Wznowienia Naszej Księgarni, czyli słów kilka o książkach mojego dzieciństwa
Od zawsze marzyłam o tym, że kiedy Tymek dorośnie będziemy mogli czytać książki mojego dzieciństwa. Są to chwile bardzo ważne, magiczne. Ja ze wzruszeniem wracam wspomnieniami do czasów, kiedy jako kilkulatka zaczytywałam wszystko, co tylko dostałam w bibliotece, a Tymek poznaje bohaterów, którzy umilali czas jeszcze jego dziadkom. Często opowiadam mu, co czułam podczas tych pierwszych lektur, a on nie może uwierzyć, że po pierwsze kiedyś byłam mała, a po drugie, że pamiętam wszystko tak dokładnie. O dziwo, większość tych książek trafia do niego bez problemu. Przeszkodą nie jest nawet nieco archaiczny już język i zupełnie inne realia. Nie wiem, może to kwestia tego, że od zawsze czytamy bardzo różnorodne książeczki. Dużo nowości, ale także totalne starocie, które ocalały w domu mojego męża, znajdujemy w antykwariacie, czy po prostu wypożyczamy z biblioteki. Czuję wtedy niesamowitą więź z synem, a on cieszy się, że mamy wspólnych ulubionych bohaterów.
Z niecierpliwością wyczekiwałam oczywiście zapowiadanych pod koniec zeszłego roku wznowień Naszej Księgarni. A kiedy w końcu mogłam otworzyć paczkę, z której wysypały się: Zaczarowana zagroda, Z przygód krasnala Hałabały i Jak Wojtek został strażakiem, zwyczajnie ścisnęło mnie w gardle ze wzruszenia. Siedziałam jak urzeczona, kartkowałam i byłam daleko, daleko w latach osiemdziesiątych. Siedziałam na starej „amerykance” u rodziców obecna tylko ciałem…, bo jak zwykle ciągle zaczytana. Przyznaję, że zamówiłam te książki także dla siebie… A może nawet przede wszystkim dla siebie.
Zaczarowaną zagrodę poznałam w szkole podstawowej, a teraz za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć jak pingwiny wydostawały się z zagrody utworzonej przez polarników. Tym chętniej zasiedliśmy z T. do czytania. Akurat dobrze się złożyło, bo byliśmy świeżo po obejrzeniu filmu przyrodniczego o pingwinach i sporo już o nich wiemy. Sama historia ciekawa nawet dla współczesnego przedszkolaka. Nie dość, że znajdziecie w niej mały dreszczyk emocji związany z zagadkową ucieczką pingwinów, to jeszcze autorzy przemycili wiele ciekawostek na temat życia tych ciekawych zwierzaków. Dla nas bardzo przyjemna lektura, pełna niezwykle wyrazistych i pasujących do niej ilustracji Agnieszki Żelewskiej, stała się też pretekstem do dalszych poszukiwań. Przeglądamy książki przyrodnicze i Atlas świata dla młodych odkrywców. A wiecie, że pingwiny mają swoje dwa święta? Dwudziestego stycznia obchodzimy Dzień Wiedzy o Pingwinach, a dwudziestego piątego kwietnia Światowy Dzień Pingwina. Z tej okazji jak zwykle niezastąpiona Mama Rak na swoim blogu przygotowała prezenty w postaci karty krok po kroku „jak narysować pingwina” i kolorowankę, na której znajdziecie też trzy gatunki pingwinów [KLIK]. Jako, że wcześniej nie mieliśmy pojęcia o tych świętach, to postanowiliśmy dziś poświęcić trochę czasu elegancikowi i wszystkim jego kolegom. Karta i kolorowanka wydrukowana, wata, kredki i plastelina przygotowane i zaraz po przedszkolu zabraliśmy się do dzieła:)
Wracając do książeczki, to wydawnictwu NK należą się wielkie brawa za wszystkie wznowienia i ich jakość. Duży format i czcionka sprzyjają samodzielnej lekturze, a piękne ilustracje zachęcą chyba każde dziecko. Podobnie jest z drugą książeczką, o której chcę wam dziś opowiedzieć. Lucyna Krzemieniecka, siedząc przy makach wymyśliła dla dzieci ze wsi bajkę Z przygód krasnala Hałabały i sprawiła tym samym, że polubiłam chorowanie. Poważnie. Kiedy byłam mała i zdarzyło mi się rozchorować, rodzice zawozili mnie do dziadków, bo sami musieli pracować. Podczas jednej z takich wizyt, ciocia podarowała mi swój wysłużony egzemplarz Hałabały i w zasadzie można powiedzieć, że domownicy mieli mnie z głowy. Przeczytałam od deski do deski, a potem jeszcze raz od początku i jeszcze raz i tak ciągle. Co ciekawe nigdy tej książeczki nie zabrałam do domu. Rezerwowałam ją tylko na wypadek chorowania u dziadków. Co mi się w niej tak podobało? Sama już nie wiem. Miałam wtedy mocną fazę na krasnoludki i święcie wierzyła, że one istnieją (do dzisiaj mi tak zostało). Pamiętam tylko, że strasznie chciałam wtedy zamieszkać w dziupli i mieć takie przygody jak Hałabała. Dopiero teraz, czytając z Tymkiem zauważyłam ile wiedzy o życiu zwierząt leśnych przemyciła autorka. Znajdziecie tu słów kilka o zwyczajach jeży, a wszystko przy okazji zabawy w cenzurowane (ktoś pamięta tę grę? My już zagraliśmy partyjkę z T.) borsuków, które w dzień śpią a w nocy polują, niedźwiedzi, jemiołuszek, szpaków i słowików. Czytając dzisiaj tę książeczkę zastanawiałam się, co też mnie najbardziej w niej urzekło. Wystarczyło jednak, że posłuchałam Tymka i już wiem:
Mama, bo to oznacza, że może te krasnale naprawdę mieszkają w lesie. Poszukamy?
Jak Hałabała ma fajnie, że zna te wszystkie zwierzątka
Mama, a tu się wszystko rymuje słyszysz? Cała książka!
Kolejną książeczkę wznowioną przez Naszą Księgarnię Jak Wojtek został strażakiem polubiłam dopiero teraz dzięki Tymkowi. W dzieciństwie jakoś mnie nie urzekła. Za to mojego brata bardzo. Oczywiście po lekturze przez długi czas chciał zostać strażakiem. Tak samo jak teraz Tymek. Wojtek Czesława Janczarskiego podbił jego serce i od kilku dni czytanie tej wierszowanej historii stało się wieczornym rytuałem. I nie przeszkadza mu język, forma. To, czego nie rozumie na bieżąco każe sobie tłumaczyć i tyle. Marzenia małego Wojtka, jego bohaterski czyn autentycznie go wzruszają. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Furorę zrobiły też ilustracje Marianny Sztymy. Są ciepłe i bardzo szczegółowe. To duży plus dla T., bo lubi, kiedy to, o czym czytamy jest dokładnie przedstawione na obrazkach.
Polecam wam ogromnie te tytuły, jeśli i wy macie z związane z nimi ciepłe wspomnienia z dzieciństwa. Jest duża szansa, że wasze dzieci również polubią Wojtka, krasnala Halabałę, czy pingwina elegancika. A jeśli nie, to warto jej mieć, żeby od czasu do czasu z sentymentem zajrzeć do środka i poczuć się znowu jak dziecko :)
Przez to że urodziłam się troszkę później miałam w dzieciństwie inne książki, ale te pozycje bardzo mnie zainteresowały. Chętnie bym po nie sięgnęła :) pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńFajnie, że każde pokolenia ma jakieś swoje ulubione tytuły prawda? Zresztą jak widać wiele z nich jest ponadczasowych :) A jakie książeczki czytałaś?
UsuńPozdrawiam ciepło
Fajnie, że przeplatacie stare książki z nowościami. Z pewnością sprzyja to wzbogaceniu słownictwa i poznawaniu dawno zapomnianych opowieści. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiłko tak właśnie jest:) Przez to, ze czytamy je od zawsze (nawet kiedy T. był w brzuchu czytałam mu serię "Poczytaj mi mamo")T. nie widzi nic dziwnego w pozycjach starszych. Nie denerwuje się kiedy słyszy nieznane słowa, tylko po prostu od razu pyta.
UsuńPozdrawiamy cieplutko :)
Ależ pomysłowy pingwin! Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć efekty Waszej zabawy :) A co do książek to bardzo mnie zainspirowałaś. Zarówno samymi publikacjami jak i Twoimi przemyśleniami. Ja też mam kilka ukochanych książek z dzieciństwa i już nie mogę się doczekać, kiedy moje dziecię podrośnie i będę mogła z nim dzielić te chwile, wspomnienia i ulubionych bohaterów :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTo teraz ja się bardzo cieszę, że mogłam cię zainspirować:)Już dziś życzę wam wspaniałych wspólnych chwil przy ukochanych książeczkach z dzieciństwa:)A my dziś uczymy się rysować pingwiny :) Oczywiście z twojej karty. Dziękujemy.
UsuńPozdrawiam cieplutko
Och, "Jak Wojtek został strażakiem" to była moja pierwsza lektura szkolna, pamiętam to jak dziś! "Zaczarowaną zagrodę" też kiedyś w latach dzieciństwa z pewnością czytałam (bo czego ja wtedy nie czytałam...), ale chyba nie przypadła mi do gustu, a krasnal Hałabała jakoś mnie ominął, mam nadzieję, że kiedyś i z moim dzieciaczkiem będę mogła to nadrobić... :))
OdpowiedzUsuńPamiętasz Wojtka ze szkoły? Ja właśnie nie. Wydaje mi się, że tylko rodzice w domu nam czytali, ale może to jakaś dziura w pamięci. Z lektur to właśnie "Zaczarowaną zagrodę" pamiętam dokładnie. Życzę w przyszłości dużo takiego czytanie z dzieciaczkiem :)
UsuńO rany, zazdroszczę takich cudeniek w biblioteczce!
OdpowiedzUsuńSylwia, sama sobie zazdroszczę hihihi :)
UsuńJak ja dobrze pamiętam te książki ze szkoły podstawowej! Wspaniałe wznowienia, zapragnęłam o nie poszerzyć biblioteczkę, są przepiękne!
OdpowiedzUsuńPrawda, że fajne uczucie widzieć je w tak pięknych wydaniach? :):)
UsuńNie uwierzysz, ale wczoraj właśnie pisałam o tych książeczkach! Teksty nie są jeszcze opublikowane, będą na "Czytajmy Polskich Autorów". Tylko zamiast Hałabały mam "Czarną owieczkę".
OdpowiedzUsuń"Zaczarowanej zagrody" nie omawiałam w szkole, więc teraz miałam frajdę, "Wojtka" nie lubiłam - dlaczego- dowiesz się z mojej pisemnej wypowiedzi, jak już się pojawi publicznie ( na pewno będzie link na blogu)
"Czarna owieczka" , myślę, że też by Wam się spodobała.
Super, że NK wydaje "stare" książeczki.
Walorem serii "Moje poczytajki" jest też niska cena, i mam nadzieję, że nawet tacy ludzie , którzy zazwyczaj książek nie kupują, jak zobaczą swoje lektury z dzieciństwa to może nabędą dla swoich dzieci i poczytają razem z nimi...
Agnieszka, to ja z niecierpliwością czekam na twój tekst. A wiesz, że ja wcale nie znam "Czarnej owieczki"? Albo też kompletnie nie pamiętam. Teraz trochę żałuję, że nie zamówiłam. I cena! Właśnie zapomniałam o tym napisać, a to przecież bardzo ważne, że te pięknie wydane książeczki są tanie! Też mam nadzieję, że przez to więcej ludzi się skusi :)
UsuńDobrze pamiętam te lekturki. I dobrze znam uczucie, które Ci towarzyszy, gdy czytasz książeczki z dzieciństwa z synem. Podwójnie cenne chwile...
OdpowiedzUsuńDokładnie tak Olu! Tak myślałam, że ty mnie doskonale zrozumiesz :)
Usuń"Jak Wojtek został strażakiem" córka przeczytała go kilka dni temu, a potem się dowiedzieliśmy, że to będzie jej lekturą na wiosnę :)
OdpowiedzUsuń