Trzy oblicza pożądania - Megan Hart
Od jakiegoś czasu głośno się zrobiło na temat tej książki w światku czytelniczym. Plotki aż huczą i bezczelnie porównują ją do wiadomego Greya. No cóż, ciężko by było zważywszy na to, że
Megan Hart napisałam Trzy Oblicza pożądania
w 2008 roku. A to, że została teraz wznowiona, jeszcze o niczym nie świadczy.
Że podobne okładki? Hmmm, niby grafitowy odcień się zgadza, ale poza tym? Nic.
Uważam, że okładka, choć prosta, jest bardzo dobrze dopasowana do treści. Jabłko jest zakazanym owocem, to wiedzą
wszyscy i skojarzyć raczej nie jest trudno.
Na odwrocie okładki zroszony owoc bardzo przypomina mi spoconą ludzką
skórę. Bardzo fajnie to wygląda. Dodam jeszcze, że „nasza” okładka jest o niebo
lepsza, od tej z pierwszego wydania.
Trzy Oblicza pożądania przeczytałam w jeden wieczór i był to
bardzo mile spędzony czas. Szczerze
mówiąc, trochę obawiałam się tej powieści,
że będzie jednym, kiepskim opisem scen łóżkowych, przez który nie dam
rady przebrnąć. Zaskoczenie było wielkie.
W sensie pozytywnym oczywiście.
Zacznę od erotyki, bo o niej przecież najgłośniej w mediach
ostatnio. A więc jest ci ona i to nawet w sporej dawce. Pani Hart jednak zna
się na rzeczy, doskonale zna granicę, kiedy pewne opisy stają się już
niesmaczne i nie przekracza jej. Trójka
bohaterów bierze udział w trójkącie miłosnym, co już w tym momencie u wielu
osób budzi wielki niesmak. No bo jak
trójkąt, to już na pewno wulgarny seks, sado maso i takie tam. Nie, nie i jeszcze raz nie. Zgodzę się, że sceny
do łagodnych nie należą, ale nie takich oczekuje się po powieści erotycznej.
Owszem jest też trochę wulgaryzmów, moim zdaniem dobrze dobranych i nie
przesadzonych. Opisy są bardzo dosadne i
kipią od pożądania, ale czyta się je świetnie i ja nie czułam się w żaden
sposób zażenowana. Erotyka w Trzech
obliczach pożądania przyspiesza oddech i buduje napięcie, które z sykiem
opada, w momencie kiedy powieść staje się zwykłą obyczajówką, by ponownie
wzrosnąć przy kolejnych scenach seksu małżeńskiego, bądź miłosnego trójkąta. Autorka wprost genialnie dawkuje
czytelnikowi to napięcie przez całą
książkę. Dzięki temu czyta się ją szybko i z dużym zainteresowaniem.
Bardzo podobało mi się, że fabuła powieści jest tak zróżnicowana.
Czasem na długi czas stawała się obyczajówką i już już zapominałam o jej
prawdziwym obliczu, aż tu nagle…
Anne i James, to małżeństwo jak wiele innych. Żyją dosyć zgodnie
i są szczęśliwi. A przynajmniej tak im się wydaje. Do czasu, kiedy zjawia się
stary przyjaciel Jamesa, Alex. Po latach
wraca do Stanów i chwilowo zatrzymuje się w domu przyjaciela i jego żony. Mam
wrażenie, że od początku było wiadomo jak zakończy się ten układ. Dwóch przystojnych, bezpruderyjnych mężczyzn
i piękna, trochę zagubiona kobieta. Iskrzy od pierwszego spotkania. Jednak
jeśli myślicie, że tych troje tak po prostu oddało się miłosnym igraszkom, a
potem rozeszło w zgodzie i zapomnieniu, grubo się mylicie. Alexa, Anne i Jamesa
nie połączyło tylko ogromne pożądanie, ale również sprzeczne, wielkie uczucie.
Jak łatwo się domyśleć, ktoś musiał tutaj ucierpieć.
Samo zakończenie również bardzo mile zaskakuje. Byłam
zdziwiona takim obrotem spraw i nie wiem czy do końca zadowolona. Po chwili
jednak doszłam do wniosku, że żadne z wyjść nie było dobre i ciężko osobie
postronnej opowiadać się po którejś ze stron.
Jak już wspomniałam, Trzy
Oblicza pożądania to nie tylko sceny erotyczne. To również wzruszająca
historia rodziny Anne i jej trzech sióstr, ojca alkoholika i pogodzonej z losem
matki. Nie zabrakło także dylematów związanych z posiadaniem potomstwa czy utarczek
w relacji synowa i teściowa. Jakkolwiek to brzmi, książka nie jest ckliwa i
głupia. Jest dobrą lekką lekturą na jeden wieczór, która przyniesie zadowolenie
i odprężenie, choć spowoduje także miejscami, że serce zbije wam mocniej.
Dużo się mówi o języku w tej powieści, dlatego i ja
zdecydowałam się w tej sprawie zabrać głos. Razi mnie bowiem krytyka pod
adresem autorki, że język którym posługują się postaci jest wulgarny i prosty.
A jaki ma być się pytam? To jest powieść erotyczna prawda? A więc chyba nie na miejscu
byłby kwiecisty opis aktu seksualnego w stylu:
Lady, twoje podbrzusze jest jak zamknięty pączek roży, do którego
kluczyk mam tylko ja. Czytając niektóre opinie, odnoszę wrażenie, że ludzie są
sztucznie oburzeni, bo tak wypada. Ja nie jestem. Przyznaję otwarcie, że sceny
erotyczne przypadły mi do gustu i nie raziły mnie nawet słowa, których sama nie
używam i nie zamierzam tego nigdy robić.
Ogólny język całej powieści, owszem jest prosty, ale czy nie tego się spodziewamy
po takiej lekturze? Nie wiem jak wy, ale ja nie spodziewam się sonetów
szekspirowskich, tylko dobrej, niebanalnej lektury, która odpręży mnie po
ciężkim dniu.
Polecam gorąco!!
Za możliwość przeczytania
i zrecenzowania tej książki, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Harlequin Mira
Może przeczytam, ale najpierw niech trochę opadnie szum związany i z tą książką, i z Greyem. Możliwe, że zaraz wybuchnie nowa moda, tym razem na powieści erotyczne.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta moda już zapanowała:) Ja również zazwyczaj czekam, aż opadnie szum wokół książek, które chcę przeczytać. Chyba, że termin mnie goni:) Pozdrawiam
UsuńPrzyznam, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy czytając twoją recenzje a dokładnie zdanie, w którym słusznie argumentujesz, ze język powieści jest jak najbardziej w porządku. Zgadzam się z tobą w zupełności, wszak erotyk musi zawierać dosadne słowa a nie jakieś poetyckie, metaforyczne, jak sama przytoczyłaś. Ja w każdym razie bardzo pozytywnie odebrałam ,,Trzy oblicza pożądania'' i chętnie poznam jej kontynuacje.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że mamy podobne zdanie na ten temat:) Już zaczynałam myśleć, że ze mną jest coś nie tak, skoro ja nie widzę nic złego w takim języku:):) ja również chętnie poznałabym kontynuacje:) Pozdrawiam
UsuńMuszę przyznać, że książka już mi się "obiła o oczy", ale bałam się, że będzie podobna do Greya. Natomiast po Twojej recenzji mam ochotę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńJa dla odmiany nie czytałam Greya. Nie licząc kilku obszernych artykułów i recenzji. To oczywiście za mało, żeby wyrobić sobie swoje zdanie, ale mogę zagwarantować, że "Trzy oblicza pożądania" raczej nie mają na celu zaszokować czytelnika coraz to bardziej wyuzdanymi pozycjami:) Polecam:)
UsuńJeszcze żadna z czytanych przeze mnie recenzji bardzo ostatnio popularnych powieści erotycznych typu Grey, czy właśnie "Trzy oblicza pożądania", nie wzbudziła we mnie choćby krztyny chęci sięgnięcia po książkę. Tobie się udało. Ukazałaś ją w zupełnie innym świetle, podałaś kawę na ławę bez zbędnej pruderii i bardzo mi się to podoba. Fanką literatury erotycznej wciąż nie jestem, ale już się tak nie wzdrygam na myśl o niej :)
OdpowiedzUsuńO kurcze, dziękuję bardzo:) Miło mi czytać takie komplementy:) Wiesz, ja się po prostu wkurzam jak czytam takie cnotliwe sztuczne oburzenie. Jeśli ktoś piszę, że nie lubi takie literatury, to oczywiście jest jak najbardziej zrozumiałe, ale jak słyszę, że recenzja książki zaczyna się i kończy na krytyce kilku użytych wulgaryzmów, to mnie trafia:) Ja tam napisałam szczerze, a czy to kogoś oburzy, czy nie...hmm jego sprawa:) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
UsuńOburzenie często ma mało wspólnego z rzeczywistymi wrażeniami jakie ma się po przeczytaniu książki ;)
OdpowiedzUsuńOj szczera prawda:) Pozdrawiam
UsuńJa pod każdą recenzją tej książki piszę: podobało mi się. I tyle. "Trzy oblicza pożądania" zaskoczyło mnie, że oprócz seksu była jeszcze dobra powieść obyczajowa. Czytało mi się ją wyśmienicie i szybko a sceny erotyczne dogrzewały w zimny, mokry wieczór :)
OdpowiedzUsuńZapomniałabym...Mam chrapkę na kontynuację serii :))))
UsuńTo tak jak ja:)Najważniejsze, że nie mogłam się oderwać od lektury i tak jak ty mam wielką ochotę na kontynuację:) Pozdrawiam
UsuńJestem jedną z tych "sztucznie oburzonych, bo tak wypada". Najważniejszym aspektem każdej powieści jest dla mnie język. To główne kryterium oceny książki, przewyższające nawet konstrukcję fabuły. Czytam po to, by obcować z językiem. Czy mam w związku z tym używać takich kryteriów? Czy może nie, bo ktoś może mi zarzucić "sztuczne oburzenie". Cóż trzeba chyba zakończyć pisanie blogu lub zacząć wystawiać laurki wszystkim gniotom, coby nikt mnie nie oskarżał o przeintelektualizowanie.
OdpowiedzUsuńPisarstwo to rzemiosło, narzędziem zaś jest słowo. Jeśli poświęcam czas dla jakiegoś autora mogę chyba wymagać, by potrafił się tym językiem posługiwać. Gdy już sięgam po jakąś powieść to pragnę, by była ona idealna w swoim gatunku. Więc tak, oczekuję swoistych sonetów szekspirowskich.
Ale dobrze, na przyszłość zastosuję się do Twoich rad (wyczytanych między wierszami) i będę wychwalać przeciętne książki, by nikt mi nie zarzucał "sztucznego oburzenia".
Oj, oj chyba w żaden sposób nie zasłużyłam sobie na tak agresywny atak z twojej strony Scarlet. Wydaje mi się, że źle odczytałaś moje słowa, chociaż starałam się pisać jasno. Kiedy mówiłam o osobach sztucznie oburzonych, miałam na myśli… osoby sztucznie oburzone, a nie takie, które po prostu nie lubią tego typu literatury. Wyraźnie wspomniałam (również w odpowiedzi do komentarz Bezrobotnej), że rozumiem osoby, które nie lubią takich książek i zniesmacza je język, którym posługują się bohaterowie. Z tego, co piszesz, zaliczasz się do grupy drugiej i w związku z tym, nie wiem dlaczego sama podpinasz się pod „sztucznie oburzonych”.
UsuńSztucznie oburzonych znam niestety osobiście. W zaciszu domowym robią rzeczy, które publicznie krytykują, bo boją się opinii na swój temat. Czy widzisz różnicę? Mam nadzieję, że tak.
Dla mnie również bardzo ważnym aspektem jest język, choć może w pewnych przypadkach nie najważniejszym. Tylko, czy to oznacza, że język prosty, dosadny musi charakteryzować gniot? Nie wydaje mi się. Na studiach miałam okazję poznać wielu twórców, cenionych właśnie za prosty język, którym potrafili wyrazić nawet bardzo skomplikowane sprawy. Nie stronili od wulgaryzmów, jeśli sytuacja literacka tego od nich wymagała. Czy to oznacza, że nie potrafili się tym językiem posługiwać?
Ja również sięgając po powieść, chcę, aby była, co najmniej dobra w swoim gatunku. Jednocześnie, kiedy czytam na przykład książkę sensacyjną, liczę na to, że będzie kierowała się wyznacznikami przeznaczonymi dla powieści sensacyjnej. Byłabym niezmiernie zdziwiona, gdyby jej bohaterowie nagle zaczęli posługiwać się językiem postaci mickiewiczowskich.
Do krytyki prawo ma każdy, ale niech będzie to krytyka konstruktywna i w pełni zasłużona.
Bardzo lubię, kiedy książka aż wgniata mnie w fotel, powoduje szereg sprzecznych myśli, każe wysilić się intelektualnie i odnaleźć tropy i nawiązania, a jej język jest istnym majstersztykiem. Natomiast po ciężkim dniu lubię też sięgnąć po coś lżejszego, co pozwoli mi się odprężyć po trudach dnia codziennego. Wtedy w moim przypadku idealnie sprawdzają się książki Miry. Nigdy nie ukrywałam tego, że są to powieści lekkie, łatwe i przyjemne, ale przecież właśnie takie mają być! Oczywiście mogłabym się uprzeć i oczekiwać po niej drugiej Pani Bovary, ale czy to ma sens i czy jest fair względem autora, który przy takim założeniu przegrywa na starcie?
Na koniec zapewniam cię, że w swoich recenzjach nie daję żadnych rad czytelnikom, nawet między wierszami. Każdy czyta co chce i ma prawo do subiektywnej opinii. Nie mnie oceniać gusta innych i je krytykować.
Mam nadzieję, że jasno przedstawiłam ci swojej stanowisko.
Pozdrawiam:)
Zupełnie jasno :-)
UsuńJa nie będę więcej doszukiwać się drugiego dnia (a może powinnam? Jak to jest?), ale Ty też tego nie rób. Po pierwsze bardzo lubię erotyki. Po drugie wulgarny język mi nie przeszkadza. Przykładem może być trylogia Achaja, gdzie cytując samą siebie "kurwa ściele się gęsto". I co? I dostała 10/10 punktów za wspaniała archaizację i umiejętne poruszanie się autora w meandrach mowy potocznej, a następnie płynnie przechodził do górnolotnych przemów. I przychodziło mu to z łatwością.
Pani Hart natomiast stworzyła mieszankę wybuchową - wulgaryzmy, patos i sztuczne dialogi.
Romanse to gatunek najczęściej przeze mnie czytany i chyba ulubiony. To w mojej opinii nie stoi w sprzeczności z dobrym stylem pisarskim autora. Czy to naprawdę czemukolwiek przeszkadza? Nie próbuj mnie usilnie wtłaczać w ramy :-)
Owszem mój post jest agresywny, mam nadzieję, że nie jesteś zła z tego powodu :-) jestem ekspresywną osobą i trochę byłam złośliwa. Jestem po prostu ogromnie przeczulona na punkcie wolności wypowiedzi. Nie cierpię imperatywów - wszystkim się spodoba, nikomu się nie spodoba, jeśli się komuś nie podoba to jest to tylko poza, by dopasować się do reszty. Więc, mam nadzieję, że Cię nie uraziłam. Wybacz :-)
Jednakowoż, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Masz zupełną rację. Zmieniam natychmiast swoją opinię o książce. Już więcej nie będę pisać komentarzy na blogach, ani w ogóle mieć innego zdania od ogółu, bo to przecież absurd wyrażać swoją opinię. Przepraszam, więcej nie będę. Mea culpa.
Ehhh, a już myślałam, że się dogadamy:) Ale dowaliłaś ostatnim akapitem, nie wiadomo po co? Przecież ja ci nie bronię mieć własnego zdania kobieto!!! Wręcz pragnę, aby każdy miał je zawsze i wszędzie. Nigdzie nie napisałam, że masz zmienić opinię, dlaczego miałabym tego wymagać? Sama często mijam się ze zdaniem ogółu więc nie rozumiem dlaczego miałabym komuś tego bronić. Nawet napiszę, że wolę takie komentarze jak twoje, niż nic nie wnoszące "to nie dla mnie" lub "Może kiedyś". Z tobą wywiązała się dyskusja i każda wyraziła swoje zdanie. Ty napisałaś co ci się nie podoba, ja odpowiedziałam na zarzuty. Musiałam też zwrócić twoją uwagę na fakt, że po prostu źle mnie zrozumiałaś.
UsuńA gdzie znalazłaś u mnie imperatywy, o których piszesz? Po raz kolejny zaznaczam, że piłam do konkretnych osób z krwi i kości, znanych mi bardzo dobrze i nie kazałam nikomu odczuwać tak jak ja prawda? Nie obrażaj się więc ok? Przyjmijmy po prostu, że mamy różne zdania na temat tej książki i tyle? To chyba nawet dobrze. Tak myślę:)
Pozdrawiam
Ostatni, akapit był raczej aluzją do postu koleżanki poniżej, a nie do Twojego komentarza :-) A dlaczego? Bo nie mogłam się powstrzymać.
UsuńNie wiem szczerze mówiąc gdzie Cię obraziłam, wybacz. Z zdania "czytając niektóre opinie" wysnułam, że czytałaś recenzję osób z blogosfery. Serio, nie wiem, gdzie Cię obraziłam.
Kochana, uważam, że książka ma ogromny potencjał. Po powieści erotycznej nie spodziewam się wymyślnego języka i słodkich słówek - to ma burzyć krew, czerwienić policzki, przyspieszać bicie serca. Owszem, Greye nie Greye, nie są mile widziane, ale o tej powieści czytałam tylko dobre opinie i z niecierpliwością czekam na paczkę w ramach wymiany pożyczkowej. Co do słów Scarlett: nie można brać do siebie każdego zdania, należy nauczyć się czytać między wierszami. Jeśli ktoś nie ma nic mądrego do napisania, niech lepiej nie pisze komentarzy, bo to zakrawa na absurd ;)
OdpowiedzUsuńKarolko, książka już zapakowana:) Ciekawe jakie będą twoje wrażenia:) Sprawę ze Scarlet wyjaśniam powyżej. Dziękuję za wsparcie:)
UsuńMoże kiedyś jednak na razie się do niej nie pale. ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam:)
UsuńNie do końca jestem przekonana do tej książki. Ale też nie mówię nie. Musiałabym przeczytać, by sprawdzić czy mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńDokładnie, z opinii innych nie można odnosić do siebie, bo gusta są różne:) Ciekawe czy się kiedyś skusisz? Pozdrawiam:)
UsuńCieszę się, że przeczytałam Twoją opinię, inaczej pewnie nigdy bym nie dała szansy tej książce... Lady, końcówka wyszła świetnie;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu:)Wiem, że zdania o tej książce są podzielone. U mnie akurat trafiła na dobry czas i przypadła mi do gustu. Kto wie, może i tobie się spodoba? Pozdrawiam ciepło:)
UsuńNajpierw muszę dopaść słynnego Greya, a potem się zastanowię, czy ten typ literatury mi odpowiada. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że trafiłam na Twoją recenzję, bo myślałam, że "Trzy oblicza pożądania" to jedna z tych powieści, które po sukcesie Greya zaczęły w zawrotnym tempie pojawiać się i zdobywać rynek czytelniczy. Jak się okazało, Megan Hart napisała swoją książkę na długo przed zdumiewającą modą na Greya...Zmieniłam swoje zdanie, jestem w stanie dać szansę tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam książkę nie zwracając uwagi na komentarze bo już nie raz mnie zachęciły, a książka okazała się totalną klapą jak "TRZY OBLICZA POŻĄDANIA", moja wyobraźnia jest 1000 razy bardziej rozwinięta niż sceny łóżkowe w tej książce. Natomias całkiem przyjemnie czytało mi się "50 twarzy greya" i "Ciemniejsza strona Greya" chociaż recenzje były słabe, jedyne moje zastrzeżenia do tych książek to powtarzające się zwroty, co czasami irytuje. Więc na pewno kupię "Dotyk Crossa" bo uwielbiam książki o zabarwieniu erotycznym:)
OdpowiedzUsuń