Autor: Gabriela Mistral
Ilustracje: Carmen Cardemil (Śpiąca Królewna), Paloma Valdivia (Czerwony Kapturek)
Przekład: Krystyna Rodowska
Wydawnictwo: NK
Rok wydania: 2017
Kategoria wiekowa: 0-6
Trzymam w rękach dwie klasyczne baśnie napisane wierszem przez Gabrielę Mistral, chilijską poetkę, laureatkę literackiej Nagrody Nobla. Zainspirowały ją do tego XVII-wieczne Bajki Charlesa Perraulta. Czerwony Kapturek, Śpiąca Królewna oraz Kopciuszek, który u nas jeszcze nie został wydany, ujrzały światło dzienne w latach 1924-1928. Na podstawie baśni ludowej Braci Grimm poetka stworzyła też swoją wersję Królewny Śnieżki.
Poetyckość, baśniowość, groza, sielanka, czerpanie garściami z folkloru, egzotyka, utrzymywanie piękna właściwego tradycyjnym baśniom i klasyka ośmiozgłoskowca (w polskim przekładzie Krystyny Rodowskiej dominuje dziewięciozgłoskowiec). Wszystko to dostaniecie ubrane w oryginalne i bardzo odważne ilustracje Carmen Cardemil (Śpiąca Królewna) i Palomy Valdivia.
Zacznijmy od bliższego nam Czerwonego Kapturka. Bardzo chciałam przeczytać z Tymkiem baśnie w wersjach najbliższych pierwowzorom, chociaż wiedziałam, że mogą nie zostać zaakceptowane przez mojego syna. Zwykle bardzo przeżywa wszelkiego rodzaju smutne i przerażające momenty w książkach, a po baśnie raczej nie sięga nigdy sam. Tym razem przyciągnęły go ilustracje. ŚMIAŁ się z, jak sam powiedział: dziwnego, podłużnego wilka, a na widok dziewczynki stwierdził, że jest bardzo podobna do… Maszy (???!!!). Myślałam, że jakoś go przygotuję do tej lektury, ale po takim entuzjastycznym początku poszłam za ciosem i przeczytaliśmy od razu. Tymek słuchał, choć chyba bardziej interesowało go, dlaczego postaci mają twarze w kształcie księżyca. Wzdrygnął się po tym jak wilk pożarł babcię, ale jeszcze dał radę. Pomyślałam, no ładnie, to co dopiero będzie na końcu… I tu mnie zadziwił i rozśmieszył jednocześnie. Po bardzo obrazowo przestawionej śmierci Czerwonego Kapturka w paszczy wilka, mój syn najpierw oniemiał, a potem autentycznie się zdenerwował.
Miażdżą mięśnie, kosteczki te szczęki mordercze
i serce wysysają niczym miąższ wisienki.
A dlaczego ta bajka nie ma końca? Wcale nie było słychać łamanych kości, ani miażdżonych mięśni! Ta pani wymyśla. Wtedy dopiero zaczęła się dyskusja. T. uspokoił się trochę, kiedy wytłumaczyłam mu, że Pani Mistral pozostała wierna wersji Charlesa Perraulta, która była napisana z intencją wychowawczą. Miała przestrzec panienki z dobrych domów przed grożącym im niebezpieczeństwem. Musiała być przerażająca, aby uzyskać pożądany efekt. W XIX wieku Bracia Grimm zastąpili morał Perraulta szczęśliwym zakończeniem z myśliwym, który ratuje babcię i wnuczkę oraz każe wilka zaszywając mu w brzuchu kamienie. Od czasów drugiej wojny światowej powstało już ponad sto wariantów tej baśni.
Czerwonego Kapturka czyta się ekspresowo. G. Mistral doskonale buduje napięcie. W kilkudziesięciu słowach zawarła tysiąc razy więcej niż mają współczesne, kiczowate wersje razem wzięte. Doskonały kunszt, wyczucie słowa, które w formie wierszowanej przecież jest na wagę złota. Mało tu rymów, a mimo to wszystko pięknie się ze sobą scala. Autorka odważnie jak na tamte czasy oddaje sedno pierwowzoru, nie pomijając fragmentów, w których od lat dopatruje się aspektów seksualnych. Przeczytałam w posłowiu przygotowanym do obu baśnie przez Manuela Peña Muñoz, że G. Mistral wraca też do słów zapomnianych, archaicznych, tym sposobem zaprasza czytelnika do poszukiwań, a nie tylko biernej lektury. Poetka wychowana na wsi bardzo chętnie czerpała z folkloru. Szczególnie mocno widać to w Śpiącej królewnie. Już sam początek wprowadza nas w nastrój wieczornego baśniowania przy kominku. Dzieci, a może i dorośli są zmęczeni po całym dniu pracy tkwią już w półśnie, a stan takie pozwala przeżywać takie opowieści najlepiej. Nie przeszkadza poetyckość, a magia bijąca z każdego wersu sprawia, że oto widzimy tę sielską krainę, czarny las, czar zlej wróżki i śpiący od setek lat dwór. I nic nie wydaje się dziwne, nawet egzotyka w postaci pawi królewskich Śpiącej Królewnie dodaje jeszcze więcej baśniowego klimatu. Czytelnik przez całą lekturę, a pewnie jeszcze chwilę później balansuje na granicy realności i snu, tak jakby i na nas spadało nieco złego zaklęcia. Obserwujemy świat toczący się nadal tuż przy uśpionym królestwie spod półprzymkniętych powiek. Baśń jest piękna. Blask złota, diamentów i ogonów pawi, które lśnią milionami płomiennych oczek kontrastuje z budzącym niepokój czarnym, czarnym, czarnym lasem. Zaskakuje sam moment przebudzenia, kiedy królewna zamiast rzucić się w ramiona księcia z okrzykiem „mój wybawco” pyta: Dlaczego tak późno, mój książę, przybywasz? Nie wiem, czy G. Mistral powtórzyła ten zabieg za Perraultem czy też sama dodała tę szczyptę ironii, ale daje to zaskakujący efekt. To taki pstryknięcie palcami, które wybija ze snu.
Ilustracje Carmen Cardemil doskonale oddają sielskość utworu. Wszystko jakby lekko przydymione, potargane, bez przepychu królewskiego dworu. Tych ilustracji Tymek nie docenił pytając mnie, kto tak nabazgrał w tej książce. Zdecydowanie woli wyrazistego, choć brutalnego Czerwonego Kapturka. Znudziła go poetyckość Śpiącej Królewny, której zwyczajnie jeszcze nie zrozumiał.
A ja? Wpadłam w zachwyt. Po każdej lekturze odkrywam nowe słowa, smaczki, dumam nad talentem G. Mistral, ale i doskonałym tłumaczeniem Krystyny Rodowskiej, która bez wątpienia nie miała łatwego zadania. Takie teksty musiały zostać opakowane w odpowiedni sposób. Tu wielkie ukłony w stronę NK. Piękny papier (ciągle mam ochotę go gładzić), gruba tekturowa oprawa w surowym kolorze symbolizuje dla mnie powrót do korzeni, czyli klasycznych, pierwotnych wersji.
To nie są książki dla każdego. Nie każde dziecko będzie chciało czytać o łamaniu kości Czerwonego Kapturka, a i pewnie gro rodziców z obawy przed nocnymi koszmarami nawet nie spróbuje wspólnej lektury. Specyficzne ilustracje też nie każde oko ucieszą. Trzeba chcieć wrócić do źródeł, poznać tradycyjną baśń. Ja zrobiłam to pisząc przed laty swoją pracę magisterską. Musiałam zagłębić się w grubaśnym tomie baśni niderlandzkich, które w swej okrutności biły Czerwonego Kapturka na głowę. Nie były tak poetyckie jak Śpiąca Królewna, raczej surowe i oszczędne w słowach, ale otworzyły mnie i przygotowały na dzisiejsze doznania z utworami Gabrieli Mistral.
Mam nadzieję, że NK pokusi się o wydanie wszystkich baśni poetki, bo mieć taką kolekcję w swojej biblioteczce to wielki skarb!
PS Szukajcie w Czerwonym Kapturku pewnego szczegółu, który nie występuje w innych wersjach.