do tego mnie przekonałaś ;) Lubię czytać o jedzeniu, podobnie jak nie lubię bezkrytycznego podejścia do Włoch i dobrze, że remont jest w tle - gdy wpadnie mi w ręce, na pewno przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tikichomiktaki, okładka i mnie przypadła do gustu, tak jak i sama powieść. Podchodziłam do niej z nieufnością, ale mile się rozczarowałam. Mam nadzieję, że u ciebie też tak będzie:)
      Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  9. Ale piękna okładka! Faktycznie tych książek toskańskich była cała masa, a ja jakoś nie przeczytałam żadnej. Jak mnie kiedyś najdzie ochota na taki klimat, to chętnie poszukam tytułu omawianego przez Ciebie, bo brzmi całkiem fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam propozycję - niech ktoś wykreuje modę literacką na jakiś polski region, na przykład "Słońce Podbeskidzia". Już sobie wyobrażam te kilkadziesiąt książek i filmów...

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swój ślad