Problemski hotel - Dimitri Verhulst
Autor: Dimitri Verhulst
Tytuł: Problemski hotel
Tłumaczenie: Sławomir Paszkiet
Wydawnictwo: Claroscuro
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 152
Seria wydawnicza: Ścieżki życia
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Tytuł: Problemski hotel
Tłumaczenie: Sławomir Paszkiet
Wydawnictwo: Claroscuro
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 152
Seria wydawnicza: Ścieżki życia
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem
Drobna, niepozorna
książeczka. Jedynie sto pięćdziesiąt dwie strony. Przyglądając się badawczo
okładce już wiedziałam, że nie będzie łatwo. Szarości, czerń i małe dziecko
opierające się o goły mur. No i ten tytuł: Problemski
hotel. Wesoło nie będzie – pomyślałam. No i rzeczywiście nie było. Autor
już w pierwszym zdaniu wali z grubej rury i podcina nogi.
Zachowuj
się tak, jak by mnie tu w ogóle nie było – powiedziałem do umierającego z głodu
dziecka, które starałem się sfotografować.
Potem jest jeszcze
gorzej. Fotograf Bipul Masli, który jest narratorem całej książki, dwoi się i
troi, żeby zrobić dobre zdjęcie. Żałuje, że na żywym trupie nie usiadła mucha. To
byłoby coś. Mistrzowskie zdjęcie. Sława i pieniądze. Mimo uciekającego czasu
Masli profesjonalnie przygotowuje się do pracy opowiadając przy tym o tajnikach
dobrego reporterskiego zdjęcia. No cóż, muchy jak nie było tak nie ma, ale teraz
już trzeba się spieszyć.
Z
fotograficznego punktu widzenia kąt padania światła i położenie słońca byłyby
lepsze, gdyby dziecko pożyło jeszcze pięć godzin, ale nie chciałem podejmować
takiego ryzyka. Chciałem je sfotografować umierające. Nie umarłe, bo to może
przecież zrobić każdy.
Ty nieczuły głupku,
biegnij ratować to dziecko – wrzeszczę w myślach i rzucam książką. O nie, to
nie na moje nerwy! Jednak ciekawość jest większa. Biorę głęboki oddech i czytam
dalej. Druga opowieść Bipula fotografa jest równie szokująca, ale w pewien
sposób może wyjaśniać jego opanowanie i znieczulicę. Są to obrazy z
dzieciństwa. Bipul kończy dwanaście lat i zgodnie z tradycją jego rodzina organizuje
mu wspaniałą fetę w gospodzie. Chłopiec dostaje swój pierwszy aparat i robi nim
niezapomniane zdjęcie. Zdjęcie, na którym kula przeszywa czaszkę jego siostry.
Rebelianci. Zginęło wtedy czternaście osób. Zdjęcie od razu kupił od niego
jakiś dziennikarz i tak oto Bipul stał się fotografem prasowym.
Zanim jednak doszedł
do zimnego profesjonalizmu, musiał przebyć długą drogę uchodźcy, na którą
trafił próbując nielegalnie przedostać się do Belgii. Bipul nie miał tutaj ze
sobą aparatu, który przezornie roztrzaskali mu przemytnicy. Jednak jego postrzeganie świata przez pryzmat
migawki nie zmieniło się wcale. Chłodna obrazowość, oszczędna w słowach, a
jednak pokazująca tak wiele. Naturalizm, czarny humor i ironia. To głównie tymi
środkami posłużył się Verhulst, aby pokazać czytelnikowi kawałek z życia uchodźców
zawieszonych w czasie. Ludzie pochodzący z różnych stron świata, rożnych
kultur, z różnych piekieł. Spotykają się tu w belgijskim ośrodku dla
nielegalnych imigrantów. I czekają. Na
co? Na lepszy los? Na to, że jakiś urzędnik popatrzy na nich łaskawszym okiem i
nie wbije pieczątki z odmową udzielenia azylu? Na spokojnie przespaną noc? Na
wolność? Każda z tych osób opuściła swoje rodzinne strony i ryzykując życie
nielegalnie przekroczyła granicę. Ten, kto znalazł się w ośrodku może na chwilę
odetchnąć. Nie każdemu bowiem udaje się przeżyć morderczą podróż w kontenerach.
Ktoś, kto wciska
swoje ciało między kartony z pomidorami, ukrywa się pod górą gnoju, czołga pod
drutem kolczastym, płaci w naturze urzędnikom i nie daje się złapać, trafia
właśnie tu do Arendonk. Uchodźca ma w zasadzie wtedy dwa wyjścia: starać się
trzy raz o azyl lub uciekać na własną rękę. No jest jeszcze opcja dobrowolnego
powrotu do kraju, ale tutaj raczej rzadko zdarzają się ochotnicy.
Bipul nie mając nic
lepszego do roboty, obserwuje wszystkich mieszkańców hotelu, kreśli ich portrety,
czasem opowiada jakąś anegdotkę pełną czarnego humoru, a czytelnikowi spadają
różowe okulary nieświadomości w jakiej żył. Tyle się mówi przecież o pomocy dla
uchodźców, o dobrym ich traktowaniu. No cóż, Verhulst, który spędził w tym
ośrodku kilka dni specjalnie optymistyczny nie jest. Oczywiste jest, że nie
każdego można przyjąć. Istnieją pewne granice, które z bólem trzeba
zaakceptować. Uchodźca jest jednak człowiekiem
z krwi i kości. To Cherribi, który ucieka przed Talibami, Igor z Ukrainy,
którzy ma nadzieję na lepsze życie w Legii Cudzoziemskiej, Lidia, która ucieka
przed bombami spadającymi z nieba do jej łóżka, czy wreszcie Maqsood, który
uciekł z kraju gdzie na jego oczach zabito mu ojca, dokonano zbiorowego gwałtu
żony, której łechtaczkę jeden z oprawców triumfalnie wygryzł zębami, z kraju, w
którym powszechną torturą jest trzymanie człowieka w ciemnej dziurze i
rozpylanie przez piętnaście dni gazu pieprzowego. To najlepszy sposób, aby
gałka oczna nigdy nie przestała być czerwona.
Verhulst niczym
prawdziwy dokumentalista oczami Bipula zalewa czytelnika obrazami trudnymi do
przełknięcia. Jest szczery aż do bólu. Tutaj nie ma cenzury. Łagodzi jedynie
swoim czarnym humorem, który bądź co bądź nieco rozluźnia. To dobrze, gdyż bez
niego całość mogłaby być trudna do przełknięcia.
A już po lekturze:
Niesmak pozostaje.
Różowe okulary leżą z boku, coś straszliwie drapie w gardle. A więc to tak
wygląda rzeczywistość? „Hotele” w całej Europie zapraszają do pokoików niczym
domki z kart z ogródkami z drutu kolczastego! Zapraszamy, zapraszamy. Temu
damy, temu nie! Ene due rabe, raz, dwa, trzy, dziś wyjedziesz (umrzesz) ty! Kto
dał nam prawo decydowania o ludzkim życiu? Nikt. Nikt też chyba nie wie, jak
rozwiązać problem nielegalnych imigrantów, których co tu dużo mówić, jest coraz
więcej. Miejsca dla nich brak, a odsyłać oznacza skazać na cierpienie i śmierć?
Problemski hotel to lektura, która
na długo zapada w pamięć. Drąży dziurę, która uświadamia, uwrażliwia i otwiera
oczy. To dobrze.
Polecam gorąco!
Świetna recenzja. Przeczytałam całą, choć miałam zamiar tylko rzucić okiem, jak zahipnotyzowana odtwarzałam w głowie kolejne obrazy, o których pisałaś. Ta książka już kiedyś zwróciła na siebie moją uwagę, ale teraz wiem, że muszę ją przeczytać, bo choć trudna, opowiada o prawdziwym życiu i prawdziwych problemach. Kupiłaś mnie tą recenzją. Będę wpadać do Ciebie częściej po ciekawe inspiracje czytelnicze, bo widzę, że nie boisz się trudnych książek. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKartek szelest
Pięknie dziękuję za tak ciepłe słowa:) Cieszę się, że będziesz wpadać:) A takiej literatury u mnie nigdy nie zabraknie, bo ją uwielbiam:)
Usuńpodpisuję się pod komentarzem Marzeny- świetna recenzja i książka warta uwagi, dobrze, że niej wspomniałaś, bo pierwszy raz o niej słyszę, a szkoda byłoby ją przeoczyć
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że więcej osób usłyszy o tej książce. Takie perełki warto czytać:) Dziękuję
UsuńDziękuję za recenzję. Tej książki nie przeczytam. Już teraz nie mogę się pozbierać, choć przeczytałam tylko wątek o umierającym DZIECKU:( Babcie tak mają, Elżbieta z blogu mojeaniemoje.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje recenzje, choć odezwałam się pierwszy raz.Pozdrawiam:)
Elżbieto, bardzo mi miło i cieszę się, że się ujawniłaś:) Ja w pierwszym odruchu rzuciłam książką dlatego nie dziwię się, że nie każdy zechce po nią sięgnąć:)
UsuńTrudny temat poruszany jest w tej książce, może przeczytam ale łatwo nie będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Oj nie:) Łatwo nie, ale za to wartościowo i oryginalnie:) Pozdrawiam również
UsuńWiesz, że dopiero dzięki Tobie usłyszałam o tej książce? I tak mnie nią zainteresowałaś, że na pewno poszukam jej... Strasznie smutno mi się zrobiło po Twojej recenzji, ale to dla mnie znak, że warto sięgnąć po "Problemski hotel".
OdpowiedzUsuńSylwuch, a wydawało mi się, że wszyscy czytali tylko nie ja:) W takim razie polecam gorąco, niestety raczej nie obejdzie się bez smutku.
UsuńŚwietna recenzja książki, o której zupełnie nic nie słyszałam.... Zapisuję tytuł ku pamięci...
OdpowiedzUsuńOlu, polecam i dziękuję:)
Usuń