Prowincja pełna czarów - Katarzyna Enerlich

Autor: Katarzyna Enerlich
Tytuł: Prowincja pełna czarów
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 352
Oprawa: broszurowa

















O tym, że życie tak pisze scenariusze, by czasem splotły się ze sobą w zadziwiających momentach i że ludzie mówią na to czary…

Kiedy sięgam po nową książkę Katarzyny Enerlich wchodzę w magiczny świat zakładając ciepłe bambosze z kubkiem parującej kawy w rękach. Wiem, że będzie ciepło, mądrze i prawdziwie, a zarazem za każdym razem zaskakująco. Nawet w prowincjonalnym cyklu za każdym razem czeka na mnie wiele zadziwień i niespodzianek, choć przecież spotykam znanych już sobie bohaterów. Nigdy nie mam wątpliwości, bo jeszcze nigdy się nie zawiodłam, a może jest to zasługa samej autorki, którą miałam niezwykłą przyjemność poznać i rozmawiać na dwóch spotkaniach autorskich (a za pasem już trzecie). Katarzyna Enerlich niczym wulkan sypie pomysłami na nowe książki, jest ciekawa ludzi i ich historii.  Uważa, że samo życie pisze tak zadziwiające scenariusze, że szkoda z nich nie czerpać. Pisarka (już mogę ją tak nazywać, bo siódma książka już dawno wydana, a K. Enerlich powiedziała kiedyś, że za pisarkę będzie się uważała wtedy, kiedy napisze siedem książek) nie rzuca słów na wiatr. W każdej książce, która wyszła spod jej pióra prawda przeplata się z fikcją literacką i to tak umiejętnie, że nie dość, że człowiek nosa nie może oderwać to jeszcze potem szpera w Internecie w poszukiwaniu miejsc, znaków i historii, które dały pisarce inspirację. Przyszło mi kiedyś do głowy, że K. Enerlich działa na mnie lepiej niż moja nauczycielka geografii w studium turystycznym, która nijak nie potrafiła mnie zainteresować naszą piękną przecież Polską.

Zanim zaczęłam czytać Prowincję pełną czarów zastanawiałam się, co też ma takiego w sobie ta seria, że mimo piątej już części, ja ciągle sięgam po nią z ciekawością i dreszczykiem. Po pierwszych kilkunastu stronach Prowincji pełnej czarów miałam gotową odpowiedź.  Przywitałam się z Ludmiłą jak ze starą dobrą znajomą, przybiłam piątkę Zosi i podałam rękę Wojtkowi, który zajmuje coraz więcej miejsca w życiu obu pań. Stary, dobry klimat chciałoby się powiedzieć. Nic bardziej mylnego. Od jakiegoś czasu spokojna Ludmiła, zaczyna nagle odczuwać zbliżające się zmiany:

Miałam bowiem nieznośne wrażenie, że czas się przepełnił i ulewa się, jakby pękł menisk wypukły i wyzwolił to, co nabrzmiało. 

Niby wszystko jest po staremu, Zosia dorasta bez większych niespodzianek, związek z Wojtkiem stał się nieco spokojniejszy, dojrzalszy. Ludmiła sparzona małżeństwem z Martinem, nie spieszy się by cokolwiek zmieniać w tej kwestii, pieczętować papierkami urzędowymi. Życie jednak czasem decyduje samo, daje nam znaki, bądź zmusza do podjęcia kroków, o których baliśmy się myśleć. Kobieta na jakiś czas ma zostać sama, co przyspiesza pewne decyzje, zmienia te wcześniej podjęte. Niespodziewana samotność jednak wcale nie oznacza dla Ludmiły monotonii wyczekiwania. Przypadkowo, a może nie, zostaje wplątana w tajemniczą przygodę podczas pracy nad nową książką. Do wsi przybywa kobieta i zamieszkuje w opuszczonym i zniszczonym domu na uboczu. Żeby tego było mało mieszkańców zaczyna straszyć duch Kulawej Erny, a tajemnice z przeszłości wychodzą na światło dzienne.
  
Tylko czy to wplątanie jest całkiem przypadkowe? Wszystko wydaje się wskazywać, że nie, jakby historia zaplatała się zgodnie z wcześniej ułożonym planem. Jakby ktoś pochylał się nad Prowincją i szeptał swoje czary…

Z dreszczykiem emocji wyczekiwałam klimatycznych opowieści o nieznanych mi zakątkach Mazur, o postaciach, które swoją niezwykłością wpisały się w ten region. Nie zawiodłam się.  Tym razem prym wiodą kobiety. Dwie Barbary, niegdysiejsze mieszkanki Prus Wschodnich. Według legend jedna z nich była dzieciobójczynią, a druga postradała zmysły wskutek nieszczęśliwej miłości. Trop, którym posuwa się Ludmiła zagłębiając się w te historie prowadzi niewątpliwie do tajemniczej kobiety, która przybyła do wsi. 

Prowincję pełną czarów smakowałam powoli, siłą dawkując sobie fragmenty, żeby nie pożreć jej w jeden wieczór. Z wielką przyjemnością po raz kolejny przeniosłam się na mazurską prowincję i podążałam śladami bohaterów w ich najbardziej tajemnicze zakątki.  Uczestniczyłam w ich życiu codziennym, zajadałam ze smakiem pyszną pomidorówkę i dotykałam znaków przeszłości. Drugiego dnia książka leżała już na blacie kuchennym, a każda strona napełniała się zapachem wanilii i migdałów. Stało się tak oczywiście za sprawą przepisów kulinarnych, których u K. Enerlich nigdy nie brakuje. Ciastka z maszynki poszły na pierwszy ogień, a ich smak umilił mi fakt, że trzysta dziesiąta strona powieści nadeszła zbyt szybko…




 Za co cenię prozę K. Enerlich? Przede wszystkim za to, że pisze niezwyczajnie o zwyczajnych sprawach, że niczym czarownica miesza w kotle życia idealnie dobierając składniki. Tam gdzie trzeba doda piołunu, gdzie indziej łyżeczkę słodkiego miodu. Zwykłą codzienność potrafi ubrać w poetyckie i mądre słowa, plątając ją z legendami i historiami z dawnych lat. Dzięki swojej ciekawości odkrywa również dla czytelników zapomniane miejsca na Warmii i Mazurach, rozmawia z ludźmi, a przede wszystkim słucha. Do takich właśnie obrazów przeszłości, strzępków historii pisarka dodaje trzy grosze swojej wyobraźni efektem czego są jej klimatyczne książki. 

K. Enerlich potrafiła mnie zaciekawić każdą kolejną częścią cyklu prowincjonalnego, a nawet jak to było w przypadku Prowincji pełnej czarów sprawić, że zamykałam książkę z wyrazem pełnego zaskoczenia na twarzy i teraz z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg…
 


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG 

http://www.wydawnictwomg.pl/prowincja-pelna-czarow/

7 komentarze:

  1. Napisałaś naprawdę świetny tekst. Miło mi się go czytało i sprawiłaś, że mam wyrzuty sumienia, iż nie znam tej serii i czym prędzej muszę sięgnąć po tom pierwszy. Potrafisz przekonać do książki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze te ciasteczka, co tak apetycznie wyglądają!

      Usuń
  2. Aneta, dziękuję za ciepłe słowa (miód na moje serce). Wiesz, ja po prostu bardzo lubię książki tej autorki. Została mi tylko jednak, której nie przeczytałam, ale nie mogę jej zdobyć, bo nie ma jej już w sprzedaży. Autorka zaraziła mnie Mazurami i zdrowym podejściem do życia. A te przepisy kulinarne... mówię ci palce lizać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja już też przeczytałam jakiś czas temu :) Kiedyś mnie zachęciłaś i tak już wyczekiwałam nowej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) Jak pięknie dziękuję! I za recenzję mojej powieści, i za kulinarne przygody! Serdeczności posyłam...

    OdpowiedzUsuń
  5. tak tak :) prawda Ci to i do tego pięknie opisana. Takie książki, które coś wnoszą, dają radość to skarb :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam - moją opinię zamieściłam już jakiś czas temu na moim blogu. Polecam wszystkim ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swój ślad