Spotkanie autorskie z Anną Dziewit-Meller i Marcinem Mellerem w raciborskiej bibliotece
Autorzy: Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller
Tytuł: Gaumardżos
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 391
Oprawa: miękka
Spotkanie było związane z promocją książki zatytułowanej tajemniczo Gaumardżos, co oznacza „na zdrowie”. Jest to liryczna opowieść o Gruzji, którą autorzy nazwali swoją vice ojczyzną. Zabierają tam wszystkich swoich znajomych i rodzinę, bo jak sami twierdzą – warto. To kraj niezwykle gościnny, wesoły i spontaniczny. Jednocześnie kultywujący tradycję i folklor, który można tam spotkać na każdym kroku. Przekonała się o tym Anna Dziwit Meller, którą podczas zwykłej biesiady poproszono o zaśpiewanie ludowej pieśni. Na poczekaniu przyszła jej do głowy tylko jedna… "Lulajże Jezuniu"… Autorka poradziła więc czytelnikom, aby wybierając się do Gruzji, przygotowali sobie cały repertuar – na pewno się przyda.
Anna i Marcin Mellerowie opowiadali z wielką pasją, czasami można było odnieść wrażenie, że nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie będą mogli zabrać głos. Widać, że w kraju tak dla większości z nas nieznanym, pozostawili swoje serca. Gruzja to miejsce, któremu trzeba dać się ponieść. Wsiąść do terkoczącej marszrutki i popędzić nie zważając na czerwone światła. Sygnalizacja świetlna jest tam bowiem rzeczą bardzo umowną i stanowi jedynie zaproszenie do dyskusji między pieszym, a kierowcą – relacjonował M. Meller.
Jak sami twierdzą, o ukochanym kraju mogliby opowiadać godzinami, ale chcieli także usłyszeć, co uczestnicy spotkania mają do powiedzenia, szczególnie, że wśród słuchaczy znalazło się kilka osób, które odwiedziły kiedyś Gruzję. Z pewną dozą nieśmiałości padło pierwsze pytanie o stosunek Gruzinów do Stalina. A. Dziewit-Meller powiedziała, że kult tej osoby był wielki. Wizerunek Stalina można było zobaczyć na każdej taksówce, a pomnik stojący w miejscu jego urodzin został zdjęty z cokołu dopiero w 2010 roku. Następne pytania posypały się już jak ulęgałki. Publiczność była ciekawa, czy Gruzini zbudowali sobie jakiś stereotyp Polaka (jesteśmy lubiani i szanowani w tym kraju i dostajemy już na wstępie pięć punktów za sam fakt, że jesteśmy z Polski). Ostatnie pytanie paść chyba musiało, a zadał je nieśmiało mężczyzna siedzący gdzieś z tyłu sali… Czy w Gruzji wydaje się „Playboya”? Marcin Meller nie dał się zbić z tropu i rzeczowo odpowiedział, że owszem pismo było jakiś czas temu wydawane, natomiast nie spotkało się z wielkim entuzjazmem. -Gruzja jest nadal krajem bardzo konserwatywnym i religijnym, panie nie noszą dużych dekoltów, a panowie nie paradują w kościele w krótkich spodenkach – dodał M. Meller.
Tytuł: Gaumardżos
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 391
Oprawa: miękka
13 maja gośćmi raciborskiej
biblioteki byli Anna Dziewit-Meller i
Marcin Meller. Publiczność stawiła się w licznym gronie, a sami autorzy nie
hołdując gruzińskiej zasadzie „Georgia maby time”, zjawili się punktualnie o
dziewiętnastej i zabrali słuchaczy w magiczną podróż po kraju, który pokochali
na tyle, aby właśnie tam powiedzieć sobie sakramentalne „tak”.
Spotkanie było związane z promocją książki zatytułowanej tajemniczo Gaumardżos, co oznacza „na zdrowie”. Jest to liryczna opowieść o Gruzji, którą autorzy nazwali swoją vice ojczyzną. Zabierają tam wszystkich swoich znajomych i rodzinę, bo jak sami twierdzą – warto. To kraj niezwykle gościnny, wesoły i spontaniczny. Jednocześnie kultywujący tradycję i folklor, który można tam spotkać na każdym kroku. Przekonała się o tym Anna Dziwit Meller, którą podczas zwykłej biesiady poproszono o zaśpiewanie ludowej pieśni. Na poczekaniu przyszła jej do głowy tylko jedna… "Lulajże Jezuniu"… Autorka poradziła więc czytelnikom, aby wybierając się do Gruzji, przygotowali sobie cały repertuar – na pewno się przyda.
Jak biesiada, to oczywiście wino, które w Gruzji pije się z
rogów o pojemności 1, 25l i nie ma mowy, aby poprzestać na jednym. Zanim jednak
ugasisz pragnienie zbawiennym trunkiem, czeka cię najdłuższy i niebanalny
toast, w żadnym wypadku nieprzypominający naszego „no to siup”. – Są to całe
opowieści, dialogi, wspomnienia. Toast za przodków (czym dłuższe drzewo
genealogiczne tym lepiej), za Boga, za ojczyznę, za świętego Jerzego itp. – wspomniała
A. Dziewit-Meller. – Gruzja jest niebezpiecznym krajem, bo jest ciągle gościnna
– dodaje M. Meller. Doszło do tego, że mieszkańcy toczą między sobą swoisty
pojedynek o to, kto lepiej przyjmie gości, traktując te potyczki jak sport
narodowy. W rezultacie, autorzy książki miewali momenty, kiedy bardzo chcieli
odpocząć od takiej gościny.
Anna i Marcin Mellerowie opowiadali z wielką pasją, czasami można było odnieść wrażenie, że nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie będą mogli zabrać głos. Widać, że w kraju tak dla większości z nas nieznanym, pozostawili swoje serca. Gruzja to miejsce, któremu trzeba dać się ponieść. Wsiąść do terkoczącej marszrutki i popędzić nie zważając na czerwone światła. Sygnalizacja świetlna jest tam bowiem rzeczą bardzo umowną i stanowi jedynie zaproszenie do dyskusji między pieszym, a kierowcą – relacjonował M. Meller.
Jak sami twierdzą, o ukochanym kraju mogliby opowiadać godzinami, ale chcieli także usłyszeć, co uczestnicy spotkania mają do powiedzenia, szczególnie, że wśród słuchaczy znalazło się kilka osób, które odwiedziły kiedyś Gruzję. Z pewną dozą nieśmiałości padło pierwsze pytanie o stosunek Gruzinów do Stalina. A. Dziewit-Meller powiedziała, że kult tej osoby był wielki. Wizerunek Stalina można było zobaczyć na każdej taksówce, a pomnik stojący w miejscu jego urodzin został zdjęty z cokołu dopiero w 2010 roku. Następne pytania posypały się już jak ulęgałki. Publiczność była ciekawa, czy Gruzini zbudowali sobie jakiś stereotyp Polaka (jesteśmy lubiani i szanowani w tym kraju i dostajemy już na wstępie pięć punktów za sam fakt, że jesteśmy z Polski). Ostatnie pytanie paść chyba musiało, a zadał je nieśmiało mężczyzna siedzący gdzieś z tyłu sali… Czy w Gruzji wydaje się „Playboya”? Marcin Meller nie dał się zbić z tropu i rzeczowo odpowiedział, że owszem pismo było jakiś czas temu wydawane, natomiast nie spotkało się z wielkim entuzjazmem. -Gruzja jest nadal krajem bardzo konserwatywnym i religijnym, panie nie noszą dużych dekoltów, a panowie nie paradują w kościele w krótkich spodenkach – dodał M. Meller.
Po zakończeniu tego pasjonującego spotkania czytelnicy
mieli możliwość porozmawiania z autorami na osobności i zakupu książki „Gaumardżos”,
z czego też licznie skorzystali.
Fragmenty tekstu ukazały się na łamach GazetyInformatora.pl w wersji papierowej.
Zazdroszczę tego spotkania. Osobiście lekturę Guamardżosa! wspominam bardzo mile.
OdpowiedzUsuńKtrya, idąc tam nie spodziewałam się, że będzie tak miło:) Książkę słuchałam w audiobooku, ale chętnie jeszcze kiedyś przeczytam papierową wersję:)
UsuńPozdrawiam:)
Ostatnio Gruzja robi się modna u nas, co chwilę trafiam albo na recenzję książki podróżniczej o tym kraju albo opowieści o życiu w nim. W każdym razie spotkania zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńDzięki Dosiak:) A wiesz, że ja prawie nic o Gruzji nie wiedziałam? Oczy mi z orbit wychodziły, kiedy słuchałam Mellerów:)
UsuńPozdrawiam:)
To musiało być niesamowite! Ależ ci zazdroszczę :-) No i napisane jak zwykle rzetelnie i ciekawie :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Karolina - O! A gdzie Isadora?:):):)
UsuńSpotkanie naprawdę ciekawe. Szczególnie, że wcale się nie spodziewałam takich opowieści:)
Pozdrawiam:)
Takie spotkania autorskie to super sprawa :) książki nie czytałam ale byc może się skuszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Melu, ja uwielbiam wszelkiego rodzaju spotkania na żywo. Jeśli jeszcze spotykasz się z autorem, którego czytasz i cenisz - to chwile, kiedy możesz posłuchać co ma do powiedzenia, nie tylko na papierze - są bezcenne.
UsuńW tym przypadku szłam na żywioł, po odsłuchaniu audiobooka i nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nie żałuję:)
Pozdrawiam:)
Oj, mogłam sie wybrać, toż to nie tak daleko:D
OdpowiedzUsuńAgata, gdybym wiedziała, to dałabym ci znać:)
UsuńW najbliższym czasie w Raciborzu będzie spotkanie z p. Piątkowską (świetne książki dla dzieci) oraz z Sz. Twardochem! Może się skusisz?
Pozdrawiam:)
Przyznam szczerze, że ja jakoś nie do końca lubię książki podróżnicze, ale za to strasznie zazdroszczę Ci, że byłaś na tym spotkaniu autorskim :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że oni są razem! :)
Wiesz, ja zaraziłam się taką literaturą czytając WC Podróżnika. Wpadłam już na dobre:)
UsuńPozdrawiam
Uwielbiam spotkania autorskie. Tyle można się ciekwych rzeczy dowiedzieć o ludziach:) Piękna z nich para i mają piękną pasję :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale ta książka za mną od dłuższego czasu "chodzi" :-) Widzę, że warto do niej zajrzeć :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHallo Marta!
OdpowiedzUsuńGdzie Ty zniknęłaś??????????????