Gustaw i ja - Magdalena Zawadzka, czyli o czym czytamy w DKK

Autor: Magdalena Zawadzka
Tytuł: Gustaw i ja
Opieka literacka: Zofia Turowska
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 496
Oprawa: twarda




Po lekturze książki Gustaw i ja Magdaleny Zawadzkiej już wiem, że zapisanie się do DKK było bardzo dobrą decyzją.  Wspólnie całą grupą wybieramy sobie lektury na cały rok, a że nasze gusta się różnią zdarza się oczywiście, że w moje ręce trafiają książki, po które sama pewnie nigdy bym nie sięgnęła. Tak też było w tym przypadku. Magdalenę Zawadzką znam i cenię zarówno z wielu filmów, w których zagrała, ale także z przedstawień teatralnych.  Lubię jej osobowość, dającą się wyczuć delikatność i charakterystyczny dla niej głos. Z Gustawem Holoubkiem nie było mi po drodze. Zmuszona w ósmej klasie szkoły podstawowej do wysłuchania Wielkiej improwizacji, która wtedy kompletnie do mnie nie przemówiła unikałam „spotkań” z tym wybitnym aktorem. Dopiero w latach późniejszych, po wielu klasycznych lekturach i ciekawych opowieściach, które usłyszałam od mojej cudownej polonistki w liceum, doceniłam osobę G. Holoubka. Oczywiście cenię wielu aktorów, ale niekoniecznie mam ochotę czytać o ich życiu prywatnym, dlatego długo zwlekałam z lekturą. To, że w ogóle po nią sięgnęłam było efektem programu telewizyjnego, który we fragmencie mignął mi dosłownie w TVP. Była to rozmowa z Magdaleną Zawadzką, która wspomniała, że książka Gustaw i ja bardzo jej pomogła uporać się ze śmiercią męża. Z taką czułością wypowiadała się o G. Holoubku, że jej oczy, co było widać nawet przez szklany ekran nabierały wtedy innego wyrazu. Jeszcze tego samego wieczoru zasiadłam do lektury i wyobraźcie sobie, że przepadłam całkowicie! Oj jak ja się cieszę, że należę do DKK, dzięki temu mam okazję przeżywać takie niespodzianki literackie i jeszcze dyskutować o tym z innymi członkami klubu, co też dziś będę czynić.




Już na wstępie oznajmiam, wszystkim rządnym taniej sensacji, że nie znajdziecie jej w tej książce. Owszem jest wiele smaczków z życia tego znanego małżeństwa, ale od razu można wyczuć, że M. Zawadzka postawiła jasną granicę, której ani razu nie przekroczyła.  I choć niewątpliwie jest to bardzo interesująca biografia G. Holoubka i autobiografia M. Zawadzkiej to pokusiłabym się jeszcze o określenie jej mianem kopalni wiedzy na temat życia ludzi kultury od 1969 roku aż po dzisiejsze czasy oraz szeroko pojętego teatru. Mnóstwo anegdot i opowiastek często bardzo humorystycznych. Tego nie znajdziecie w żadnych ceglastych encyklopediach.
To, co da się zauważyć od pierwszej strony to wielka miłość i szacunek, z jakimi M. Zawadzka wypowiada się o swoim mężu. Gucio, Gucieniek – takimi zdrobnieniami się posługuje.  On zresztą nie pozostawał jej dłużny i  Magdalena na zawsze staje się Magusią. Choć oboje mieli za sobą poprzednie związki to wydaje się, że właśnie na siebie czekali, że po prostu byli sobie przeznaczeni.  Dwie różne osobowości, a jednocześnie tak do siebie podobne, tak zgrane…



Oboje mieli (pani Zawadzka nadal ma) niezwykle bogate twórczo życie. Wspaniale role i związane z tym wyjazdy zagraniczne, spotkania i zawarte przyjaźnie z ludźmi teatru, literatury, sztuki, filmu i wreszcie ze zwykłymi, normalnymi, ale takimi, którzy są do dziś, niezależnie od wszystkiego. Codzienne spotkania G. Holoubka w kawiarni Czytelnik, a potem u Bliklego, gdzie dwaj panowie G. Holoubek i T. Konwicki dyskutują o wszystkim, magiczne przygotowania do premierowych przedstawień, owacje na stojąco i wreszcie zwykłe ( no może nie do końca zwykłe) życie rodzinne. Wychowywanie syna, wyjazdy na wakacje. M. Zawadzka wspomina o wszystkim, a są to opowieści tak barwne, tak interesujące, że trudno oderwać się od lektury.  Od razu zauważyłam, że autorka pisze więcej o mężu niż o sobie. Nawet wtedy, kiedy opowiada o swoich rolach, podróżach zawsze w pobliżu jest Gustaw Holoubek. Dopiero na końcu dowiedziałam się, że robiła to zupełnie celowo:

 Poczułam potrzebę utrwalenia tego, co pamiętam i czuję. Głównie dla siebie, ale chcę tę pamięć przekazać też tym, którzy nie znali Gustawa Holoubka takiego, jakim był na co dzień, albo chcieliby widzieć go, jako pełną powagi i dostojeństwa pomnikową postać, którą nigdy nie był i nie chciał być. Chcę zachować pamięć o tym, co było moje, nasze, w dowód miłości, podziwu i szacunku dla człowieka, którego los dał mi za męża, a który był wielką, wymykającą się wszelkim regułom osobowością. Mistrzem we wszystkim, co w życiu robił. A jeżeli się mylił, coś mu się nie udawało, była to porażka kogoś wybitnego, wartościowa lekcja* 357

A zaraz potem:

Był wielką indywidualnością, aż dziw, że mnie nie zdominował i przetrwałam jako Magda Zawadzka, a nie jako Holoubkowa. Zawsze szanował drugiego człowieka i jego racje. Moje też, nawet jeśli się z nimi nie zgadzał, choć nigdy nie różniliśmy się w poważnych sprawach *357

Przyznaję, że lektura tej książki pozwoliła mi spojrzeć na G. Holoubka jak na zwykłego człowieka, który miewa wady i słabostki. Do tej pory istniał dla mnie tylko jako znakomity aktor, znawca klasyki i po prostu mądry człowiek. M. Zawadzka wspomniała również o cechach charakteru, które niejednokrotnie doprowadzały ją do wściekłości: odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę, roztargnienie, a przede wszystkim hurtowe palenie papierosów i co za tym idzie wypalanie dziur w odzieży, obrusach i ciągły zapach nikotyny, którego mimo szczerych chęci nie potrafiła niczym zlikwidować.  Wszystkie te małe słabostki sprawiają, że z uśmiechem patrzę na tego mężczyznę o przenikliwych oczach i charakterystycznych uszach, a już na pewno od tej pory kojarzył mi się będzie z miną, której używał do zmiękczenia żony:



To miała być tylko krótka opinia na temat książki, a jak zwykle się rozpisałam:)
Teraz w skrócie o czym jeszcze możecie przeczytać:

- narodziny wielkiej aktorki M. Zawadzkiej
- przygotowania do reżyserowanych przez G. Holoubka przedstawień (kulisy, sposób pracy z aktorami, Holoubek nie cierpiał siedzieć za biurkiem, dużo rozmawiał z podwładnymi, ale nie pozwalał sobie wchodzić na głowę)
- liczne podróże zagraniczne i ciekawostki z nimi związane
- bogato zilustrowane życie zawodowe państwa Holoubków
-życie domowe i rodzinne: zmagania z szarą rzeczywistością PRL-u, przeprowadzki, ślub, narodziny syna, wakacyjne wyjazdy itd.
- wzruszające momenty związane z jubileuszami po latach owocnej pracy zawodowej, a potem choroba i śmierć Holoubka, który odszedł z życie swojej rodziny i przyjaciół właściwie tylko fizyczne, bo ciągle tkwi w ich sercach)

Całość napisana ze smakiem pod opieką literacką Zofii Turowskiej.  Z życia osobistego zdradza tyle ile powinna nie skąpiąc za to ciekawostek związanych z życiem zawodowym i polską rzeczywistością. Książka bogata w dokumentację fotograficzną. Polecam!

*Magdalena Zawadzka, Gustaw i ja, Marginesy, 2011, s.357

Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki Magdaleny Zawadzkiej Gustaw i ja 


10 komentarze:

  1. Bardzo lubię tego typu literaturę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle lubię dobre biografie i autobiografie. Czasem się tylko boję, żeby nie było w nich prania rodzinnych brudów i taniej sensacji.

      Usuń
    2. Mamy tą samą słabość :) uwielbiam takie książki :)

      Usuń
  2. Muszę się za książką rozglądnąć. Oboje to moja młodość, w której odgrywali poprzez kino, teatr tv ogromną rolę, i dzięki którym udziałem moim było wiele wspaniałych doznań kulturalno-estetycznych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po lekturze chcę koniecznie odświeżyć sobie kilka spektakli i filmów. Mam nadzieję, że uda mi się do nich dotrzeć:)

      Usuń
  3. I ja bym z pewnością nie sięgnęła po ta książką, bo tak jak i Ty, nie przepadam za tego typu literaturą. Jak widać, jesteś doskonałym przykładem, że czasem warto sięgnąć po coś innego, poszerzyć horyzonty, a w konsekwencji, mile się zaskoczyć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie lubię biografie i autobiografie, tylko nie o wszystkich mam ochotę czytać, a do tego boję się taniej sensacji. Jak widać czasem warto zaryzykować:)

      Usuń
  4. ja od roku noszę się z zamiarem zapisania do DKK - ale z różnych względów - musiałam to odwlec w czasie.
    Zupełnie jak Ty, pewnie nie sięgnęłabym po tą książkę ot tak sobie. Chociaż jak widać po Twoim wpisie - "nie oceniajmy książki po okładce" i czasem warto sięgnąć akurat po inną niż zazwyczaj pozycję - bo może okazać się ciekawą lekturą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie:) Teraz mamy na tapecie kolejną książkę, po którą sama bym nie sięgnęła i już się cieszę, bo może znowu coś mnie pozytywnie zaskoczy:)

      Usuń
  5. Oryginalna. Muszę się z nią zapoznać.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz swój ślad