Wszyscy jesteśmy sterowani - Paweł Olearczyk
Autor: Paweł Olearczyk
Tytuł: Wszyscy jesteśmy sterowani
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 280
Książka bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi...
Tytuł: Wszyscy jesteśmy sterowani
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 280
Po raz pierwszy w
życiu po przeczytaniu książki nie mam pojęcia co o niej napisać. Owszem czasem
zdarzały mi się momenty, kiedy przez kilka dni nosiłam się z zamiarem napisania
recenzji, ale było to spowodowane natłokiem myśli i wielkich wrażeń. Tym razem
po prostu nie wiem, czy książka, którą przeczytałam to jakiś żart, czy też
celowy zabieg autora i wydawnictwa. Przyznaję, że skusił mnie opis na okładce,
z którego wynikało, że może to być całkiem ciekawa lektura. Nie ukrywam, że
jeszcze bardziej przyciągnął mnie wiek autora, który pisząc Wszyscy jesteśmy sterowani był uczniem
gimnazjum. Zastanawiałam się co też mógł napisać ten młody chłopak i snułam
jakieś dziwne mrzonki o tym, że może właśnie mam okazję przeczytać książkę
zdolnego pisarza debiutanta, który kiedyś odniesie niebywały sukces na polu
literackim. Oj jakże się myliłam. I znów wyszło na to, że noty na okładkach w
żaden sposób nie odzwierciedlają tego, co na nas czeka wewnątrz książki.
Kilka pierwszych
stron nie zapowiadało dalszej katastrofy. Było nawet znośnie. Oto narrator
przedstawia nam głównego bohatera Nicka (nie pytajcie mnie skąd takie dziwaczne
imię, ale dodam, że jest ich tu więcej), zwyczajnego chłopca, który mieszka w
tak zwyczajnym mieście, że nie warto nawet przytaczać jego nazwy, chodzi do
zwyczajnej szkoły i jak mu się wydaje spotyka tam zwyczajnych ludzi. Jedyny
nienormalnym akcentem w jego życiu jest brak ojca, o którym nic nie wie. Nicka Agenta
poznajemy w chwili, kiedy właśnie postanawia zapytać matkę o to kim był i gdzie
jest jego tatuś. Klaudia Agent
przedstawia dziecku wymyśloną przed laty historyjkę, jakoby to ojciec miał
wylecieć przez nieumocowaną barierkę balkonu w ich nowym domu. Dlaczego mama
nie chce synowi powiedzieć prawdy i karmi go dziwnymi historiami? Potem wątek
ojcostwa zostaje przerwany i podążamy za Nickiem do szkoły. I cóż za cuda się
tam dzieją. Rozpustne dziewuszki gwałcące w szatni swoich starszych kolegów, nauczycielki
romansujące z uczniami, a nawet zachodzące z nimi w ciąże. Chcecie jeszcze?
Taka na przykład katastrofa kolejowa, której sami bylibyście przyczyną i
wiedzielibyście, że przez was zginęło wiele osób. Obeszłaby was? Tak tylko
pytam, bo Nicka i jego koleżankę Darię raczej słabo. Już po pięciu minutach od
wypadku rozmawiali sobie w najlepsze o innych przyziemnych sprawach. Patrząc na
te wszystkie wydarzenia nie zgodziłabym się tak łatwo z autorem, że miasteczko,
w którym rozgrywa się akcja powieści jest takie zwyczajne. Dzieci biegają po
torach i powodują katastrofy, gwałcą się, uprawiają seks za napisanie
usprawiedliwienia, mają stosunki z własnym ojcem, który twierdzi, że tylko seks jest miłością, a żeby
tego jeszcze było mało mamy też czipy wszczepiane pod skórę za pomocą myszki
komputerowej, które pozwalają komuś grzebać w naszym mózgu. Istna zupa
śmieciowa. Zaczyna się dobrze, kiedy mamy w niej sam wywar mięsny. Natomiast, w
momencie, gdy zaczynamy wrzucać do garnka wszystko, co mamy pod ręką, robi się
po prostu niesmacznie.
No dobrze, ale
przejdę teraz do konkretnych zarzutów, żeby nie było, że czepiam się ot tak.
Zacznę więc od wątków. Jest ich wiele, zbyt wiele i niestety żaden nie został
należycie rozwinięty. Odniosłam wrażenie, że autor miał tysiąc pomysłów na
minutę i wciskał je w swoją powieść kierując się zasadą, że im więcej tym
lepiej. A przecież nie tędy droga. Lepiej poruszyć dwa, trzy wątki, ale zrobić
to solidnie i doprowadzić do końca. Tego
przede wszystkim zabrakło w Wszyscy
jesteśmy sterowani. Po prostu nie dowiadujemy się niczego przez całą
powieść, a jeśli już coś tam się wyjaśnia, to wyjaśnienia te są miejscami tak absurdalne,
że człowiek sam nie wie czy ma się śmiać, czy też płakać. Może i dobrze, że
piszący ma wybujałą wyobraźnię, ale przecież trzeba znać pewien umiar i nie
przekraczać granicy, bo czytelnik nie jest przecież małym dzieckiem, które
uwierzy nawet w to, że kiedyś na przykład było biedronką.
Jeśli chodzi o styl,
to wcale nie jest lepiej. Oczywiście tutaj nie bez znaczenie jest wiek autora, który
napisał tę książkę uczęszczając do gimnazjalnym. Sam twierdził w jednym z
wywiadów, że znalazł w niej wiele błędów stylistycznym. Niestety one tam są
nadal. Nie czepiam się stylu dziecka, z którym ewidentnie mamy do czynienia. Ja
naprawdę chciałam być wyrozumiała. Niestety nie dało się. Nie mogę przymknąć
oka na akcję, której właściwie nie ma, na sztuczne i wręcz śmieszne dialogi, na
miejscami wulgarny język, który kompletnie nie pasował do całej fabuły, na
marne science fiction i tani erotyk. No
cóż, Wszyscy jesteśmy sterowani to
jeden z tych debiutów, (choć wydany jako druga książka autora), który powinien
zostać w szufladzie. Wiadomo, wielu z nas ma takie twory u siebie w biurku, z
których śmiejemy się do rozpuku po kilkunastu latach, ale śmiejemy się w
zaciszu domowym i tak jest dobrze. W przypadku Pawła Olearczyka wydanie tej
książki wydaje się być złym posunięciem. Jego poprzednia powieść Nie pytaj mnie o Rose odniosła jakiś sukces
i z opinii, które przeczytałam w sieci jest to całkiem dobra lektura. Zabawna,
pełna werwy i ciekawych pomysłów. Książka jeszcze przede mną, czego bardzo
żałuję, bo mogłabym mieć jakieś porównanie. Wiedziałabym wtedy, czy to tylko
słaby debiut, którym nie należy się przejmować, czy też mam omijać twórczość
tego pana szerokim łukiem. Zapewniam was jednak, że ciekawość nie da mi długo
czekać i na pewno wkrótce usłyszycie kilka słów o Nie pytaj mnie o Rose. Przyznam, że chciałabym ujrzeć w niej
prawdziwy potencjał, który nie został wykorzystany przy pracy nad Wszyscy… Ciężko mi tak krytykować kogoś
i wiem, że osoba ta może poczuć się dotknięta. Tym bardziej pokładam nadzieje,
że w kolejnej recenzji będę mogła już tylko chwalić.
Za
możliwość przeczytanie książki, serdecznie dziękuję Wortalowi Webook.pl oraz Wydawnictwu Novae Res
Książka bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi...
Przyznam, że trudni mi wyobrazić sobie, że gimnazjalista może napisać dobrą powieść. Nie chcę nikogo urazić, ale jednak tak młody wiek autora mnie odstrasza. Jak wnioskuję z Twojej recenzji niczego nie stracę omijając tę książkę, więc będę trzymała się od niej z daleka. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMnie dziwi, że Wydawnictwo wydało tę powieść w takiej formie. Nie rozumiem tego. No nic trudno i takie książki przynoszą jakieś doświadczenia:) Pozdrawiam
UsuńA jednak ktoś zdecydował się wydać tą książkę. Ciekawa jestem co tą osobę/wydawnictwo ujęło w niej. Z ciekawości zajrzę do niej gdy mi kiedyś wpadnie w ręce. Ale szukać specjalnie nie będę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Karolina, ja również się ciągle zastanawiam. Uwierz mi, że próbowałam w niej znaleźć coś dobrego, ale się nie dało. Oczywiście to moje subiektywne zdanie. Pozdrawiam:)
UsuńHmmm...wcześniej nie słyszałam o tej książce...ale widzę,że nic nie stracę,jeżeli będę udawała,że nie usłyszałam:) Jakoś mnie nie pociągają te gwałty i inne ciekawostki.
OdpowiedzUsuńNie chcę tutaj nikomu nic sugerować, bo wrażenia każdy ma inne, ale osobiście nie polecam.
UsuńRany, straszne! Podziwiam, że przez to przebrnęłaś. Naprawdę:/ Moja córka chodzi do gimnazjum - jednego z wielu, podobnie jak bohater książki - i tam takie cuda się nie dzieją, wiem co mówię... :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Isadora ja to czytałam i oczy mi rosły. Pomyślałam sobie, ee to taki zabieg literacki. Ale jak doszłam do setnej strony i nic się nie zmieniło, to straciłam wszelkie nadzieje. Wiesz, mój brat też teraz zaczął gimnazjum, ale o takich ekscesach nigdy nie wspominał. Kto wie jednak, co się dzieje w świecie;)
UsuńPozdrawiam ciepło:)
mam tę książkę, ponieważ wygrałam ja w konkursie, ale na razie czasu brak mi na nią... zaintrygowałaś mnie jednak niesamowicie i chyba zerknę co jest w środku szybciej niż zamierzałam
OdpowiedzUsuńasymaka.blog.interia.pl
W takim razie będę czekać na twoją recenzję. Jestem bardzo ciekawa jak ktoś inny odbierze tę książkę. Pozdrawiam:)
UsuńAleż Martuś napisałaś! Bardzo dobrze, cieszę się, że nie kryjesz się ze swoją krytyką. Trzeba głośno mówić o tym, co nam przeszkadza, trzeba mieć do tego odwagę :) Obejrzałam wywiad z autorem tej książki. Nie chcę być niemiła, ale ten młody człowiek nie potrafi się wysłowić...Siedzi wyluzowany, a z ust toczą się słowa godne dziesięciolatka, a on to przecież dorosły już człowiek!
OdpowiedzUsuńNie sięgnę po tę książkę, fabuła to jakieś nieporozumienie, a poza tym ufam Ci bezgranicznie i wiem, że jeśli już coś skrytykujesz, to masz ku temu powody.
Karolko, ja nie miałam innego wyjścia. Kłamać nie będę. Zawsze staram się w książce znaleźć coś pozytywnego, ale tutaj się nie dało;( Trudno, może komuś innemu ta powieść przypadnie do gustu, ja jestem na nie. Pozdrawiam cieplutko:)
UsuńNiestety, ale ta książka zupełnie mnie nie zainteresowała. To już druga recenzja, która zawiera jej krytykę, więc nie będę marnowała swojego cennego czasu.
OdpowiedzUsuńA ja nawet nie mogłam znaleźć żadnej recenzji w sieci. Chyba spróbuję jeszcze raz, bo jestem ciekawa innych opinii. Pozdrawiam:)
UsuńCzasami młody wiek jeszcze o niczym nie świadczy. Ja niedawno czytałam debiut 16 letniej dziewczyny i byłam nim bardzo pozytywnie zaskoczona. Co do powyższej książki szkoda, że autor nie wykorzystał potencjału, ale widać chciał dobrze i niestety przedobrzył dając wszystkiego w nadmiarze, przez co wyszedł jeden, niezgrabny literacki chaos. Ja w każdym razie spasuje.
OdpowiedzUsuńI tu się z tobą zgadzam. Spisałabym tego autora na straty, gdyby nie bardzo zachęcające recenzje jego pierwszej książki. Może faktycznie przez te kilka lat nabrał ogłady? Muszę się sama przekonać:)
UsuńZdecydowanie odpuszczę. Nie wiem czy taki debiut to dobry pomysł. Owszem, w tym wieku można pisać nieźle, ale najwyraźniej w tym przypadku tak nie jest. Chyba autor lepiej by wyszedł na tym, gdyby szlifował warsztat i dopiero po jakimś czasie ruszał na podbój rynku wydawniczego.
OdpowiedzUsuńMyślę, że autor lepiej by wyszedł na tym, że jego debiut nie zobaczyłby światła dziennego:)
UsuńKolejny raz okazało się, że nie warto sugerować się okładką przy wyborze lektury... Niestety, wciąż zdarza mi się ulegać zachęcającym, ale zupełnie nieprawdziwym opisom albo przyciągającemu wzrok obrazkowi. Przykro mi to stwierdzać, ale po przeczytaniu Twojej recenzji widzę, że autor chyba minął się z powołaniem. Podziwiam Cię, że dałaś radę dotrwać do końca, bo ja pewnie cisnęłabym książkę w kąt po kilkunastu stronach!
OdpowiedzUsuńNiestety to był egzemplarz recenzencki i wypada jednak dokończyć czytanie:):) Od dziś nie czytam opisów na okładkach! Pozdrawiam
UsuńA mnie tam się książka podobała...Może faktycznie miejscami przerysowana, ale kto chciałby czytać o nudnej szarej rzeczywistości...Szczerze zachęcam do przeczytania i własnej oceny. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuń