Małe zbrodnie małżeńskie - Eric-Emmanuel Schmitt

Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Małe zbrodnie małżeńskie
Tłumaczenie: Barbara Grzegorzewska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 100
Oprawa: miękka
















Patrzę na ciebie i myślę: czy mimo moich wątpliwości, podejrzeń, niepokoju, znużenia, chciałabym ją stracić? I zaraz nadchodzi odpowiedź. Zawsze ta sama. A z nią odwaga. Kochać to coś irracjonalnego, to niedzisiejsza fantazja, coś, czego nie da się wytłumaczyć, coś, co nie jest praktyczne, coś, co samo w sobie jest swoim jedynym usprawiedliwieniem*

Króciutki dramat. Jeden akt. Miliony myśli, westchnień, zadumań. Setki wzruszeń i zdziwienie. Zdziwienie, że o miłości można jeszcze napisać coś nowego, świeżego, ubrać w piękną formę dramatu, która przywodzi na myśl wielkich tego świata. To jest wprost genialne. Jest pan genialny panie Schmitt! Czy pan słyszy? I niech sobie mówią, co chcą, że jest pan pisarzem nierównym, (z czym się zresztą zgadzam). Tym małym utworkiem kupił pan moją dozgonną wierność. I niech pan sobie nawet od czasu do czasu popełni jakiś mały bubel. Co tam! Dla mnie jest pan autorem Małych zbrodni małżeńskich i to wystarczy.
Giles i Lisa to małżeństwo z piętnastoletnim stażem. Czytelnik poznaje ich, kiedy wracają ze szpitala. Giles miał wypadek, spadł ze schodów i dostał amnezji. Czuje się obco w swoim domu i w towarzystwie swojej żony. Lisa opowiada mężowi o nim samym, a Giles słucha i składa puzzle swojego życia. Nie przyjmuje jednak niczego ze spokojem. Nie podoba mu się, to, co słyszy. Łapie żonę za język i prowokuje. Coś tu nie gra pomyślałam. Oboje kłamią? Dlaczego?
Lisa dwoi się i troi, żeby przedstawić męża w jak najlepszym świetle. Kreuje go na nowo, wedle swojego gustu. Rzeźbi. Na próżno jednak, gdyż Giles tylko udaje, że stracił pamięć. Tylko w ten sposób może się dowiedzieć, dlaczego żona aż tak go nienawidzi, że była w stanie zadać cios. Cios, który sprawił, że znaleźli się w obecnym punkcie, że stoją obok siebie jak para wzajemnie obwąchujących się kotów, gotowych w każdej chwili wyciągnąć pazurki.
Cios to śmiertelny i życiodajny zarazem. Zabija monotonię, przyzwyczajenie, brak chęci. Ten cios ściąga niewidzialną woalkę, pod którą zarówno on, jak i ona przebywali od lat. Dlaczego potrzebny był aż tak drastyczny krok? Czyżby Schmitt uważał, że małżeństwo z tak długim stażem może uratować tylko silne uderzenie, kłamstwo?
Tobie i mnie po piętnastu latach pozostało już tylko kłamstwo jako sposób dojścia do prawdy**
Tak. Przyzwyczajenie, zmęczenie, nuda to najgorsi kompani małżeństwa. Przychodzą znienacka, po cichu, a potem walą jak grom z jasnego nieba i człowiek się zastanawia, kiedy to się stało, jak mogłam/mogłem do tego dopuścić. Najgorsze jest to, że samo dostrzeżenie problemu nic nie da. Potrzebna jest chęć, bodziec, solidny kop. Bohaterowie dramatu Schmitta doszli do krytycznego momentu, który uświadomił obojgu gdzie zabrnęli. 
Mimo wszystko wydźwięk dramatu jest pozytywny.  Małżeństwo z długim stażem nie jest skazane na powolne umieranie w swoim towarzystwie. Jeśli tylko obie strony nadal w głębi serca się kochają i zechcą dać coś z siebie, zawsze jest szansa na uratowanie związku ze wszystkimi jego aspektami.

Schmitt napisał rzecz małą o wielkiej sprawie. Na niespełna stu stronach zawarł wszystko to, co w miłości najważniejsze. Wszystko to, co najtrudniejsze i wszystko to, co najpiękniejsze. To książka, z której trzeba czerpać garściami. To książka do posiadania, do otwierania codziennie w dowolnym miejscu.

* Eric-Emmanuel Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie, Warszawa 2009, s. 87,
** ibidem, s. 90.

19 komentarze:

  1. Zgadzam się z tobą! To prawdziwa sztuka na tak niewielu stronach zawrzeć istotę uczucia tak wyświechtanego na kartach książek na przestrzeni stuleci. Wielkie brawa!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isadora, to ja się również zgadzam z Toba i chylę czoła, ponieważ czytałam wczoraj na LC twoją recenzję tej książki i padłam z zachwytu:)
      A Schmitt po prostu powalił mnie na kolana:)

      Usuń
  2. Zgadzam się z Twoją piękną recenzją. Schmitt'a uwielbiam. Naturalnie, że nie wszystkie jego książki zachwycają mnie tak samo mocno, ale jest to autor do którego bardzo chętnie wracam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., ja również i już zacieram łapki na "Tektonikę uczuć":) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Przez wiele miesięcy "Małe zbrodnie małżeńskie" wystawiał jeden z łódzkich teatrów. Wahałam się czy wybrać się na spektakl, w końcu tego nie zrobiłam i żałuję. Muszę sięgnąć po książkę chociaż :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam o tym spektaklu i zamarzyło mi się takie widowisko:) Ciekawe jak aktorzy zinterpretowali dziełko Schmitta? Pozdrawiam

      Usuń
  4. czytałam tylko jedna książkę tego autora, ale przemawia do mnie jego styl pisania, także na ten tytuł tez przyjedzie kolej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam. Przede mną też jeszcze wiele jego książek, ale to chyba dobrze, bo nie muszę czekać na wydanie kolejnej:)

      Usuń
  5. Świetna recenzja, przeczytałam z prawdziwą przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Olu. Ostatnio przez te wszystkie choroby, mam jakąś niechęć do pisania i dosyć ciężko mi to wychodzi. Tym bardziej cieszą mnie twoje słowa:)

      Usuń
  6. "Małe zbrodnie małżeńskie" są krótkim utworem, ale jednocześnie intrygującym i potrafiącym chwycić za serce. Ukazuje, iż nawet po wielu latach spędzonych z kimś, można go dalej kochać, miłością inną niż na początku, ale wcale nie słabszą.. po prostu inną. Miłość jest ponadczasowa, prawdziwa pozwoli pokonać największe trudności i przeciwności. Najważniejsze, aby chciały tego obie osoby w związku. Dzięki temu, można przetrwać wszystko. Bardzo, bardzo dobrze wspominam tę lekturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwuch, w swoich słowach ujęłaś całe sedno tego dramatu. Nic dodać, nic ująć:) Pozdrawiam

      Usuń
  7. Uwielbiam tego autora i na pewno sięgnę i po tą książkę, jak tylko będę miała możliwość.

    OdpowiedzUsuń
  8. Autor, fabuła i twoja opinia spowodowały u mnie chęć przeczytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i mam nadzieję, że dla ciebie również będzie to dobra lektura:)

      Usuń
  9. To była pierwsza książka Schmitta którą przeczytałam, potem pobiegłam do biblioteki po następne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją pierwszą książką była "Trucicielka" i też zachęciła mnie do dalszych poszukiwań. Nie przestaję do dziś:)

      Usuń
  10. O też czytałam! Znam jego trzy ksiązki i wszystkie są super, muszę znaleźć kolejne

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swój ślad