Home
Archive for
maja 2012
28.05.2012 w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece w Raciborzu odbyło się spotkanie autorskie z Katarzyną Enerlich. Jak pisałam wcześniej, do końca nie byłam pewna, czy będę mogła tam być. Udało się! Nie będę pisała o organizacji spotkania itp.:) Dla mnie liczyło się tylko to, że spotkam się z cenioną przeze mnie autorką, że będę mogła na żywo posłuchać, tego co ma do powiedzenia swoim czytelnikom. A ma bardzo dużo! Kasia Enerlich jest po prostu wulkanem energii. Wpada jak burza i swoją szczerością i uroczą gadatliwością (to komplement) porusza serca nawet starszych pań. Bardzo mądrze, z humorem opowiada o książkach, pisarstwie, troszkę o życiu. Nie ma żadnej bariery "czytelnik i ja wielki pisarz". Kasia Enerlich to bardzo ciepła osoba, o bardzo zaraźliwym śmiechu. Zdradziła czytelnikom skąd bierze pomysły na swoje powieści. Inspirują ją prawdziwe ludzkie historie, których jest tak wiele, że nie ma sensu męczyć głowy fikcją. Zdradziła też nieco o swojej najnowszej powieści Studnia bez dnia, która ma się ukazać już dwudziestego czwartego czerwca, czym jeszcze bardziej rozbudziła moją ciekawość i wprost nie mogę się już doczekać tej lektury. Książka ma być inna niż wszystkie (choć dla mnie każda książka tej autorki jest inna). Ma to być powieść z wątkami sensacyjnymi, w której trup ściele się gęsto. Kasia snuła też ciekawe opowieści o swoich licznych podróżach, które odbywa w poszukiwaniu inspiracji, a także o początkach swojej kariery pisarskiej i o tym, że czasem muszą zamknąć się drzwi, żeby mogły otworzyć się wrota. Słuchałam każdego słowa, podziwiałam energię i czar. Kasia Enerlich ma w sobie coś z czarownicy (w dobrym znaczeniu tego słowa), ale o szczegółach nie będę wam opowiadać, niech to będzie sekret tych, którzy zechcieli wziąć udział w tym cudownym spotkaniu.
Pod koniec spotkania miałam okazję zamienić kilka słów z pisarką i uścisnąć jej dłoń. Oczywiście mam też autograf tadam:
Żałuję, że nie mogłam dłużej porozmawiać z Kasią Enerlich. Tyle słów cisnęło się na usta, o tak wiele rzeczy chciałoby się jeszcze zapytać:) Może kiedyś się uda:) No cóż, zakończę prosto: MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ! UWIERZCIE! MOJE WŁAŚNIE SIĘ SPEŁNIŁO. DZIĘKUJĘ!
Wszystkie zamieszczone przeze mnie zdjęcia pochodzą ze zbiorów Miejskiej i Powiatowej Biblioteki w Raciborzu.
Porywająca opowieść o
oszałamiających młodzieńcach, przepięknych sukniach, pewnej zwyczajnej
dziewczynie… i Jane Austen!
Jane Austen to specyficzna autorka. Jej twórczość ma wielu
fanów, ale i wielu przeciwników. Jedni twierdzą, że jej powieści, to genialne
portrety angielskiej klasy wyższej XIX wieku, inni zaś mają je za banalne
romanse. Ja osobiście stoję gdzieś pośrodku.
Bardzo lubię Dumę i uprzedzenie, Rozważną i romantyczną, natomiast do
dzisiejszego dnia nie mogę przebrnąć przez Opactwo
Northanger. U J. Austen cenię sobie przede wszystkim jej dar obserwacji.
Uwielbiam czytać o życiu ludzi żyjących w tamtych czasach, o tych wszystkich
muślinach, bryczesach, pularesach, poszukiwaniach męża, szkołach z internatem,
proszonych herbatkach i balach. Dzięki talentowi Austen nie trzeba się zbytnio
wysilać, aby przenieść się oczami wyobraźni na salę balową i czekać z
przejęciem na taniec z wymarzonym kawalerem.
Kiedy dowiedziałam się, że Cora Harrison napisałam książkę o
młodości Jane Austen postanowiłam
niezwłocznie ją przeczytać. Miałam nadzieję, że znajdę w niej jakieś szczegóły dotyczące
początków kariery pisarskiej Austin. Nie zawiodłam się.
W dodatku od autorki czytamy, że bardzo wiele wiemy o dorosłym
życiu Jane Austen, natomiast o jej latach młodzieńczych zachowały się tylko
strzępkowe informacje, dlatego pani Harrison musiała posłużyć się wyobraźnią,
aby móc sportretować pisarkę w jej młodzieńczych czasach. Książka napisana jest w formie pamiętnika,
który prowadzi kuzynka Jane, Jenny (w rzeczywistości Jane Cooper). Mieszkała
ona przez jakiś czas z rodziną Austenów, w Steventon i bardzo przyjaźniła się z
Jane.
Historię tych dwóch panienek poznajemy od roku 1792, kiedy to
obydwie mieszkają jeszcze w szkole z internatem w Southampton. Jane jest bardzo
chora, a nieśmiała dotąd Jenny decyduje
się na nie lada wyczyn i po północy wymyka się z internatu, aby zanieść na
pocztę list do mamy Jane. Oczywiście w tamtych czasach Jenny swoim czynem ryzykowała całkowite zszarganie reputacji i
tym samym zrujnowanie sobie życia. Po drodze spotyka kapitana Thomasa Williamsa
(rzeczywisty mąż Jenny), który pomaga jej dostać się na pocztę, a potem
odprowadza dziewczynę pod same drzwi internatu. Oburzona traktowaniem uczennic Pani
Austen zabiera obydwie dziewczynki do domu w Steventon i postanawia, że od dziś
będą się uczyć w domu, gdyż Pan Austen jest pastorem i prowadzi szkołę dla
chłopców. Odtąd mamy sposobność
poznawania licznej rodziny Austenów (Jane Austen miała sześciu braci i jedną
siostrę), ich życia codziennego, wyjazdów na bale przeplatanych westchnieniami dziewcząt
do młodych kandydatów na mężów. Oczywiście mamy taką możliwość tylko przez skrupulatne
wpisy Jenny do pamiętnika. Czytając książkę odnosimy wrażenie, że rzeczywiście
trzymamy w rękach pamiętnik. Biała okładka, na której widnieją delikatne różowe
kwiaty i ptaszki z kopertami, wprost idealnie pasuje do tego gatunku. W tekst
wplecione są liczne portrety Jenny Cooper, która w rzeczywistości była utalentowaną
rysowniczką, a także fragmenty przyszłej twórczości Jane Austen, w postaci
małych karteczek wklejanych regularnie do pamiętnika Jenny. Autorka wykorzystała bardzo wiele prawdziwych faktów
z życia rodziny Austenów i ich przyjaciół. Głównie dzięki bogatej
korespondencji mogła stworzyć charaktery pani Austen i kuzynki Elizy. Nie
zachowały się jednak żadne listy pisane przez Jenny (Jane Cooper) i pani
Harrison miała pole do popisu tworząc tę postać. Uważam, że wyszło jej to bardzo dobrze. Jenny bowiem
wydaje się być autentyczna, w tym co mówi,
robi i pisze. Także cała powieść, mimo iż została napisana współcześnie, nie jest
sztuczna. Wydaje mi się, że autorka z dużą dokładnością zadbała o detale, aby
stylizacją dorównać XIX wiecznej rzeczywistości. Szczegóły dotyczące sukienek, odzienia
męskiego, opisu bali oraz sam język, przywodzi na myśl powieści samej J.
Austen. Zresztą sama autorka przyznaje, że podczas pisania książki, wyobraźnię
pobudzały przeczytane wcześniej powieści Austin i jej bohaterowie. Jacy? Nie
będę zdradzać. Mnie udało się zidentyfikować dwóch:)
Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko (przyznam, że
zaczęłam z zamiarem rzucenia okiem na treść, a skończyłam na sto pięćdziesiątej stronie i to tylko
dlatego, że musiałam już iść spać). Wydaje mi się, że to nie lada gratka dla
prawdziwych fanów Jane Austen, ale i dla osób, które nie znają jej powieści,
może stać się zachętą do sięgnięcia po nie. Polecam!
Tytuł: Byłam najlepszą przyjaciółką Jane Austen
Autor: Cora Harrison
Ilustracje: Susan Hellard
Wydawnictwo: Drzewko szczęścia
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 374
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Dzisiaj recenzja z nieco innej
beczki. Jakiś czas temu otrzymałam od Wydawnictwa Edgard książkę-podręcznik Angielski nie gryzie. Innowacyjny kurs od podstaw. Aktywna nauka
słownictwa i gramatyki za pomocą ćwiczeń. Muszę przyznać, że mój
angielski nie jest na najlepszym
poziomie. Jakieś tam bezowocne lekcje w liceum i kilka wartościowych na
studiach. Wiele razy już zabierałam się do samodzielnych kursów, żeby trochę poszlifować
język. Niestety zawsze brakowało mi wytrwałości. Oczywiście jakieś podstawy mam
i w sposób bardzo kaleczący język, potrafiłabym dogadać się z anglikiem. Zależało mi jednak na tym, żeby poćwiczyć
gramatykę i wzbogacić zasób słownictwa. I tutaj otwarcie stwierdzam, że ten kurs bardzo mi w tym pomógł.
Oferta jest przeznaczona dla
uczniów, ale także dla dorosłych samouków, którzy dopiero zaczynają naukę. Jak
widać także osoby, które miały już do czynienia z językiem, jednak kontakt ten był krótkotrwały i powierzchowny
(ja) będą z książki zadowolone.
Kurs składa się z
trzynastu części tematycznych: alfabet i wymowa, pierwsze kontakty, czas i
liczby, człowiek i rodzina, dom i czynności codzienne, jedzenie, zakupy,
szkoła, praca, podróże, sport i czas wolny, przyroda, zdrowie.
Każdy z rozdziałów zawiera
prezentację materiału leksykalnego i
gramatycznego. Są to przede wszystkim dialogi lub teksty z
tłumaczeniami, gramatyka w pigułce, która wyjaśniona jest w sposób zwięzły i
zrozumiały, bez zbędnych zawiłości, niepotrzebnych na tym etapie nauki. Trzecim
etapem jest nauka słówek i różnego rodzaju konstrukcji. Bardzo podoba mi się
to, że wszystkie słówka użyte w danym rozdziale oraz nowe zwroty są zebrane na
końcu każdego rozdziału. Dzięki temu nie tracimy czasu na szukanie słówek w
słowniczku ogólnym. Po tych trzech etapach następuje wiele różnorodnych ćwiczeń,
które mają pomóc nam przyswoić daną partię materiału. Ciekawym pomysłem było
umieszczenie przez autorów przy sekcji ćwiczeń minisłowniczków ze słówkami
potrzebnymi w wykonywanych przez nas ćwiczeniach. Przyznam szczerze, że
zaskoczyła mnie ilość ćwiczeń (średnio dwanaście na jeden rozdział), która
naprawdę pomaga w utrwaleniu materiału.
Na końcu każdego rozdziału
znajduje się sekcja sprawdź się. Są to dwa ćwiczenia podsumowujące: test wyboru i
zadanie, w którym musimy pisemnie udzielić odpowiedzi na zadane pytania.
W działach z ćwiczeniami i
w sekcji sprawdzającej nasze umiejętności możemy w ramach relaksu dowiedzieć
się czegoś o Wielkiej Brytanii i kulturze angielskiej, gdyż na marginesach znajdują
się krótkie ciekawostki (np. czy wiesz,
że Wilhelm I zdobywca wydał prawo, które nakazywało Brytyjczykom iść spać o
godzinie 8.00.)
A jak moje postępy w nauce
języka angielskiego? Najważniejsze jest to, że podręcznik jest napisany w taki sposób, że nauka nie nuży. Dotarłam już prawie do końca nauki i nie zrezygnowałam, a to już sukces.
Przede wszystkim przypomniałam sobie podstawy i utrwaliłam
je, mam nadzieję już na zawsze. Przyznam też, że w kilku miejscach byłam
zaskoczona ilością wiadomości na dany temat. Na przykład cały rozdział pierwszy
poświęcony został alfabetowi i wymowie.
Jest to kompendium wiedzy na temat reguł wymowy angielskich spółgłosek, samogłosek i
dyftongów. Nie przypominam sobie abym jeszcze gdzieś trafiła, na tak dokładne
potraktowanie tego tematu. Po przyswojeniu materiału możemy zajrzeć na stronę www.slowka.pl/wymowa,
gdzie możemy posłuchać nagrań przykładowych słówek, czy wykonać kilka ćwiczeń, które są dostępne gratis.
Mimo poziomu podstawowego
poznałam także wiele nowych słów i zwrotów, z czego jestem bardzo zadowolona
(może to głupie, ale do tej pory nie wiedziałam, że wellingtons to po angielsku kalosze).
Na końcu podręcznika
znajduje się tabela czasowników nieregularnych (bardzo przydatne, szczególnie w
dalszej nauce), słowniczek angielsko – polski oraz odpowiedzi do ćwiczeń.
Jedyna rzecz, do której
mogłabym się przyczepić, to dosyć monotonna kolorystyka. Nie jest to jednak
pozycja przeznaczona dla dzieci, więc fakt ten nie stanowi wielkiego problemu.
Kurs Angielski nie gryzie polecam osobom, które chcą szybko poznać lub przypomnieć
sobie podstawy języka angielskiego, w sposób uporządkowany, ciekawy i bardzo konkretny!
Tytuł:
Angielski nie gryzie
Autor:
Agata Nowak
Wydawnictwo:
EDGARD
Rok
wydania: 2011
Liczba
stron: 165
Za
możliwość przeczytanie i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu
28 MAJA O GODZINIE 18 W RACIBORSKIEJ BIBLIOTECE ODBĘDZIE SIĘ SPOTKANIE AUTORSKIE Z KATARZYNĄ ENERLICH!!! JEŚLI UDA MI SIĘ TAM BYĆ, TO SPEŁNI SIĘ JEDNO Z MOICH MARZEŃ:) TRZYMAJCIE KCIUKI. A MOŻE I KOGOŚ Z WAS ZAINTERESUJE TA WIADOMOŚĆ?
Dzisiaj przyszedł czas na kolejną książeczkę z cyklu Tymkowe czytanie. Postanowiłam, że wybiorę jeden konkretny dzień tygodnia, w którym będą ukazywały się na moim blogu recenzje dziecięce. Będzie to poniedziałek. Dziś wyjątkowo ukaże się jeszcze recenzja z tego cyklu, ponieważ mamy sporo książeczek do pokazania i nie chciałam czekać do przyszłego tygodnia.
Chciałabym jeszcze pochwalić się na forum, że wygrałam ostatnio swój pierwszy konkurs i oto dzisiaj otrzymałam cieplutką paczuszkę z książkami od Isadory za co jeszcze raz jej tutaj dziękuję.
A teraz już przechodzę do obiecanej książeczki dla dzieci. Dziś będzie to SMOK ZE SMOCZEJ JAMY
Któż z nas nie lubi charakterystycznych bajeczek i wierszyków stworzonych przez Wandę Chotomską.Wszystkie są ponadczasowe, śmiali się z nich moi rodzice, śmiałam się ja i teraz śmieje się mój syn. Legendę o smoku Wawelskim powinno znać każde dziecko, to oczywiste. Wydawnictwo Babaryba wypuściło na rynek tą kultową bajkę przeznaczoną dla mniejszych dzieci, w której to autorka nieco skróciła oryginalną wersję oraz nadała jej tak zabawny ton, że mimo iż historia o smoku Wawelskim jest w zasadzie straszna, dziecko bynajmniej nie jest przerażone, a wręcz przeciwnie - zaśmiewa się do łez. Humoru dodają też świetne ilustracje Edwarda Lutczyna, polskiego artysty plastyka o bardzo charakterystycznej kresce.
Chyba każdy z nas widząc jego rysunki, plakaty jest w stanie bez mrugnięcia okiem wskazać autora. Pamiętam, że kiedy byłam mała, pojechaliśmy z rodzicami na wczasy do Jastrzębiej Góry. Przez pierwszy tydzień ciągle lało, więc nie było mowy o żadnych wycieczkach, nie mówiąc już o spacerach nad morzem. Wtedy tato kupił nam książeczkę z rysunkami Lutczyna. Do dziś pamiętam jak zaśmiewaliśmy się do łez i nawet nie było nam szkoda, że na dworze pada.
Dodatkowym atutem jest wydanie polsko-angielskie książeczki, co jest przydatne dla dzieci, które już uczą się języków obcych, ale przyznam, że i ja z zaciekawieniem sprawdzałam poziom swojego języka:)
Książeczka jest bardzo starannie wydana, mimo miękkiej okładki, zachęca grubym, błyszczącym papierem, niesamowicie barwnymi ilustracjami, no i nie lada gratką dla malucha, którą są kolorowanki na wewnętrznych stronach okładki. Na jednej mieści się smok żarłok oraz miejsce na portret i podpis właściciela, natomiast na drugiej broń pogromcy smoków do pokolorowania i miejsce na rysunek mamy i taty jako pogromców smoków. Prawda, że dobry pomysł? Myślę, że nie trzeba nikogo specjalnie namawiać do przeczytania tej kultowej książeczki o smoku żarłoku i jego dzielnym pogromcy szewczyku Dratewce.
Tytuł: Smok ze smoczej jamy
Autor: Wanda Chotomska
Ilustracje: Edward Lutczyn
Wydawnictwo: Babaryba
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 24
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książeczki dziękuję Wydawnictwu BABARYBA
Recenzję zamieściłam również na portalu lubimyczytac.pl
Recenzję zamieściłam również na portalu nakanapie.pl
Jakiś czas temu zostałam oTAGowana przez Edytę, za co bardzo jej dziękuję. Przepraszam też, że dopiero dziś udało mi się wziąć udział w zabawie. Osobiście nie będę dalej oTAGowywać nikogo, gdyż wszyscy z moich znajomych blogowiczów brali już udział w tym szale:)
1.
Pierwsza
przeczytana przez Ciebie w życiu książka. Dlaczego zapadła Ci w pamięć?
Kubuś
Puchatek, Dzieci z Bullerbyn, Muminki, wiersze Brzechwy. To były moje
pierwsze samodzielne lektury.
2. Ile
osób udało Ci się zarazić pasją blogowania?
Na początku się nie chwaliłam. Trochę się
bałam, że nic z tego nie wypali. Teraz już nieśmiało informuję znajomych. Czy
jednak kogoś już zaraziłam? Nic mi o tym nie wiadomo.
3. Czy zniszczyłaś/łeś jakąś książkę celowo?
Jak to było?
Nigdy! Nawet by mi to nie przyszło do
głowy. Książki, które nie przypadają mi do gustu po prostu oddaję w dobre ręce.
4. Podaj tytuł książki, którą wszyscy
zachwalali i twierdzili, że jest świetna, a Ty mimo najszczerszych chęci nie mogłaś/łeś
się w niej tego dopatrzeć.
Nic mi teraz nie
przychodzi do głowy. Poważnie. Siedzę już od godziny i nie mogę podać żadnego
tytułu.
5.
Ile
pieniędzy w skali miesiąca wydajesz na książki?
W
obecnej chwili mam takie zapasy, że nie kupuję nic nowego. Chcę nadrobić
lektury, które posiadam w swojej biblioteczce. Do tego dochodzą jeszcze
egzemplarze recenzyjne od wydawnictw, których też się trochę uzbierało.
6.
Najgorsza
i najlepsza przeczytana przez Ciebie książka.
Nie
cierpię Iliady. Nigdy też nie
przeczytałam jej do końca. Polonistka i takie wyznania:) :)
Nic na
to nie poradzę. Jeśli chodzi o najlepszą
książkę, to nie mam tej jednej jedynej.
Uwielbiam wiele tytułów i ten zbiór regularnie się powiększa. Ostatnio
na przykład przeczytałam Tajemnicę Abigél Magdy Szabó i jestem nią oczarowana.
7.
Gdybyś
nie mogła/mógł czytać to co byś robił/ła?
To
byłby dla mnie koniec świata. Gdybym jednak nie miała innego wyjścia,
musiałabym się zadowolić audiobookami. Mam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi.
8.
Co daje Ci czytanie książek? Czy masz z
tego jakieś korzyści?
Korzyści?
Mam same korzyści i tylko jedną wadę: coraz słabszy wzrok:(
9.
Jaki
dobry wg Ciebie film ostatnio oglądałaś/łeś?
Erratum, Taxi A, Kret, Sala samobójców.
10. Czy dopadło Cię kiedyś tzw. przesilenie
książkowe?
Na
studiach miałam tyle lektur, że nawet gdybym czytała dzień i noc, to nie było
szans przeczytać wszystkiego. Po pewnym czasie miałam już serdecznie dość, ale
to przesilenie tyczyło się tylko książek ze spisu lektur.
11. Gatunku jakich książek nie lubisz, a mimo to je czytasz?
Nigdy
nie przepadałam za fantastyką, ale od jakiegoś czasu podczytuję i zaczynam się do
niej przekonywać.
Magda Szabó. Po raz
pierwszy zetknęłam się z tym nazwiskiem gdzieś na studiach, ale nijak nie mogę sobie
przypomnieć gdzie? jak? dlaczego? Potem czytałam recenzję Świniobicia tejże autorki ,u jednej z blogerek. Pomyślałam, że
warto dowiedzieć się czegoś więcej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam,
że ludzie zabijają się o książki Szabó, a jedna z nich Tajemnica Abigél, szczególnie cieszy się dużą
popularnością. Moja ciekawość została rozbudzona, rozpoczęłam poszukiwania w
bibliotekach. Niestety książka była w ciągłym ruchu i może do dziś bym na nią
czekała, gdyby nie wznowienie w wydawnictwie Bona. Dzięki uprzejmości tegoż wydawnictwa otrzymałam egzemplarz
recenzyjny i oto właśnie zamierzam się z wami podzielić moimi zachwytami.
Magda Szbó żyła w
latach 1917-2007. Ukończyła Uniwersytet w Debreczynie i uzyskała uprawnienia do
nauczania łaciny i węgierskiego. Wyszła za mąż za Tibora Szobotkę, znanego
tłumacza i pisarza.
Rozpoczęła karierę jako
poetka dwóch tomików wierszy: Owieczka i Powrót do ludzi. W 1949 roku otrzymała nagrodę Baumgarten Prize.
Prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia Szabó została aresztowana ze względów
politycznych i natychmiastowo zwolniona z Ministerstwa Religii i Edukacji. Aż
do roku 1958 zabraniano drukować jej utworów. Pracowała wtedy jako nauczyciel w
szkole publicznej. W czasie przymusowego milczenia twórczego Szabó porzuciła
poezję na rzecz prozy.
Już pierwsza powieść Fresk,
przyniosła jej uznanie i popularność, a dalsze pozycje takie jak Drzwi zamknięte (za tę powieść autorka
otrzymała francuską nagrodę Prix Femina za najlepszą powieść obcojęzyczną) , Świniobicie, Piłat ugruntowały tylko
jej pozycję. W 1970 roku ujrzała
światło dzienne Tajemnica Abigél,
powieść dla młodzieży, która przyniosła autorce międzynarodową sławę Akcja powieści toczy się na Węgrzech, w latach
czterdziestych ubiegłego wieku. Główna bohaterka, nastoletnia Gina Vitay żyje
jak każda nastolatka z bogatego domu. Spędza czas na herbatkach u cioci Mimó, z przyjaciółkami, zawiera pierwsze znajomości
damsko-męskie, uczy się języków obcych ze swoją osobistą guwernantką Marchelle. Nagle jednak z niewiadomych przyczyn jej
sielankowe życie musi ulec zmianie. Trwa wojna i guwernantka musi zostać
odesłana do Francji, gdyż jej naród walczy po przeciwnej stronie barykady.
Jako, że Gina nie ma matki, zostaje przez ojca generała wywieziona do
kalwińskiej pensji im Biskupa Matuli w Arkodzie. Właściwie ciężko to miejsce
nazwać szkołą z internatem. Pensja Matuli to istna twierdza z kratami w oknach.
Każda z wychowanek przed wejściem za mury uczelni musiała zostawić cały swój
dobytek, łącznie z bielizną, biżuterią, szczoteczką do zębów itp. Dziewczynka
jest przerażona i nie może zrozumieć, jak ojciec mógł wywieźć ją w tak okropne miejsce, gdzie nie
można się bezkarnie śmiać, przytulać, rozmawiać. Nie można mieć nawet swojej
ukochanej przytulanki.
Dopiero po długim czasie Gina pozna prawdziwy
powód tak radykalnej zmiany w jej życiu. Wiedza ta jednak sprawi, że stanie się
z dnia na dzień dorosłą kobietą. Na razie jednak Gina ma większy problem. Już
na początku popadła w konflikt z innymi wychowankami pensji, które od tej pory
traktują ją jak powietrze. Dziewczyna początkowo butna i zadziorna, pod wpływem
wielu doświadczeń łagodnieje, dorasta i wreszcie zaczyna powoli przyzwyczajać
się do tego miejsca, szczególnie, że po rozmowie z ojcem (nie chcę dokładnie
opowiadać, żeby nie zepsuć wam lektury) wie, że będzie musiała zostać w Matuli jeszcze
bardzo długo. Ciężkie chwile pomaga jej
przetrwać tajemnicza Abigél, która czuwa nad wychowankami pensji od wielu lat. Kiedy
teraz czytam to co napisałam, wydaje się, że ktoś, kto jeszcze nie czytał tej
książki, może pomyśleć, że to zwykła powieść pensjonarska jakich wiele. A
jednak nie! Książka ma coś takiego w sobie, że nie można się od niej oderwać.
Co dziwi, szczególnie, że autorka użyła dosłownie kilku dialogów. Nie
przeszkadza to jednak w żaden sposób prowadzić wartkiej akcji, która w ani
jednym miejscu nie powoduje senności czy znużenia. Tajemnica
Abigél to powieść o trudnym
dorastaniu na pensji w czasie wojny, która jest wyraźnym tłem. Dziewczynki mimo młodego wieku, stykają się z
takimi pojęciami jak ruch oporu, śmierć, prześladowania Żydów. Mimo swoich
kilkunastu lat rozumieją powagę sytuacji i nawet poważanym nauczycielom nie
udaje się ich oszukać. Mamy tutaj też niewielki wątek sensacyjny związany z
Giną i jej ojcem, o którym jednak nie mogę więcej napisać, żeby nie zdradzić
cennych szczegółów.
Bardzo żałuję, że książka nie wpadła w
moje ręce, kiedy byłam w wieku Giny. Podejrzewam, że zrobiłabym ona na mnie
jeszcze większe wrażenie (jeśli się da). Mam nadzieję, że powstaną także wznowienia innych powieści Szabó, bo mam
ogromną chęć poznać jej całą twórczość.
Acha! Duży plus za okładkę. Przypomina
mi trochę zeszyt szkolny, trochę pamiętnik z kluczykiem (a ten kluczyk z
serduszkiem, to klucz do domu Mici Horn, jednej z bohaterek). Nie zdradzę nic
więcej, ale gorąco, gorąco polecam.
Na podstawie powieści Magdy Szabó powstał serial, którego niestety nie mogę zdobyć. Znalazła jednak na YouTube.com wszystkie odcinki, niestety w języku węgierskim, ale za to z angielskimi napisami.
Tytuł: Tajemnica Abigél
Autor: Magda Szabó
Wydawnictwo: Bona
Data wydania: 9 maja 2012
Liczba stron: 351
Przedstawiam wam dziś stosik recenzencki, który zebrał mi się w ciągu ostatnich kilku dni. Jeszcze chwilkę będzie musiał poczekać sobie na półce, ponieważ mam jeszcze kilka pozycji z poprzedniego.
Cieszę się ogromnie, że udało mi się nawiązać współpracę z tyloma wydawnictwami, że mogę dzięki temu robić to, co kocham najbardziej:) DZIĘKUJĘ
1. CORA HARRISON - BYŁAM NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ JANE AUSTEN, OD WYDAWNICTWA DRZEWKO SZCZĘŚCIA
2.WOJCIECH ŻUKROWSKI - PORWANIE W TIUTIURLISTANIE, OD WYDAWNICTWA BABARYBA
3. MARCEL PAGNOL - CZAS TAJEMNIC, OD WYDAWNICTWA ESPRIT
4. EVAN MANDERY - PONADCZASOWA HISTORIA MIŁOSNA, OD WYDAWNICTWA SQN
5. K. WÓJNICKA, E. CIAPUTA - KARUZELA Z MĘŻCZYZNAMI, OD WYDAWNICTWA IMPULS
6. P.P. GRZYBOWSKI - SPOTKANIA Z INNYMI, OD WYDAWNICTWA IMPULS
7. B. KOWALEWSKA - MAM CZAS DLA DZIECKA, OD WYDAWNICTWA IMPULS
8. M. JANCZEWSKI - CEWEBRYCI SŁAWA W SIECI, OD WYDAWNICTWA IMPULS
9. H. HAMER, M. HAMER - ODSŁONY, CZYLI ROZMOWY Z CÓRKĄ, OD WYDAWNICTWA IMPULS
10. E. LICHTENBERG-KOKOSZKA, E. JANIUK, J. DZIERŻANOWSKI - CIĄŻA CZY STAN BŁOGOSŁAWIONY, OD WYDAWNICTWA IMPULS
11. T. RAWA, W. ŚLIWERSKI - ALFABET KACPRA, OD WYDAWNICTWA IMPULS
A jeszcze dziś wieczorem pojawi się recenzja książki, którą wręcz połykałam od trzech dni. Zaliczę ją bez dwóch zdań do jednej z najlepszych książek jakie przeczytałam:) ale o tym później. Pozdrawiam
A jeszcze dziś wieczorem pojawi się recenzja książki, którą wręcz połykałam od trzech dni. Zaliczę ją bez dwóch zdań do jednej z najlepszych książek jakie przeczytałam:) ale o tym później. Pozdrawiam
Naciśnij
mnie, to interaktywna książeczka dla dzieci, doskonale
rozbudzająca wyobraźnię. Jak czytamy na okładce: stała się bardzo szybko
międzynarodowym hitem, trafiła na listę bestsellerów i została wydana już w
dwudziestu czterech krajach.
Naciśnij
mnie
to nie lada gratka dla mnie i mojego malucha. Odkąd ta książeczka trafiła w
nasze ręce jesteśmy nią ciągle zafascynowani. Mało tego, stała się dla mnie
sposobem na poprawianie humoru mojego Tymka. Kiedy tylko jego usteczka
przyjmują kształt podkówki, lub po
prostu jest z czegoś bardzo niezadowolony, wystarczy, że pokażę mu książeczkę,
którą dodatkowo potrząsam z całej siły ( tak, tak dobrze widzicie właśnie
potrząsam, bo w tym przypadku w potrząsaniu drzemie siła) on zaczyna się śmiać
i już zasiadamy do wspólnej zabawy.
Ale zacznijmy
od początku. Kiedy otwieramy Naciśnij
mnie na pierwszej stronie, naszym oczom ukazuje się biała kartka, na środku
której widnieje żółta kropka. Pod spodem zaś czytamy: Naciśnij na żółtą kropkę i przewróć kartkę. Wiecie co się dzieje,
kiedy postąpicie według tej wskazówki? Obok pojawia się druga żółta kropka.
Cała książeczka składa się właśnie z takich prostych poleceń: potrzyj,
potrząśnij, dmuchnij, klaśnij w dłonie, przekręć książkę w prawo itd. Dziecko
ma wrażenie, że czaruje. Jest zachwycone, że oto pod wpływem jego klaśnięć małe
kropeczki zmieniają się w ogromniaste kropy, a kiedy potrząsa energicznie
książeczką wszystkie kropki układają się w chaotyczną kompozycję.
Wiecie jaka
to świetna zabawa? I to dzięki tak prostemu pomysłowi. Autor zadbał także o to,
aby po każdym, dobrze wykonanym poleceniu, dziecko otrzymało nagrodę w postaci słów:
brawo, bardzo dobrze, świetnie, doskonale. Wydaje mi się, że to bardzo dobry
pomysł, ponieważ wiadomo, że pochwały działają stymulująco, zachęcając do
dalszej zabawy.
Z książki mogą
korzystać dzieci mniejsze, mój dwulatek radzi sobie doskonale z prawie
wszystkimi poleceniami, pomagam mu jedynie wtedy, gdy trzeba liczyć lub
zgadnąć, które kropki zmieniły swoje miejsce oraz dzieci trochę starsze, gdyż przy
okazji świetnej zabawy dziecko uczy się rozróżniać barwy, stronę prawą i lewą,
liczyć do pięciu. Po prostu bardzo przyjemne z bardzo pożytecznym.
Dodatkowym
atutem jest piękne wydanie. Książka oczywiście w twardej oprawie, wydrukowana
jest na grubym kredowym papierze, a kolorowe kropki przypominają trochę
niedbałe plakatowe ciapki, co dodaje książeczce jeszcze większego uroku.
Autor Hervé
Tullet, sam tworzy ilustracje do swoich książek, a że jest ojcem trójki dzieci,
doskonale wie czego oczekują nasi milusińscy.
Jeśli macie ochotę zobaczyć mistrza przy pracy, dowiedzieć się czegoś
więcej o jego twórczości, zajrzyjcie na bardzo ciekawą i niezwykle barwną
stronę autora:
Ciekawym
pomysłem jest wydanie polsko-francuskie książeczki. Dla mnie to akurat duży
plus, ponieważ bardzo lubię język francuski, uczyłam się go w szkole i chętnie
sprawdzam się w rozumieniu nawet tak prostych zdań.
Tytuł:
Naciśnij mnie
Autor:
Hervé Tullet
Ilustracje:
Hervé Tullet
Wydawnictwo:
Babaryba
Rok
wydania: 2011
Liczba
stron: 56
Za możliwość przeczytania i
zrecenzowania książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Babaryba
W końcu udało mi się wrócić do świata żywych. Nie macie pojęcia jak taki wirus potrafi człowieka wykończyć. Wysoka gorączka i bóle mięśni tak mnie wymęczyły, że po przejściu odległości z sypialni do łazienki byłam już zlana potem. Brrrrr Dobrze, że to już za mną. Przy okazji przepraszam, że zaniedbałam trochę blogi, do których zwykle zaglądam, ale nie byłam w stanie nawet usiąść.
A teraz ważna sprawa! Do tej pory nie zgłosiła się do mnie osoba, która wygrała w konkursie Zdziwienia polonistyczne. Próbowałam się z nią skontaktować, ale bez rezultatu. Ponowiłam więc losowanie wśród tych, którzy również byli zainteresowani tą pozycją. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do Oleńki.
Gratuluję!
Dziękuję serdecznie Edycie za otagowanie mnie i obiecuję w dniu jutrzejszym przyłączyć się do zabawy. Dziś zostawiam już sobie czas na małą recenzyjkę Tymkową i na nadrabianie zaległości w czytaniu waszych blogów.
Pozdrawiam Wszystkich!
Wielkimi
krokami zbliża
się
druga wojna światowa,
a tymczasem w Gdańsku
wykluwa się
intryga z prawdziwym skarbem w tle. Zmysłowa maszynistka, dwulicowi
kochankowie, zagadkowy pośrednik,
poczciwi polscy urzędnicy
odsłaniający drugą twarz,
femme fatale o urodzie damy z Siedmiogrodu oraz wywiady kilku państw –
wszyscy są
uwikłani w tajemniczą sprawę gdańskiego
depozytu*
Czytając taką informację na okładce
książki
Piotra Schmandta Gdański depozyt
poczułam
się
w pełni
zachęcona
do lektury. Przyznam od razu na początku, że nie czytałam
w swoim życiu
zbyt wielu powieści
kryminalnych, co ostatnimi czasy postanowiłam
zmienić. Jestem w trakcie czytanie kultowej powieści A. Christie
(recenzja wkrótce), tym bardziej więc zasiadłam
wygodnie do czytania Gdańskiego depozytu.
Historia rozpoczyna się
od przedstawienia rozterek skromnej maszynistki Komisariatu Generalnego Rządu RP, na temat
konieczności
przesiadywania w pracy, w piękne
majowe popołudnie. Stasia, bo
tak ma na imię
owa maszynistka, rozmyśla
o żonie
swojego szefa Dyrektora Noskowskiego, która ma to szczęście, że nie musi siedzieć i przepisywać nudnych
dokumentów, może
spać
do późna,
godzinami przesiadywać
przed toaletką
i przeglądać magazyny mody.
Dywagacje te przerywa jej wejście
do biura pana referenta Osowskiego, którym młoda
Stasia jest zainteresowana. Niestety W.
Osowski kieruje się
wprost do gabinetu dyrektora Noskowskiego, nie znajdując czasu na nic więcej, jak tylko miłe
przywitanie panny Stasi. Po chwili obaj panowie wychodzą poruszeni i
zdenerwowani. Oto właśnie do Komisariatu
Generalnego Rządu
RP przychodzi list od tajemniczego Georga Rooka, w którym to informuje on, o
istnieniu pewnego depozytu gdańskiego
i składa
ofertę
jego przejęcia. Nadmienia jednak, że sprawę trzeba załatwić poufnie ze względu na niewyjaśnione do końca ustalenia w sprawie prawa do posiadania tego
majątku,
należącego
niegdyś
do Eufrozyny Ostrogskiej. O sprawie
wiedzą
trzy osoby: Dyrektor Noskowski, referent Osowski i major Szalewski.
Trójkącik
bardzo charakterystyczny i dostarczający powieści momentów niezwykle
humorystycznych. Panowie postanawiają na własną rękę przejąć depozyt, oczywiście za odpowiednią sumę. Niestety wszystko
się
komplikuje, kiedy w sprawę
wplątane
zostaje wiele innych tajemniczych osób, w tym w kilka bardzo wyrazistych
postaci kobiecych. Nie będę oczywiście zdradzać więcej szczegółów,
gdyż
chcę
swoją
recenzją
zachęcić was do
przeczytania tej książki.
Powieść nie należy do lektur łatwych
ze względu
na wielowątkową fabułę. Nie wolno czytać jej z przerwami.
Ja, na początku
z braku czasu sięgałam
do niej co drugi dzień
i po prostu pogubiłam się w gąszczu postaci i wątków. Zaczęłam
więc
jeszcze raz, tym razem czytałam regularnie
i z dużym
skupieniem, co pozwoliło mi skupić się na niezwykle ważnych dla tej powieści szczegółach
i szczególikach. Inaczej się
po prostu nie da. Myślę, że autor celowo tak
zagmatwał
całą historię, aby czytelnikowi
ciężko
było
rozpracować
zagadkę.
Właściwie dopiero przy
końcu,
sprawa samego depozytu, jak i osób biorących udział
w próbie jego przejęcia
zaczyna się
wyjaśniać. Wtedy też przestałam
się
„ źlić” na autora, za to
całe
poplątanie.
Mogę
więc
, chociaż
jako debiutant stwierdzić, że akcja została
poprowadzona w mistrzowski sposób. Mimo że miałam
pewne podejrzenia, nie byłam w stanie rozgryźć zagadki do końca, a to przecież duży plus dla tego
typu powieści.
Przedwojenny klimat Gdańska
zaś,
przedstawiony został tak prawdziwie, że w wyobraźni widziałam
kawiarnię
Meyerhof, razem ze Stasią
delektowałam się smakiem pralinki nugatowej
„Lindy” i w myślach
wybierałam
piękne
buciki z miękkiej
skórki „U Krejsfelda”, do których uprzejma sprzedawczyni niepostrzeżenie dorzuca
upominek w postaci pasty „EOS”. Nie znam Gdańska, więc nie jestem w
stanie ocenić
tego, z jaką
dokładnością autor przedstawił
przedwojenny plan miasta, natomiast biorąc pod uwagę jego
zainteresowania, mniemam, że
zrobił
to świetnie.
Na uwagę zasługuje
także
zróżnicowany
język
postaci, zależny
od statusu społecznego i
pochodzenia. Tutaj na miejsce pierwsze zdecydowanie wysuwają się postacie majora Szalewskiego i szklarza Wicusia, które
to jak już
wcześniej
wspomniałam
dostarczają
czytającemu
niewybrednych wątków
humorystycznych.
Jeszcze jednym
atutem, przynajmniej dla mnie, jest okładka
tej książki,
która doskonale obrazuje klimat w jakim znajdziemy się, zanurzając się w kartach Gdańskiego depozytu.
Czytając początkowo tę powieść nie miałam
w zamyśle
ocenić
jej wysoko, natomiast po dobrnięciu
do ostatniej strony, kieruję
swoje ukłony
ku autorowi. To naprawdę
świetny
kryminał. Czuję się w pełni
zachęcona
do zgłębiania innych książek tego gatunku.
*nota wydawnictwa
Tytuł: Gdański depozyt
Autor: Piotr Schmandt
Wydawnictwo: Oficynka
Seria: ABC
Rok wydania: 2011
Za możliwość przeczytania i
zrecenzowania książki
serdecznie dziękuję Wydawnictwu:
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)